Count The Ways #6

18 2 0
                                    

Na kolację dziadek przygotował spaghetti z sosem pomidorowym, chleb czosnkowy i sałatkę cezar.

- Och, dziś jesz naprawdę. - powiedział dziadek.

- Bo to naprawdę dobre. - odparła Mila, nawijając spaghetti na widelec.

- No dobrze, w końcu znalazłem coś, co lubisz – ucieszył się dziadek. - Dodam to do mojego ograniczonego repertuaru. Twój sos jest bez mięsa, a do mojego dodałem klopsiki, więc wszyscy są zadowoleni, zarówno roślinożercy, jak i mięsożercy.

- Cóż, zadowoleni to trochę przesada. - powiedziała Mila, nie chcąc przyznać, że to był naprawdę dobry dzień. - Ale spaghetti jest smaczne, a w szkole nie było tak beznadziejnie.

- A co sprawiło, że w szkole nie było tak beznadziejnie? - Dziadek nabil klopsika na widelec.

- Spotkałam kogoś, kto wydaje się fajny.

- Tak? A ten ktoś jest rodzaju męskiego czy żeńskiego?

Mili nie spodobał się pełen podtekstów ton dziadka.

- To bez znaczenia, ale akurat męskiego. Tylko nie rob z tego jakiegoś romansu. Po prostu miło nam się rozmawiało

- Miła rozmowa to już coś, szczególnie w obecnych czasach. Większość osób w twoim wieku nie podnosi wzroku znad telefonów na tyle długo, by powiedzieć: „Dzień dobry” - stwierdził dziadek. - Nie chcę wychodzić przed szereg, ale byłem tylko troszkę starszy od ciebie, gdy poznałem twoją babcię.

- Więc co, teraz chcesz mnie zaręczyć z chłopakiem, którego dopiero poznałam? Dziadku, mam czternaście lat!

Dziadek się roześmiał.

- Masz rację, jesteś zdecydowanie za młoda na zaręczyny. Ja też nie zaręczyłem się z twoją babcią, gdy byłem nastolatkiem. Ale chodziliśmy ze sobą w liceum, a potem poszliśmy na ten sam uniwerek. Zaręczyliśmy się na ostatnim roku studiów i pobraliśmy w czerwcu, zaraz po obronie. – Uśmiechnął się. - A wszystko zaczęło się od przyjemnej rozmowy podczas obiadu, jak ta twoja dziś, więc nigdy nic nie wiadomo.

- Wolnego, staruszku! - Mila pohamowała uśmiech.

Oczy dziadka zaszły mgłą.

- Tak tylko wspominam. Szkoda, że nie poznałaś swoje babci, Milu. Była naprawdę wyjątkowa. Odeszła, nim skończyła czterdzieści lat...

- Jak Annabel Lee - powiedziała Mila.

- Zwiersza Poego? - zapytal dziadek. - Niegdyś przed wielu, wielu laty w królestwie nad mórz pianą... Tak. Jakoś tak to szło.

- Znasz Poego? - zapytała Mila.

Dziwnie było słyszeć, jak dziadek recytuje jeden z jej ulubionych wierszy. Dziadek zajmował się matmą. Nie powinien wiedzieć nic o poezji.

- Możesz mi nie wierzyć, ale jestem całkiem oczytanym starcem. Cenie Poego i wielu innych pisarzy. Wiem, ze ty lubisz Poego, bo jest mroczny i straszny, i łatwo jest idealizować śmierć, gdy jest się młodym, a ona jest daleko. Ale Poe nie pisał o śmierci dlatego, że uważał ją za romantyczną. Pisał o niej, bo stracił wiele osób, które kochał. Milu, ty nigdy nie doświadczyłaś takiej straty. To... zmienia człowieka - zamrugał mocno. - Wiesz, przez całe lata po jej śmierci przyjaciele próbowali mnie wyswatać z inną kobietą, ale nic z tego nie wyszło. Dla mnie ona była tą jedyną.

Mila nigdy wcześniej nie myślała o uczuciach dziadka. Jak musiał się czuć, gdy babcia zachorowała i umarła. Jak doskwierała mu samotność po jej śmierci. I może wciąż go męczy.

- To musiało być trudne - powiedziała. - Śmierć babci.

Dziadek skinął głową.

- To prawda. Tęsknię za nią każdego dnia.

- Cóż, dziękuję za kolację - powiedziała Mila. - Chyba lepiej zabiorę się do lekcji.

- Bez proszenia? - Uśmiechnął się dziadek. - To rzeczywiście wyjątkowy dzień.

W pokoju Mila nie myślała o śmierci. Myślała o Dylanie i o tym, co dziadek powiedział o babci. Kiedy powtórzyła sobie w myślach wiersz Annabel Lee, tym razem wydało jej się, że nie jest o śmierci, lecz o miłości.

Fazbear Frights - Into The Pit [Tłumaczenie PL]  Where stories live. Discover now