Count The Ways #11

18 2 0
                                    

Szkolne godziny upływały jej przyjemniej dzięki świadomości, że spędzi z Dylanem przerwę obiadową. Rano czekała na spotkanie, a po południu zastanawiała się nad tym, o czym rozmawiali. Czasami czuła się trochę głupio, że tyle czasu spędza na rozmyślaniu o chłopaku.

Ale Dylan nie był zwykłym chłopakiem.

Tego dnia po powrocie ze szkoły w salonie natknęła się na dziadka.

- Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać dziś na szkolny jarmark świąteczny - zagaił.

Zamiast kardiganu, który zawsze nosił, miał na sobie brzydki zielony sweter w okropne uśmiechnięte choinki.

- Kiermasz świąteczny jest głupi. - Mila przewróciła oczami. - Kilka osób sprzedaje ozdoby świąteczne zrobione z patyków do lodów.

- Och, kiedy byłem nauczycielem, lubiłem jarmarki. W tym roku na kolację serwują chili, w wersji mięsnej lub wegetariańskiej. A do tego jest bufet z ciasteczkami bez ograniczeń. Milu, pomyśl o tym przez chwilę... - zawiesił teatralnie głos. - Bufet. Bez ograniczeń. Z ciasteczkami!

- Przygotowałeś się do tematu, co? - zauważyła Mila. Nie zamierzała mówić tego głośno, ale radość dziadka była taka słodka.

- Owszem. Bardzo poważnie podchodzę do ciasteczek.

- Widzę - westchnęła Mila.

Ten jeden raz mogłaby pozwolić staruszkowi na trochę radości. Rzadko razem wychodzili i nie zaszkodzi mu, jak spotka się z ludźmi.

- Dobra, zgadzam się. Chociaż to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.

- Świetnie - zawołał dziadek. - Wychodzimy za godzinę.

Zmierzył ją wzrokiem.

- Może założyłabyś coś, co nie jest czarne? No wiesz, coś trochę bardziej świątecznego?

- Nie przeginaj, dziadku - powiedziała Mila. Nie mogła uwierzyć, że zgodziła się iść na tak żałosną imprezę. Ale może zjawi się tam Dylan, pod przymusem, jak ona, i razem sobie z tego pożartują.

Szkolne korytarze lśniły od światełek choinkowych, a Mila trafnie przewidziała jakość ozdóbek na sprzedaż, ale wegetariańskie chili całkiem jej smakowało, a bufet z ciastecz kami prezentował się imponująco. Były nawet jej ulubione pierniczki.

Kiedy już się z dziadkiem najedli, zaczęła krążyć po korytarzach, udając, że ogląda wyroby na sprzedaż, ale tak naprawdę szukała Dylana.

Znalazła go na pierwszym piętrze. Ale nie w takich okolicznościach, jakich by sobie życzyła.

Dylan stał przed stoiskiem z ozdobami reniferowymi zrobionymi z lasek cukrowych. Nie był jednak sam. Towarzyszyła mu Brooke Harrison, piękna, zimna blondynka, która chodziła z Milą na lekcje o polityce USA. Dylan i Brooke trzymali się za ręce i śmiali z jakiegoś żartu w sposób typowy dla par. Mila przygryzła wargę, by nie prychnąć. Odwróciła się na pięcie i zbiegła na dół. Musiała znaleźć dziadka. Musiała stąd uciec.

- Coś się pali, córko Drakuli? - zawołał za nią jakiś dzieciak Nawet nie próbowała się dowiedzieć, kto to. Wszyscy byli tacy sami.

Wbiegła do stołówki i zaczęła się rozglądać za paskudnym świątecznym swetrem dziadka. Niestety, wiele osób miało na sobie paskudne świąteczne swetry. W końcu dostrzegła dziadka obok stołu z napojami, gdzie popijał kawę i rozmawiał z dwoma innymi starszymi nauczycielami na emeryturze. Wyglądało na to, że robili zakupy w tym samym sklepie z brzydkimi swetrami co dziadek.

- Musimy iść. - syknęła Mila.

Zaniepokojony dziadek zmarszczył brwi.

- Źle się czujesz?

- Nie, po prostu muszę iść. - Czemu nie mógł się ruszać szybciej?

- Dobrze, skarbie. - Posłał kolegom spojrzenie w stylu ,,w tym wieku są takie rozemocjonowane", a potem powiedział. - Na razie, chłopaki. Wesołych świąt.

W samochodzie zapytał:

- Co się stało, skarbie? Czy ktoś w szkole powiedział coś, co cię zraniło?

Mila nie mogła uwierzyć, że dziadek jest tak głupi.

- Nikt w tej szkole nic do mnie nie powiedział, bo nikt w tej szkole nigdy nic do mnie nie mówi. Nikogo w tej szkole nie obchodzi, czy żyję, czy nie!

Zdusiła łkanie i otarła oczy, próbując pohamować łzy.

- Pamiętam, że też tak się czułem, gdy byłem w twoim wieku. Za nic nie chciałbym mieć znów czternastu lat, nawet gdybym dostał z powrotem pozostałe lata życia.

Łzy nie chciały przestać płynąć. Mila wyjrzała za okno, próbując ignorować dziadka. Nie mógł tego zrozumieć. Nikt nie mógł zrozumieć, a już na pewno nie ludzie, którzy cieszyli się ze świątecznych swetrów, ciasteczek i głupich, żałosnych spraw, które wypełniały ich mózgi, by ochronić ich przed lękiem przed śmiercią.

Mila nie bała się śmierci. W tym momencie miała wrażenie, że śmierć to jej jedyny przyjaciel.

Fazbear Frights - Into The Pit [Tłumaczenie PL]  Where stories live. Discover now