ROZDZIAŁ SZÓSTY

212 19 18
                                    

W zaświatach
Morgana podeszła do jednego ze stojących w Ogrodzie luster i ujrzała w nim tylko swoje odbicie. Zmarszczyła brwi i zrobiła jeszcze krok do przodu. I wtedy obraz zaczął się zmieniać. Od razu zorientowała się, że lustro postanowiło pokazać jej różne wycinki z życia Alison.
Ze wzruszeniem obserwowała swoją prawnuczkę i towarzyszącego jej prawie w każdym momencie życia Severusa. Bawiły ją ich podchody do siebie, gdy nie byli pewni swoich uczuć. Widziała ich pierwszy pocałunek, a także moment, kiedy Severus w imię młodzieńczej miłości poświęcił swoje życie, żeby zdjąć klątwę z Alison.

Widziała ich niepewność, gdy dowiedzieli się, że zostaną rodzicami. Widziała też radość, kiedy Sammy przyszedł na świat. Z bólem serca obserwowała ich rozstanie. Miała łzy w oczach, kiedy patrzyła na cierpienie ukochanej prawnuczki. I czuła dumę widząc, jak dziewczyna poradziła sobie w tej sytuacji. Ucieszyło ją także, że Ally i Severus w końcu się dogadali. Teraz byli rodziną.

Obrazy przestały się przesuwać, ukazując jej salon, w którym Alison i Sev spędzali wieczór siedząc przy stole. Morgana zrozumiała, że tym razem patrzy na to, co dzieje się na ziemi w tym właśnie momencie. Lustro nagle zmętniało, a jedynym wyraźnym obiektem, który mogła dostrzec, był zegar. Nie myśląc o tym, co robi, wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć. Zaskoczona odkryła, że może to zrobić, więc chwyciła zegar, a lustro odrzuciło ją do tyłu.

– Pierwszy raz wiedzę, żeby lustro coś komuś podarowało – odezwał się ślepy strażnik ogrodu.
– Mogę to zatrzymać? – spytała niepewnie kobieta.
– Myślę, że tak – odparł mężczyzna. – Tylko pamiętaj, co ci mówiłem o ingerowaniu w sprawy żyjących.
– Pamiętam – zapewniła go.

Wracając do domu Potterów zastanawiała się, czy próba nawiązania kontaktu jest ingerencją w życie Alison i czy może mieć jakieś negatywne skutki.

~*~


  – ... i nie wrócił – wyszeptał przerażony Glizdogon, kuląc się u stóp Barty'ego Croucha, który stał nad nim z różdżką w dłoni.
– Twój ojciec nam się wymknął – zapiszczał Voldemort, który pomimo niewielkich rozmiarów nadal potrafił swoją wściekłością przerazić nawet najbardziej zatwardziałych śmierciożerców. – Kolejny raz musimy zmieniać nasze plany... Ukarz winnego, Barty, daj mu odczuć nasz gniew...

Croucha nie trzeba było do tego namawiać. Jego złość dorównywała wściekłości Czarnego Pana. Uniósł różdżkę i pełnym nienawiści głosem wykrzyczał:

CRUCIO!

Peter Pettigrew wył miotając się po podłodze, a zaklęcie nawet przez chwilę nie słabło. Nawet wtedy, gdy Glizdogon stracił przytomność.

~*~


  Po początkowej ekscytacji związanej z Turniejem Trójmagicznym, Harry i Sam doszli do wniosku, że w zasadzie nie mają się z czego cieszyć. Byli zbyt młodzi, żeby wziąć udział w Turnieju, a przez to, że odwołano w tym roku mecze quidditcha, to nie mogli nawet trenować. Dlatego w pewną sobotę postanowili poćwiczyć we własnym zakresie. Zabrali swoje miotły i spotkali się na boisku.

Chociaż nikomu o tym nie mówili, to na trybunach dostrzegli Alice Malfoy. Sammy w pierwszej chwili ucieszył się, że jego przyjaciółka będzie obserwować ich trening, ale później pomyślał, że być może dziewczyna znów się tutaj ukrywa, bo ktoś sprawił jej przykrość. Nie wiedział, czy powinienem do niej podejść, czy udawać, że niczego się nie domyśla. Był tak rozkojarzony, że nawet nie zauważył, kiedy Harry wzbił się w powietrze i odbił tłuczka w jego stronę. Dopiero trafienie w ramię trochę go otrzeźwiło. Dosiadł miotły, ścisnął pałkę w dłoni i wybił się wysoko w górę. A później trafił Pottera tłuczkiem w kolano. Przyjacielska rywalizacja zapowiadała się dosyć ostro.

Po około godzinie, gdy zmęczeni chłopcy wylądowali z powrotem na boisku, ich twarze przedstawiały sobą obraz nędzy i rozpaczy. Jednak spomiędzy świeżych siniaków i krwawiących ran wyłaniały się ich szerokie uśmiechy i błyszczące zadowoleniem oczy.

– To był dobry trening – powiedział Sammy.
– Najlepszy – roześmiał się Harry. – Musimy go kiedyś powtórzyć.
– I to jak najszybciej, bo później mogą nam i tego zabronić.
– To jak, idziemy coś zjeść? Już chyba czas na kolację? – spytał Potter.
– Ja jeszcze chwilę zostanę, mam coś do załatwienia – odparł Sam i wskazał głową na trybuny. – Zobaczymy się później.

Nie czekając na odpowiedź przyjaciela, wkroczył na trybuny i podszedł do Alice. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiech od razu spełzł jej z twarzy.

– Okropnie wyglądasz, Sam – wyszeptała przejęta.
– Dzięki, Alice, właśnie coś takiego chciałem od ciebie usłyszeć – wyszczerzył się do niej w uśmiechu.
– Och, to nie… ja nie… – jąkała się zawstydzona. – Miałam na myśli, że teraz, a nie że…
– Ej, nie ma sprawy, załapałem – roześmiał się. – Ty za to wyglądasz uroczo, jak zawsze.
– Serio? – spytała tak zaskoczona jego komplementem, że aż rozdziawiła buzię.
– Serio – Sammy przysiadł się do niej. – Co tu robisz?
– Słyszałam, jak umawiałeś się z Harrym i pomyślałam, że fajnie by było popatrzeć , jak latacie. Tylko nadal nie wiem, czemu tak się okładaliście tymi tłuczkami?
– Ćwiczyliśmy refleks i zwody, ale jak widać nie najlepiej nam poszło – wyjaśnił jej chłopak.
– No coś ty, byliście świetni – zapewniła go szybko. – Po prostu latacie tak samo dobrze, więc…
– Myślę, że jednak ja latam lepiej – przerwał jej Sam. Ostrożnie dotknął jej lodowato zimnej dłoni i powiedział lekko zmienionym głosem: – Cieszę się, że przyszłaś, ale chyba bardzo zmarzłaś… Może wrócimy do zamku?
– Możemy – wyszeptała dziewczyna. – Ale już w ogóle nie jest mi zimno…
– Ale mi jest – mruknął Sam i nagle się zawstydził.

Miał na sobie przepoconą szatę do quidditcha i zaczynał odczuwać panującą wokół temperaturę. W dodatku, kiedy to do niego dotarło, poczuł się trochę nieswojo – zdecydowanie wolałby flirtować z nią, wyglądając nieco inaczej niż teraz.

– To chodźmy – zgodziła się szybko Alice. – Chociaż sądzę, że najpierw powinieneś zrobić coś ze swoją twarzą.
– Umyję się i pomyślę o tym – zapewnił ją.

Puścił ją przodem, kiedy schodzili po schodkach, a później szedł z nią ramię w ramię. Walczył z przemożną ochotą złapania jej za rękę. Na takie gesty było jeszcze zdecydowanie za wcześnie, ale i tak zaczynał być dobrej myśli.

Snape, after all this time? Część IIIWhere stories live. Discover now