-Mojego ochroniarza?

-Tak. Będzie ci towarzyszył w drodze do szkoły i jak narazie wyjściu na dwór.

-Okej...

-Musze już iść. Widzimy się za kilka godzin - wstał idąc na górę.

-Czekaj! - obrócił się - mogę wyjść na dwór? - dlaczego ja się go w ogóle pytałam o zgodę? Co się ze mną dzieje? To wszystko przez to, że jest taki przerażający. Trudno jest się mu dobrze sprzeciwić, kiedy patrzy na ciebie tymi czarnymi oczami.

-Tak możesz, zawiadomię ochroniarza. Przykro mi, ale dalej nie mam pewności czy nie uciekniesz. Poczekaj tu aż przyjdzie.

Connor wszedł na górę zostawiając mnie tu samą. Usiadłam na krzesło, czekając na mojego 'ochroniarza".

Po chwili wszedł. Był to blondyn z brązowymi oczami. Też był wysoki, ale nie aż tak jak wielkolud.

-Może luna wyjść.

Wyszłam w końcu na dwór. Stałam przez chwilę, po prostu wdychając świeże powietrze.

Na dworze nie było dużo ludzi, albo wilkołaków. Było parę osób, które oniemiały na mój widok.

Było naprawdę ładnie. Na lewo był ogród. Na prawo ciągnęły się inne budynki a na przeciwko był las. Weszłam do ogrodu. Był sporej wielkości. Na środku stała altanka, do której właśnie się kierowałam. Ochroniarz nie szedł za mną, lecz stał obok domu cały czas patrząc w moją stronę. Był gotów do biegu, jeśli bym uciekła.

Ale czy ja miałam w planach ucieczkę?

Usiadłam na ławce. Wszędzie było mnóstwo kwiatów. Nie znałam się na nich więc nie potrafiłam określić ich rodzaju.

Siedziałam dobre parę minut wpatrując się w las. W lesie mimo dnia było ciemno. Nie raz z jego środka słyszałam łamanie gałęzi przez co dostawałam dreszczy. Tamten dzień, narobił u mnie traumy.

Siedziałam zamyślona aż usłyszałam głos. Byłam pewna, że to mój ochroniarz, lecz przecież on nie miał dziewczęcego głosu. Skierowałam wzrok na prawo. Moim oczom ukazała się mała dziewczynka idąca w moją stronę. Gdy była wystarczająco blisko mnie, przytuliła się do moich nóg. Nie wiedziałam co się dzieje, a co dopiero jak zareagować.

-Co się stało? Gdzie twoja mama? - twarz miała smutną, a z jej oczu leciały łzy. Miała może z 5 lat. Była blondynką z zielonymi oczami. Była przepiękna.

-Nn-ii-ee wiem-m - załkała.

Podniosłam ją, dając ja na ławkę obok siebie. Co ja miałam teraz zrobić? Poszukać jej?

-Gdzie ostatnio widziałaś swoją mamę?

-Nie-e p-pamiętam-m.

Wzięłam głęboki wdech. Zaczęłam panikować. Z tej okropnej sytuacji uratowała mnie biegnąca kobieta w moją stronę. Była blondynką, bardzo podobną do dziewczynki siedzącej obok mnie. Zgadywałam, że znalazła się jej mama.

-O boże tu jesteś Lily - zawołała z dała kobieta. Gdy zorientowała się, że siedzę obok Lily, przerażona podbiegła do mnie.

-Przepraszam luno, zostawiłam ją na chwilę i uciekła. Przepraszam luno - mówiąc to, klękła przede mną. Z szoku prawie zemdlałam.

-Przecież nic się nie stało..

-Stało się! Przepraszam lunę z całego serca. Moja córka jest taka niewychowana. Lily, masz przeprosić lunę za twoje karygodne zachowanie.

-Przecież nic się nie stało. Proszę nie dramatyzować - machnęłam ręką dając jej znak, żeby odpuściła. Nie wiem, dlaczego tak za to przepraszała. Przecież nic jej córka mi nie zrobiła.

Werewolf #1 [Korekta Pierwszych Rozdziałów]Where stories live. Discover now