Rozdział 35

219 5 14
                                    

-Nie no ja kurwa nie wyrobię.- Odparł Will i rozłożył ręce.
Nic mu nie odpowiedziałam, zresztą Nate również. Czasu i tak nie cofnę, a wydarzeń nie zmienię.
-To są jakieś wasze żarty, ma się rozumieć?-
-Nie...- Odpowiedziałam cicho, a blondyn szybkim krokiem podszedł do mnie, złapał za ramię i pociągnął parę metrów dalej.

Poczułam jego przyspieszony oddech, gdy zbliżył swoje zwilżone usta do mojego ucha.

-Emi...wyciągnę cię z tego...cholera..daj mi tylko działać...- Szepnął i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Will...-

-Daj..mi..działać. Pozwól..-

-Nie potrzebuję twojej pomocy, radzę sobie, zrozum że Nate jest po naszej stronie. Przyda mi się ktoś, kto będzie obok w razie, jakby coś się stało.- Odparłam uśmiechając się delikatnie, aby nie dawać we znaki jak bardzo stresuje mnie ta cała sytuacja.

Najwyraźniej nie to chciał usłyszeć chłopak stojący tuż przede mną. Jego oczy momentalnie straciły swój groźny wygląd, a zaciśnięta na moim ramieniu pięść uwolniła spod ucisku. Odwrócił się. Spojrzał na zdezorientowanego Nate'a wzrokiem, który mówił ,,jeszcze się spotkamy", po czym przeszedł obok ocierając o jego bluzę, co ewidentnie było ruchem zamierzonym. Odszedł bez słowa i parę minut później zniknął za zielonym ogrodzeniem domu jednego z naszych sąsiadów. Nie mogę uwierzyć w to, jaki ten człowiek jest egoistyczny. Nie potrafi przyjąć do tego swojego pustego łba, że Nate naprawdę chce mi pomóc i nie grozi mi nic złego z jego strony. Ja też nie umiem jeszcze sobie tego wszystkiego poukładać, a brunet, który jeszcze niedawno pomagał mi uciec z kryjówki Toma i zaryzykował swoim życiem, aby mnie ochronić stoi teraz tu przede mną i zamieszka w moim domu na calutkie dwa miesiące.

Tak po prostu, bo czemu nie!?

Ale nie rozumiem dlaczego Will wszędzie, gdzie tylko się da, musi wetknąć swoją osobę. Ile jeszcze razy będę zmuszona odciągać go od jakiejś bójki...mam tego serdecznie dosyć. Dopiero zaczęliśmy się jako, tako dogadywać, a teraz znowu szuka powodu do tego, by naszą relację zrównać z ziemią. Gdzie w tym sens?

Poczułam ciepłą rękę na swojej głowie, która szybkim ruchem zdążyła potargać wszystkie moje włosy. -Hej, żyjesz? Czy nadal myślami jesteś jeszcze w Matrixie? Nie przejmuj się tym idiotą, pora jechać.-

-Ja? W Matrixie? Oj kolego, chyba mnie z kimś pomyliłeś.- Prychnęłam i wsiadłam do czarnego auta.

-A do jakiego sklepu jedziemy?-
-Sklepu? Ktoś, coś mówił o jakimś sklepie?- Odpowiedział roześmiany.
-No przecież mieliśmy...-
-Mieliśmy zrobić zakupy, racja, ale nie określiłem się dokładnie o której godzinie zaliczymy ten sklep.-
-Zatem gdzie jedziemy, bo już sama nie wiem?- Zapytałam rozkojarzona.
-Zabieram cię w pewne miejsce, musimy przewietrzyć nieco głowy i odpocząć.-
-Nie no Nate proszę cię...-
-Mam już głęboko w dupie tą całą szkołę.- Dodał i przyspieszył gwałtownie skręcając.

No pięknie.

                            ~~~~~~

Ogromne budynki miasta zniknęły już całkowicie z widoku. Bardzo miło mijała nam wspólna podróż, jak się okazało, w stronę nieznanego mi jeszcze lasu. Ciemnooki co chwilę zagadywał do mnie i dzięki temu uniknął wielu niezręcznych chwil, które miały nastać. Gdy dojechaliśmy na miejsce Nate również zadbał o to, bym nie czuła się nieswojo. Pospacerowaliśmy, porozmawialiśmy oraz pośmialiśmy się, a czas leciał nieubłaganie szybko. Nim się obejrzałam było już grubo po siedemnastej i chociaż z miłą chęcią zostałabym w tym miejscu na dłużej, mój brzuch zaczął wydawać coraz to dziwniejsze odgłosy i stwierdziliśmy, iż pora jechać coś zjeść. 

Miłość na widokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz