Rozdział 30

291 9 4
                                    

Następnego dnia staliśmy w czwórkę na lotnisku, by pożegnać należycie naszego przyjaciela, który za parę minut miał odlecieć wraz z rodziną do Kanady. Wspominaliśmy jeszcze nasze wspólne, co prawda krótkie, lecz najlepsze chwile i staraliśmy się wesprzeć Noah jak tylko byliśmy w stanie. Na początku nie chciał żebyśmy specjalnie przyjeżdżali na lotnisko tylko po to żeby się ostatni raz pożegnać, jednakże szybko wybiliśmy mu tę myśl z głowy. Tata Avy zaoferował nam szybką podwózkę na miejsce i oczywiście chętnie z niej skorzystaliśmy. W końcu, nie ma owy że mielibyśmy zostawić go z tym wszystkim samego.

Przydaliśmy się również w noszeniu bagaży i tobołków z ich wielkiego auta, a rodzice chłopaka byli nam za to ogromnie wdzięczni.

Gdy nadeszła chwila rozstania, najbardziej smutny był chyba Tayler, który nie chciał puścić go ze swoich objęć. Bądź co bądź to oni znali się najdłużej i łączy ich dużo dłuższa więź oraz historia. Jak dobrze że ja nie musiałam tego przechodzić gdy wyprowadzałam się z Greenstown. Wtedy nikomu nie zależało na pożegnaniu się ze mną, dlatego pragnę zrobić dla Noah coś czego ja niestety lub stety nie doświadczyłam.

-Ale obiecujesz, że będziesz pisać?- Wymamrotał Tayler, który nadal nie potrafił uwolnić szatyna ze swojego uścisku.
-Codziennie. Obiecuję.- Odparł łagodnym głosem chłopak i poklepał najlepszego przyjaciela po plecach.

-Nie zapomnij wysłać nam jakichś pocztówek z tej twojej Kanady.- Dodałam a zielonooki przytaknął z uśmiechem i chodź na ogół wydawał się naprawdę wyluzowany i radosny, widać było załamanie na jego twarzy. Naprawdę nie chciał tam lecieć, a najgorszym faktem było to, że my nic nie mogliśmy na to poradzić.

-Noah! Chodź już.- Jak z transu wyrwał nas niski i poważny głos wysokiego mężczyzny z zarostem.

-Na mnie już pora, dziękuję za te parę lat, miesięcy. Liczę że jeszcze się zobaczymy dlatego nie mówię wam dowidzenia, a raczej dozobaczenia.- I tymi słowami chłopak zakończył nasze ostatnie spotkanie. Pożegnaliśmy się, a gdy samolot odpalił i powoli zaczął ruszać w stronę pasu startowego, kiwaliśmy do niego i skakaliśmy jak szaleni z myślą że najprawdopodobniej przez bardzo długi czas się nie zobaczymy.

Naprawdę mi go szkoda, bo pamiętam jaka dla mnie cholernie trudna była przeprowadzka, a świadomość tego, że on przechodzi ją dwa lub nawet dziesięć razy gorzej wprawia mnie w jeszcze większy smutek.

~~~~~

Gdy po paru godzinach spędzonych na mieście każdy poszedł w swoją stronę, właśnie zmierzałam w kierunku domu. Pogoda na szczęście dopieszczała co odrobinę mnie zdziwiło, gdyż zazwyczaj w takie smutne dni miałam dość szczęścia by napotkać dodatkowo na złą pogodę.

Nie zamartwiając się jednak na zapas, szłam powolnym krokiem dopijając ostatni łyk swojej mrożonej kawy ze Starbucks'a. Czy tylko ja jestem tak uzależniona od tej kawy?

Nareszcie zauważylam dobrze znaną mi alejkę. Stanęłam u progu drzwi mieszkania, jednak moim oczom ukazała się naklejona, biała karteczka z napisem: ,,klucze zostawiłam u Pani Vanessy, musiałam pilnie pojechać do pracy, pogadamy jak wrócę."

Standardowy tekst ,,pogadamy jak wrócę" jakoś nie wzbudził we mnie żadnych emocji czy zdziwienia. Mama zawsze tak mówi gdy nie ma jej w domu. To trochę dziwne... chce w ten sposób sprawić abym poczuła, że się o mnie martwi?

Chyba nie skoro za każdym razem zapomina o tym i koniec końców nie dochodzi do żadnej większej rozmowy.

Bardziej zdziwił mnie fakt że zamiast zostawić klucze hmm... no nie wiem, na przykład pod wycieraczką, doniczką lub lampą tak jak to się zazwyczaj robi, to wybrała naszą ukochaną sąsiadkę, do której oczywiście nic nie mam, ale jakoś nie miałam dziś ochoty na konwersację z nią czy z jej mężem, którego na dobrą sprawę widziałam tylko raz gdy pielił w ich wielkim, kolorowym ogrodzie za domem.

Miłość na widokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz