~~~~~
Pov.Emma

-Cicho bądźcie, obudziła się.- Szepnął Chase i wbił swój wzrok we mnie, jak zresztą każdy z obecnych.

Lekko oszołomiona i zdezorientowana kierowałam swój wzrok po kolei na każdego z chłopaków. Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżę na białym i ładnie pachnącym łóżku szpitalnym. Podniosłam się jak na ostrzał i rozejrzałam się po dosyć pustym pomieszczeniu. Czy to znowu tutaj? Nie...proszę...ja nie chcę tam wracać.

Złapałam się zdesperowana za głowę, po czym schowałam twarz w dłoniach. Na samą myśl o tamtym miejscu przeszły mnie drgawki, a wszystkie rany i oparzenia po kolei dawały po sobie znaki.

Pierwsza łza uroniła się spod mej powieki i szybko spłynęła po policzku. Zaraz po niej kolejna, kolejna i jeszcze raz kolejna. Każdy spędzony czas za czterema białymi ścianami wraz z tym psychopatą Tomem był nie koszmarem, a piekłem, codziennym piekłem. To miejsce, ten szpital za bardzo mi o tym przypomina. Jeszcze ta cała ,,ucieczka"... nic, nic nie pamiętam co się wydarzyło potem. Wiem tylko że wtedy, ja, ... , rzuciłam się na Nate'a i chyba chciałam go... obronić.

Chwila.

Rozejrzałam się jeszcze raz nerwowo po pomieszczeniu.

-Ej co jest mała?- Zapytał Archer jednak ja nawet na niego nie spojrzałam.

-Gdzie jest Nate?-

-Emi co ty pierdolisz?- Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Emi... jak długo nie słyszałam tego głupiego przezwiska. To zdecydowanie był Will Evans.

-Gdzie jest Nate?! Gdzie on jest, co się z nim stało?- Resztkami sił próbowałam wstać z łóżka. Co się z nim stało do cholery!?

Jednak na mojej drodze stanął ten sam wysoki blondyn. Złapał mnie za barki i schylił do mojego wzrostu, co nie powiem, było dosyć nie miłe jak na moje marne metr sześćdziesiąt osiem.

-Nigdzie nie idziesz. Oni podali ci jakieś prochy? Gadaj!- Wrzasnął po czym położył mnie spowrotem na łóżko z taką łatwością, jakbym zupełnie nic nie ważyła.

-Puszczaj mnie ty zwyrolcu!-

-Jak ty się do mnie odezwałaś? Tak mi dziękujesz za ratunek?-

-Puszczaj mnie, bo inaczej zacznę cię jeszcze gorzej nazywać.-

Will złapał mnie za kołnierz mojego ubrania i szybkim ruchem przyciągnął do siebie sprawiając że nasze twarze były oddalone od siebie zaledwie o parę centymetrów. Poczułam jego szybki, ciężki oddech na swoich ustach. Wpatrywał się we mnie jakby za chwilę miał mnie conajmniej zabić. Serce zabiło mi jeszcze mocniej. Jeszcze nigdy nie byłam tak blisko kogoś. Jeszcze nigdy nie czułam czyjegoś oddechu i ciepła na całym ciele. Jego wściekłość mieszała się z moim zakłopotaniem.

Nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, nie potrafiłam nic powiedzieć gdy byliśmy tak blisko siebie. Miałam ochotę teraz na niego nakrzyczeć, odsunąć jak najdalej, jednakże coś sprawiało że nie potrafiłam tego zrobić.

Nie, Emma, nie myśl o tym, nie myśl o nim! Gdzie jest Nate? Wpajałam sobie dogłowy to zdanie, jakby była to dla mnie jakaś modlitwa.

-Co ty sobie wyobrażasz dziewczynko?- Odparł Will tym swoim kurewsko niskim i poważnym głosem z nutką chrypki. Jednak należy podkreślić że zależało mu tylko na przestraszeniu mnie, a ja w takie gierki nie dam się wciągnąć. -Ja chcę tylko wiedzieć co się z nim stało, przecież ja, ja wtedy...-

-Posłuchaj mnie, twój kochaś aka wybawca od siedmiu boleści, leży teraz w sali obok przypięty do kroplówki.- Powiedział bezinteresownie Evans.

-Ale co mu się stało przecież ja wtedy go...- Znowu nie dał mi dokończyć.

-Kurwa, przeszedł poważną operację, zresztą podobnie jak ty. Żyje? Żyje! Dlaczego ty tak o niego pytasz?-

-Bo gdybyś nie był zajęty totalnym rzuceniem się na niego tamtego dnia, to może dałbyś mi wtedy dojść do słowa i na pewno przedstawiłabym ci go, i wiedziałbyś dlaczego tak bardzo mi na nim zależy.- Odparłam lekko uniesionym tonem.

-Ale nie, bo ty przecież musisz zawsze wszystko załatwiać przemocą. Bo jebany król Will kurwa, nie potrafi na spokojnie porozmawiać tylko od razu wyciąga do wszystkiego i każdego te swoje wielkie pięści. I wiesz co? W dupie mam to co ty tam robiłeś, czego chciałeś, jakie miałeś zamiary, dobre, czy złe. Mam to głęboko w dupsku. Możesz mnie teraz zabić, wywieść, zrobić co chcesz. Na pewno nie spotka mnie nic gorszego, niż to co przeżyłam w tamtym miejscu, przez te wszystkie ostatnie dni.- Nie wytrzymałam. Emocje wzięły górę i musiałam wreszcie wygarnąć wszystko co zaprzątało moją głowę od paru dobrych dni. Jednak, najwyraźniej, był to błąd....

Jego spojrzenie w sekundę zmieniło się. Stało się bardziej obojętne, zawiedzione. Puścił mnie, wstał i zabrał z wieszaka swoją skórzaną kurtkę po czym pokierował się do drzwi. Usiadłam na łóżku zdezorientowana i zdziwiona.

-Tak się składa...że w ostatnim momencie przekręcił wasze ciała i to on zasłonił ciebie pomimo iż miało być na odwrót. Leżał na tobie i w tym krótkim czasie zdążył cię osłonić. Zdecydował się przyjąć strzał i dostał chyba gdzieś w okolice pleców. Rzeczy na przebranie i jedzenie masz na szafce obok łóżka.- Odrzekł Will tak totalnie na odwal. Zabrzmiało to jakby czytał gotowca z kartki na jakimś przedstawieniu lub jakby przekazywał ważne informacje jakiejś sekretarce.

-Wychodzimy chłopaki.- Machnął blondyn I nie minęło 10 sekund, a w pomieszczeniu zostałam zupełnie sama. Sięgnęłam po leżącą na małym stoliczku torbę i otworzyłam ją. Moim oczom ukazały się słodycze, bułki, owoce, ale i też czyste ubrania, które...należały do niego. Pamiętam tę bluzę. Miał ją na sobie gdy pierwszy raz ujrzałam go w moim pokoju przechodzącego przez znane już nam okno.

Dlaczego,

Dlaczego ja zawsze muszę wszystko zjebać.

==================================

Hejka! Jeśli podoba Ci się moja opowieść lub chciałbyś/chciałabyś wiedzieć co wydarzy się dalej, proszę zostaw coś po sobie. 💬/⭐ Dodatkowo będzie mi niezmiernie miło jak skomentujesz moją historię i dasz znać co o niej sądzisz. Dla ciebie to tylko parę sekund, a dla mnie to kolejna motywacja by coraz bardziej poprawiać swoje dzieło. Polecam również przedstawić je swoim znajomym i tym samym pomóc mi w przedstawianiu mojego opowiadania innym

Przypominam że szczegółowa korekta pojawi się gdy skończę pisać ,,Miłość na widoku" ♡







Miłość na widokuजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें