Rozdział 19 ~ Wciąż żyjemy

86 15 4
                                    

NIESPODZIANKA :D
Nie spodziewaliście się mnie dzisiaj?
Tak wam powiem, że jutro z okazji dnia dziecka również możecie spodziewać się rozdziału :D 

Pov Levi

Obudziłem się z dużym bólem głowy w sali pooperacyjnej. Otworzyłem zmęczony oczy i pierwsze na co spojrzałem, to zegarek naścienny. Było blisko godziny czwartek w nocy. Prawdopodobni Armin wysłał już Hanji wiadomość informującą o moim zaginięciu. Mimo wszystko musieliśmy wrócić do nich jak najszybciej, zanim by się przemieścili w inne, nieznane nam miejsce. Tylko czy w naszym stanie było po co do nich wracać? Co, jeśli nie wrócimy? Czy uda im się odbić Erena i Hisotrię? Myśl, że przez moją nieobecność cała ludzkość by na tym ucierpiała, wiedziałem, że mimo bólu, muszę do nich dołączyć. Co jednak zrobić z Alison?

Rozejrzałem się dokładniej po sali. Na łóżku obok mojego leżała białowłosa, wciąż spała. Była tak samo, jak ja przebrana w strój szpitalny. Jej twarz była pokryta jakaś białą mazią. Po drugiej stronie pokoju stały trzy pielęgniarki rozmawiające między sobą szeptem.

- Co im się stało? - Zapytała jedna z sanitariuszek.

- To jakiś koszmar, widziałaś twarz tej dziewczyny? Jak ktoś mógł coś takiego zrobić.

- Biedaczka, będzie cierpiała do końca życia przez to, a jest taka młoda.

- Ma dziecko, może też męża, nie wiem, czy to ten, który ją przyprowadził, ale wygląda na porządnego, może nie zostawi jej samej z dzieckiem z tego powodu.

- No nie wiem, dziewczyna wygląda jak jakiś potwór z miejskich legend.

Ja im kurwa dam potwór. Nawet z tą szramą była sto razy ładniejsza od nich. Przez sekundę nie pomyślałem, aby ją zostawić z tego powodu! Co za tępe baby. Mogłem jednak założyć się, że, skoro tak myślały, nigdy nie zaznały prawdziwej miłości.

Wstałem z łóżka, co sprawiły, że kobiety od razu zamilkły. Jedna z nich podeszła do mnie.

- Powinien Pan jeszcze leżeć - powiedziała, ale zignorowałem jej słowa. Sięgnąłem po mój mundur, który złożony leżał na krześle obok. Był mocno podarty, jednak nie miałem nic innego - Czy wezwać żandarmerię? Chce Pan złożyć zeznania, z tego, co się wydarzyło?

- Nie, będziemy zaraz wychodzić - odpowiedziałem, nie chcąc marnować czasu na jakieś głupoty. Zwłaszcza że to z Żandarmerią mieliśmy na pieńku. - W jakim stanie jest dziewczyna - zapytałem, kończąc ubieranie się.

- Obydwoje jesteście w ciężkim stanie, nie powinniście wstawać. Straciliście dużo krwi.

Byłem tego świadom, jednak nie potrzebowaliśmy zostawać na obserwacji. Ważne, że zajęły się ranami, teraz zregenerować mogliśmy się wszędzie.

- Jak jej rana na twarzy - zapytałem, podchodząc do dziewczyny.

- Zszyliśmy ją... jednak blizna zostanie - odpowiedziała mi przygnębiona pielęgniarka. - To jest maść - sięgnęła po słoiczek przy szafce nocnej. To właśnie nim białowłosa musiała być posmarowana. Spod białego kremu dało się zobaczyć szwy na policzkach. - Pozwoli to lepiej i szybciej zagoić się ranie, niech smaruje nawet cztery razy dziennie. - Skinąłem głową, chowając maść do kieszeni płaszcza. Tej samej kieszeni, w której miałem pudełeczko z pierścionkiem zaręczynowym.

Podszedłem do dziewczyny i zacząłem delikatnie ją budzić. Tak bardzo nie chciałem tego robić, zasłużyła sobie na odpoczynek, jednak czas nas gonił. Po chwili białowłosa otworzyła swoje oczy. Były całe zaczerwienione od płaczu. Instynktownie chciała je przetrzeć, ale zbyt blisko oczu miała maść, więc złapałem jej dłonie, aby nie wtarła jej sobie w oczy.

- Masz krem na twarz - powiedziałem, po czym puściłem ręce dziewczyny. - Musimy się zbierać, dasz rade wstać? - Zapytałem, zmartwiony stanem Yagami. Otworzyła usta, aby mi odpowiedzieć, ale wydała z siebie jedynie mało przyjemny dźwięk, spowodowany prawdopodobnie bólem gardła. Zamiast więc używać słów, jedynie skinęła głową. Ostrożnie wstała z łóżka, a ja podałem jej ubrania do przebrania się. Dziewczyna szybko, bez skrępowania się przebrała. Pomogłem jej przy ubieraniu koszuli, aby nie ściągnęła sobie opatrunku z ramienia, a następnie z tymi cholernymi paskami. Na koniec Alison chciała założyć maskę, ale pielęgniarka ją przed tym powstrzymała.

- Będzie lepiej, aby rana była na świeżym powietrzu, szybciej się zagoi. - Yagami więc niechętnie schowała maskę do kieszeni.

- Chodźmy - powiedziałem, biorąc dziewczynę za rękę. Mój gest nieco zaskoczył dziewczynę, ale nie zabrała dłoni. Przed wyjściem poprosiłem pielęgniarki o to, aby rachunek wystawili korpusowi Zwiadowczemu. Nie miała na szczęście nic przeciwko.

Na dworze wciąż było ciemno i dosyć chłodno, a czekała nas długa droga. Zauważyłem, że Alison zaczyna trząść się z zimna, zdjąłem więc z siebie płaszcz i okryłem nim dziewczynę, z nadzieją, że chociaż trochę to pomoże. Rozejrzałem się po okolicy. Nie wiedziałem gdzie jestem, ale w oczy rzucił mi się jeden z nocnych powozów. To było nasze zbawienie. Złapałem dziewczynę za rękę i poprowadziłem w kierunku pojazdu. Starszy Pan, który pełnił funkcję woźnicy, zaskoczył się, widząc dwójkę żołnierzy, wyglądających jakby dopiero co wrócili z misji. Szczególnie jednak zaciekawiła go Yagami, która zarzuciła na swoją głowę kaptur i próbowała schować twarz w jego cieniu. Podałem woźnicy adres małego miasteczka, z którego mielibyśmy najbliżej do naszego domu, a następnie otworzyłem drzwi do powozu i pomogłem Alison do niego wejść. Gdy ja również wsiadłem do środka, powóz ruszył. Czekała nas co najmniej godzina drogi, ale przynajmniej mogliśmy spędzić ją w powozie.

- Mamy trochę czasu, zdrzemnij się - zaproponowałem dziewczynie, na co dziewczyna położyła się na siedzeniach i głowę oparła o moje kolana. Nie potrzebowała wiele czasu, aby zasnąć. Ja sam postanowiłem czuwać. Wciąż nie opuszczał mnie niepokój, że dziewczynie grozi niebezpieczeństwo. Do tego samo zachowanie Kennego, teraz gdy, po części doszedłem już do siebie, wydawało mi się absurdalne. Czemu mnie niby wypuścił? Gdyby nie ból, który towarzyszył mi przy niemal każdym ruchu, pomyślałbym, że to jakiś pieprzony sen. Ile bym dał, aby obudzić się w łóżku obok Alison, bezpieczną, całą i zdrową, beż żadnej szramy na twarzy.

Przez całą drogę jedną ręką obejmowałem w pasie dziewczynę, aby przypadkiem nie spadła z siedzenia podczas drogi, a drugą przeczesywałem jej włosy. Nie mogłem oderwać oczu od jej twarzy. Krem powoli się wchłaniał, a blizny były coraz bardziej widoczne. Wyjąłem więc maść i nałożyłem ją na twarz dziewczyny, na co ta się lekko wzdrygnęła i otworzyła oczy.

- Nie ruszaj się - powiedziałem jej, aby skończyć nakładanie kremu. - Już prawie jesteśmy. - Schowałem swoich do kieszeni i pomogłem dziewczynie usiąść już normalnie. Korciło mnie zapytać ją, jak się czuje, ale nie chciałem, by niepotrzebnie otwierała buzie, co mogłoby sprawiać jej jeszcze ból.

Bezdech  ~ Levi x OCNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ