ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

113 11 1
                                    

Severus przemknął przez szkolne błonia niezauważony. Za bramą narzucił na siebie pelerynę z kapturem, ale nie zasłaniał twarzy maską, nie było takiej potrzeby. W końcu miał spotkać się z Czarnym Panem sam na sam.

Aportował się na cmentarzu i z podziwem spojrzał na ogrom zniszczeń, których dokonali śmierciożercy próbując dopaść Pottera. Alison musiała się naprawdę natrudzić, by żadne z ich zaklęć nie trafiło w chłopaka.

Przeszedł spokojnie przez całą nekropolię, przyświecając sobie przywołaną kulą światła. Różdżkę trzymał w gotowości, tak na wszelki wypadek. Już z daleka dostrzegł Voldemorta i kulącego się u jego stóp Glizdogona. Uśmiechnął się ponuro do własnych myśli – na jego szczęście Czarny Pan już zdążył wyładować swoją złość na kimś innym.

Wkroczył w krąg światła rzucanego przez ognisko wciąż płonące pod kotłem, w którym odrodził się Tom Riddle.

– Panie – rzekł zduszonym głosem, przyklękając na jednym kolanie i opuszczając nisko głowę.

Całym sobą pokazywał, że jest gotowy na przyjęcie kary, ale Voldemort nie dał się zwieść. Wiedział, że zaatakowany, Snape błyskawicznie odpowie kontratakiem. Sposób, w jaki klęczał pozwalał mu szybko wybić się w górę i opaść na przeciwnika a jego silne dłonie zaciskały się na różdżce gotowe miotać śmiercionośne zaklęcia. Tak, Tom Riddle zrozumiał tej nocy wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej, że nie chciałby mieć w Snape’ie wroga.

– Witaj, Severusie – wysyczał. – Wstań.

Snape posłuchał. Podniósł się powoli, nie tracąc przy tym czujności. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd bo, mimo wszystko, wciąż czuł pewien respekt przed Czarnym Panem.

– To było bardzo sprytne, Severusie. Przysłałeś do mnie Alison, żeby wszyscy myśleli, że nadal wiernie tkwisz u boku Dumbledore’a – zaczął Voldemort widząc, że śmierciożerca nie kwapi się, by zacząć rozmowę.

– Tak, Panie. I udało się. Wszyscy, którzy wiedzą, że wróciłeś, przez cały czas widzieli mnie na trybunach podczas finału Turnieju. A Dumbledore... myśli, że znalazłem się tu z jego polecenia.

– Bardzo dobrze, bardzo dobrze – pochwalił go Czarny Pan. – Przynajmniej ty jeden nie sprawiłeś mi zawodu. Co nie zmienia faktu, że dzisiejszy wieczór okazał się katastrofą.

– Wtajemniczysz mnie w szczegóły, Panie? – poprosił Severus. – Alison nie zdążyła mi zbyt wiele przekazać.

– Nie domyślasz się? – czerwone oczy Voldemorta zwęziły się niebezpiecznie. – Harry Potter znowu mi się wymknął! Okpił mnie zwykły czternastolatek! Ale nie to jest najgorsze...

Urwał i spojrzał na Snape’a, jakby chciał sprawdzić ile ten wie. Jednak już dawno minęły czasy, kiedy potrafił cokolwiek wyczytać z jego twarzy czy z umysłu.

– Najgorsze jest to, że zjawili się tu jego rodzice – podjął. – Przeklęci Lily i James Potterowie! Ci sami Potterowie, których osobiście zabiłem w Dolinie Godryka! Jak to możliwe, Severusie? Jak... Jak udało im się przeżyć?

– Nie wiem, Panie – odpowiedział ostrożnie Severus. – O tym, że żyją dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Ale może warto spytać o to kogoś, kto przez lata udawał ich przyjaciela?

Spojrzał wymownie na Pettigrew, który przysiadł na jednym z nagrobków i próbował doprowadzić się do porządku.

– Zapewniam cię, że to zrobię – powiedział Voldemort. – Metodycznie i bez pośpiechu.

– Ja postaram się wypytać Dumbledore’a – zobowiązał się Snape.

– Przy okazji dowiedz się czy podjął już jakieś działania w mojej sprawie – rozkazał Voldemort. – Bo nie wierzę, że będzie bezczynnie czekał na mój ruch.

– Jestem przekonany, że już zaczął działać. Zwłaszcza po dzisiejszej rozmowie z Ministrem Magii.

Wiedząc, że tymi słowami przykuł uwagę Czarnego Pana, streścił mu wydarzenia ze skrzydła szpitalnego. Voldemorta wyraźnie ucieszyła reakcja Knota, podobnie jak informacja o tym, że Barty Junior trafił pod opiekę Alison.

– Widzisz, Glizdogonie, a ty się zastanawiałeś, jaką wartość mogą mieć informacje zdobywane przez Severusa w Hogwarcie – Czarny Pan zwrócił się do drugiego sługi z wyraźną drwiną w głosie. – Nadal masz jakieś wątpliwości?

Pettigrew wstał i w przypływie straceńczej odwagi lub bezgranicznej głupoty zignorował swojego pana, tylko podszedł do Snape’a i wymierzył oskarżycielsko palec w jego klatkę piersiową.

– Wydaje ci się, że taki jesteś sprytny? – wysapał. – Że tak łatwo wkupisz się w łaski Naszego Pana? A gdzie byłeś, gdy poniósł klęskę? Dlaczego nie próbowałeś go odszukać? Co robiłeś przez te wszystkie lata, kiedy jadłeś Dumbledore’owi z ręki? I dlaczego przeszkodziłeś Czarnemu Panu w zdobyciu Kamienia Filozoficznego? Co, Snape? Myślisz, że nie obserwowałem cię przez cały ten czas?

Snape miał ogromną ochotę odsunąć się od niego. Roztrzęsiony, brudny, spocony Pettigrew wydał mu się w tym momencie odrażający. Ale zamiast tego przysunął się i nachylił nad nim, by móc patrzeć mu prosto w oczy.

– Nie sądzę, bym musiał się z tego przed tobą tłumaczyć– powiedział spokojnie. – Ale odpowiem na twoje pytania. Pytasz, gdzie byłem, kiedy Czarny Pan poniósł klęskę. Byłem tam, gdzie nakazał mi być, w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, ponieważ życzył sobie, bym śledził Albusa Dumbledore’a. Chyba ci wiadomo, że to na polecenie Czarnego Pana przyjąłem tę posadę? – poczekał, aż Glizdogon potwierdzi skinieniem głowy i kontynuował: – Pytasz też, dlaczego nie próbowałem go odnaleźć, kiedy zniknął. Z tego samego powodu, z którego nie próbowało tego wielu innych. Uwierzyłem, że zginął. Nie jestem z tego dumny, przyznaję, myliłem się, ale tak było... Jednak nie porzuciłem wyznaczonego mi posterunku. Dlatego teraz mogę służyć gromadzonymi przez czternaście lat informacjami na temat Dumbledore’a.

– Ale tkwiłeś tam... – próbował wtrącić Pettigrew.

– Tak, tkwiłem tam – rzekł Snape z nutą zniecierpliwienia w głosie. – Było mi tam całkiem nieźle, o wiele lepiej niż w takim na przykład Azkabanie. Jak wiesz, polowano na śmierciożerców. Dumbledore za mnie poręczył, chroniąc mnie przed więzieniem, a ja chętnie z tego skorzystałem. Chcesz wiedzieć, dlaczego stanąłem pomiędzy Czarnym Panem a Kamieniem Filozoficznym? To proste. Nasz Pan nie wiedział, czy może mi zaufać. Nie ujawnił się przede mną, być może obawiając się, że doniosę na niego do Dumbledore’a. Bardzo żałuję, że wtedy mi nie zaufałeś, Panie – Snape przeniósł spojrzenie na Voldemorta i pokłonił się nisko. – Odzyskałbyś moc trzy lata wcześniej. A ja, niestety, nie rozpoznałem cię. Widziałem Quirrella, próbującego wykraść Kamień. No i uczyniłem wszystko, żeby mu w tym przeszkodzić.

– To czemu nie wróciłeś od razu, kiedy Czarny Pan się odrodził? Czemu kazałeś na siebie czekać?

– Dość tego przesłuchania, Glizdogonie – przerwał mu Voldemort, a Pettigrew skulił się ze strachu. – Severus już w zeszłym roku udowodnił swoją lojalność, więc nie ma potrzeby, by robił to ponownie. Swoją drogą, pomysł, by zaszczepić w umyśle szczura informacje o Eliksirze Wskrzeszenia, był naprawdę genialny.

– Dziękuję, Panie – Snape ponownie pochylił głowę w ukłonie. – Czy teraz, gdy zaspokoiłem już ciekawość Glizdogona, powiesz mi, jakie są twoje dalsze plany?

– Nie tak miał wyglądać mój powrót, Severusie, więc teraz zastanawiam się... Czy nie lepiej by było, gdybym się gdzieś przyczaił na jakiś czas? Muszę zebrać sojuszników, przygotować się do walki i uderzyć z zaskoczenia... Najlepiej tam, gdzie nikt nie będzie się tego spodziewał.

– Śmierciożercy będą milczeć, jeśli tak im rozkażesz, ale Potterowie... Mogą sprawiać problemy... Jeśli się ujawnią i zaczną opowiadać wszystkim wokół o tym, że widzieli, jak się odrodziłeś... – swoim zwyczajem Snape zawiesił głos, pozwalając, by jego słowa należycie wybrzmiały i ukształtowały się w odpowiedź, którą chciałby usłyszeć.

– Należałoby podważyć ich wiarygodność – podchwycił Voldemort. – Mam swoich zaufanych ludzi w Ministerstwie. Rozkażę im wpłynąć na redaktora naczelnego Proroka i publikować przygotowane przez nas teksty. To nie powinno być trudne.

– A inne media? – spytał Snape. – Żongler nigdy nam nie podlegał. Podobnie jak radio.

– Ale tylko Prorok dociera do niemalże każdego czarodziejskiego domu i, nie wiedzieć czemu, cieszy się zaufaniem społeczeństwa – stwierdził Riddle i uśmiechnął się pod nosem. – A skoro już mówimy o manipulowaniu opinią publiczną... To powiedz mi, jakim ministrem jest ten cały Knot?

*

Severus wrócił do domu prawie nad ranem. Był zmęczony, ale zadowolony z przebiegu spotkania z Czarnym Panem. Wybronił się od ewentualnych zarzutów i uniknął gniewu czarnoksiężnika, co samo w sobie było niemałym sukcesem. Kiedy wszedł do kuchni, dostrzegł siedzącą przy stole Alison.

– Kawy? – spytała.

– Chętnie – odparł i usiadł ciężko na krześle. – A jest szansa na coś do jedzenia?

– Jasne, zaraz odgrzeję ci kolację – uśmiechnęła się do niego.

– Ally, nie spytasz...

– Nie – przerwała mu nieco zbyt ostro. – Nie dzisiaj. I tak wszystkiego się dowiem, ale to może poczekać do jutra.

– Może masz rację – westchnął. – Chociaż obawiam się, że i tak będę musiał to kilka razy powtórzyć.

– Właśnie dlatego dzisiaj nie będę cię męczyć – stwierdziła znacznie spokojniej. – Powiedz mi tylko... jak bardzo źle było?

– Powiedziałbym, że jak spotkanie dwojga przyjaciół po latach: trochę niezręcznie, ale w sumie... nieźle. Myślę, że Czarny Pan próbował wybadać nie tylko co wiem i co robiłem przez ostatnie lata, ale też jakie stanowię dla niego zagrożenie.

Alison pokiwała głową. Tego się mniej więcej spodziewała. Wychodziło na to, że wszystko szło zgodnie z planem. Pytanie, które uparcie tłukło się jej po głowie brzmiało: jak długo ten stan rzeczy się utrzyma.

*

Następnego dnia Alison wstała bardzo wcześnie. Teoretycznie w niedzielę mogłaby pospać dłużej, ale postanowiła od razu zacząć działać. Była pewna, że Knot nie poświęci dnia wolnego na pracę, więc miała szansę go wyprzedzić.
Jako fanka wszelkiego rodzaju list i spisów, usiadła przy biurku w swoim świeżo urządzonym gabinecie i zaczęła notować.

Snape, after all this time? Część IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz