Count The Ways #16

17 1 0
                                    

- Milu, chociaż zejdź na dół i się przywitaj! - zawołał z dołu schodów dziadek.

Była Wigilia, a dziadek cały dzień spędził w kuchni, piekąc szynkę i ozdabiając ciasteczka. Puszczał też kolędy i fałszował, śpiewając Przybieżeli do Betlejem i Dzwonią dzwonki sań, i inne okropne piosenki, których Mila nie cierpiała.

Z hałasu na dole Mila wywnioskowała, że przyjechało jej wujostwo z kuzynami. Ta myśl nie napełniła jej radością. Nic nie mogło jej uszczęśliwić.

Z niechęcią zeszła na dół. Wszyscy zebrali się wokół staroświeckiej misy na poncz, którą dziadek wyciągnął z jakiegoś schowka w tym przepełnionym śmieciami domu.

Wszyscy, ale to wszyscy, mieli na sobie świąteczne swetry, nawet jej denerwujący mali kuzyni. Ciocia Sheri ubrała się w jakieś szkaradzieństwo z reniferem ze świecącym nosem, wuj, durny brat jej ojca, miał na sobie czerwony sweter w pasiaste cukrowe laski, a Cameron i Hayden - sweterki w elfy. Wszystko to wyglądało tak obrzydliwie, że Mila bała się o swoje oczy.

- Wesołych świąt! - zawołała ciocia Sheri i wyciągnęła ręce, by ją przytulić.

Mila nie ruszyła się ani na krok.

- Cześć - powiedziała lodowatym tonem.

- Wybierasz się na pogrzeb? - zapytał wuj Rob, kiwając głową w stronę jej czarnego stroju z fioletowymi akcentami.

Zawsze się tak do niej zwracał i najwyraźniej wciąż uważał, że to zabawne.

- Chciałabym - odparła.

Lepiej przebywać w szczerze ponurym otoczeniu niż sztucznie radosnym. A już na pewno wolałaby słuchać marsza żałobnego granego na organach niż Pada śnieg po raz setny.

- W tym roku Mila nie obchodzi świąt - poinformował ich dziadek. - Ale przynajmniej zgodziła się zaszczycić nas swoją obecnością.

- Jak możesz nie obchodzić świąt? - Hayden zwrócił na Milę swoje wielkie, niewinne niebieskie oczy. - Święta są super.

Trochę seplenił przy wymowie „r", co pewnie dla niektórych było urocze, pomyślała Mila.

- I prezenty są super! - dodał Cameron, podskakując z radości.

Z obu chłopców ekscytacja aż się wylewała, jakby ich rodzice napoili ich przed wyjściem z domu czarną kawą. Mila zaczęła się zastanawiać, czy ona także kiedyś tak cieszyła się na święta, czy może od zawsze wiedziała, jak naprawdę przedstawia się rzeczywistość.

- Nasza kultura już i tak jest zbyt materialistyczna - powiedziała Mila. - Po co komu jeszcze więcej przedmiotów?

Jej ciotka, wuj i kuzyni popatrzyli na nią niepewnie. I dobrze. Ktoś w tej rodzinie musi głosić prawdę. Sheri uśmiechnęła się sztucznie.

- Milu, nie wypijesz nawet filiżanki świątecznego ponczu?

- Ten poncz przypomina mi flegmę - odparła Mila.

Doprawdy, jak coś tak obrzydliwego mogło stać się elementem jakichkolwiek obchodów? Poncz i keks wydawały jej się raczej narzędziem tortur.

- Co to jest flegma? - zapytał Hayden.

- To ta obrzydliwa oślizgła substancja, którą zbiera ci się w gardle i nosie, gdy się przeziębisz - odpowiedziała ciocia Sheri.

Cameron uniósł swoją filiżankę.

- Mniam! Jajeczny glut! - zawołał, a potem wziął duży łyk, po którym zostały mu wąsy na górnej wardze.

Mila nie mogła tego znieść. Musiała się stąd wydostać.

- Idę na spacer - powiedziała.

- Możemy iść z tobą? - zapytał Hayden.

- Nie - odparla Mila. - Potrzebuję samotności.

- Tylko nie odchodź za daleko - zawołał dziadek. - Za godzinę obiad.

Kiedy Mila otworzyła drzwi wejściowe, dziadek krzyknął jeszcze, by zabrała płaszcz, ale go zignorowała.

Przed wszystkimi domami w okolicy parkowały dodatkowe samochody. Rodziny przyjechały na święta. Wszyscy ci ludzie zachowywali się tak samo, robili to samo. Prezenty, poncz i hipokryzja. Cóż, Mila była inna i nie zamierzała uczestniczyć w tej szopce.

Hipokryzja - pomyślała znowu, ale tym razem to słowo ją zabolało. Dylan wytknął jej, że jest hipokrytką, ponieważ oceniła Brooke po wyglądzie. Ale chłopcy, nawet tacy, którzy wydawali się fajni, jak Dylan, dają się zwieść pozorom.

Jeśli w miarę ładna blondynka zwraca na nich uwagę, natychmiast biorą ją za świętą i genialną naraz. Mila nie była hipokrytką. Była szczera i to nie jej problem, że niektórzy nie potrafili znieść prawdy.

Po okrążeniu osiedla poczuła, że robi jej się zimno, ale nie zamierzała wracać jeszcze do domu.

Przyszło jej coś do głowy. Warsztat dziadka zawsze ogrzewał mały grzejnik. Zapewniłby jej ciepło, a ona nie musiałaby wracać do rodziny. Dziadek był zbyt zajęty tym żałosnym spotkaniem świątecznym, by iść do warsztatu, dzięki czemu stanowił on idealną kryjówkę.

Dziadek trzymał klucz pod doniczką obok wejścia. Mila znalazła go, otworzyła drzwi i pociągnęła za łańcuszek, by zapalić światło w małym, pozbawionym okna pomieszczeniu. Zamknęła za sobą drzwi i rozejrzała się wokół. Od jej ostatniej wizyty warsztat jeszcze bardziej się zapełnił. Dziadek musiał sporo łazić po wyprzedażach garażowych, pchlich targach i wysypiskach. Obok stołu stał stary, zardzewiały rower, taki z wielkim przednim i malutkim tylnym kołem. Było tu też mnóstwo starych mechanicznych zabawek - metalowa skarbonka z klaunem, który wrzucał do ust monety, diabełek z pudełka, który przestraszył ją, gdy wyskoczył ze środka, chociaż gdy zaczęła kręcić korbką, wiedziała, że tak będzie. Znalazła nawet upiorną uśmiechniętą małpę grającą na talerzach.

Po co dziadkowi wszystkie te śmieci? Co zamierzał z nimi robić?

Pewnie naprawić i jeszcze bardziej zagracić dom - pomyślała. W kącie warsztatu stał najdziwniejszy przedmiot - mechaniczny niedźwiedź w muszce, cylindrze i z upiornym pustym uśmiechem. Wyglądało na to, że kiedyś pomalowano go na różowo i biało, ale mijające lata sprawiły, że przybrał szary kolor. Był wielki, tak wielki, że w środku zmieściłby się człowiek, jak w filmach science fiction, w których ludzie kierowali gigantycznymi robotami. Jego łapy, sądząc po umieszczonych na nich zawiasach, kiedyś pewnie się ruszały. Zapewne stanowił wtedy atrakcję w jakimś miejscu z upiornymi mechanicznymi zwierzętami. Jak to możliwe, że małe dzieci w ogóle lubią takie paskudztwa wywołujące koszmary.

Z zewnątrz dobiegły Milę śmiech i nawoływania. Hayden i Cameron bawili się w ogrodzie. Nie przyszło jej do głowy, by zamknąć od środka warsztat. A co, jeśli tu wejdą?

Nie mogła na to pozwolić. Na pewno powiedzieliby dorosłym, a tamci zaciągnęliby ją z powrotem do domu i zmusili do świętowania.

Wpatrzyła się w starego mechanicznego niedźwiedzia już nie tylko z ciekawością. Być może stanowił rozwiązanie jej problemów.

Otworzyła drzwi do jego wnętrza i, wsunąwszy się do środka, zatrzasnęła je za sobą. Ogarnęła ją ciemność. Tu było znacznie przyjemniej niż wśród tych upiornych światełek i obrzydliwych, kolorowych świątecznych swetrów. Wręcz idealnie. Nikt jej tu nie znajdzie. A do domu wróci, kiedy wujostwo sobie pojedzie. I co z tego, że nie porozmawia z rodzicami na Skypie? Dobrze im tak, skoro nie wrócili do niej na święta.

Fazbear Frights - Into The Pit [Tłumaczenie PL]  Where stories live. Discover now