Rozdział 12 ~ Niedosyt

109 13 6
                                    


Tak jak Armin mówił, droga powrotna zajęła nam 3 godziny, mimo to, zostało nam jeszcze trochę czasu. Dojechaliśmy na miejsce, jako pierwsi. Miejsce to było na końcu ulicy, za jakimiś starymi, dawno nieużywanymi budynkami, po drugiej stronie był las, z którego obstawialiśmy, przyjadą pozostali po nas. Zeszliśmy z koni i usiedliśmy na ziemi. Zostało nam czekać.

Pov Levi

Iść już czy lepiej poczekać i przyjechać punktualnie? Jak będę tam czekał, będzie tylko gorzej. Ale może przyjadą wcześniej? - prowadziłem dyskusję sam ze sobą.

Im bliżej było do umówionej godziny, tym bardziej byłem roztrzęsiony. Mój oddział już dobrze widział, że nie jestem w najlepszym stanie, chociaż udawali, że tego nie widzą - i słusznie zrobili.

Próbowałem się czymś zająć, w ręce wpadł mi sprzęt Engo, który zacząłem czyścić, polerować, aż zaczął lśnić, jak nowy. Jednak gdy zostały dwie godziny, nie byłem w stanie już usiedzieć. Kazałem wszystkim czekać na nas w tym miejscu, a dowództwo zostawiłem na ten moment w rękach Mikasy. Nie chciałem, by jechali ze mną, bo gdyby doszło do najgorszego, mógłbym nie być w stanie pohamować swoich emocji, nie chciałbym, aby wszyscy to widzieli, zwłaszcza osoby z oddziału Hanji. Zostawiłem ich w naszym małym obozowisku i wyjechałem. Do miejsca naszego spotkania nie miałem daleko, nie pospieszałem Engo, ale ta jakby wyczuwała moje emocje, sama szła aktywnym stępem. W moje głowie był istny bałagan, co nie zdarzało się często. Chciałem już tylko ją przytulić do siebie i wiedzieć, że jest bezpieczna. Gdy już byłem wystarczająco blisko, zauważyłem trzy postacie siedzące tyłem do mnie.

Czemu tylko trójka?! - Czegoś takiego sobie nawet nie wyobraziłem, powinni wrócić w ósemkę, jest ich troje i gdzie do cholery jest Alison?! Nie widziałem jej białych włosów, które już z kilometra powinny mi się rzucać w oczy, nie było jej. 

Nie, nie, nie, nie..... Cholera jasna!

Poczułem jak drżał mi ręce, jak wali mi serce i to dziwne uczucie, łez zbierających się pod powiekami. Szczęka zaczęła mi latać, próbowałem się uspokoić, wziąć kilka głębszych wdechów. Musiałem dowiedzieć się co się stało. 

 Może się rozdzielili i reszta zaraz dołączy? - Próbowałem sobie wmówić, ale nie nie byłem w stanie uwierzyć w coś tak idiotycznego.

Uspokój się, nie możesz się teraz ponieść emocjom, masz misje do wykonania! - Próbowałem do siebie przemówić, ale kurwa nic nie działało. 

Zeskoczyłem z konia i na drżących nogach wyszedłem zza drzew, aby zobaczyć beztrosko rozmawiających sobie Arlerta, Braus i jakąś obcą osobę. Czemu oni są tak beztroscy?! Czekaj... wróć, to nie jest obca osoba! Jak kurwa mogłem jej od razu nie poznać! Czemu tak wygląda? Czy ona naprawdę chce doprowadzić mnie o zawał?

- Zrób mi to raz jeszcze, a nie wypuszczę Cię z domu, obiecuję Ci to - powiedziałem, zły, szczęśliwy i cały roztrzęsiony podchodząc do dziewczyny i mocno ją do siebie przytulając. Ta od razu odwzajemniła gest równie mocno co ja. Nie liczyło się nic więcej ani to, że są tylko w trójkę. Ważne, że Alison wróciła cała i zdrowa, a reszcie pewnie też nic nie jest, skoro oni w takim dobrym humorze.

- Przepraszam, jestem głupia, że Cię nie posłuchałam - powiedziała, nie odsuwając się ode mnie, bo bym jej na to nie pozwolił.

- Jesteś... - przyznałem jej - ale ja też przepraszam. Nie wiesz nawet, jak się o Ciebie martwiłem. Przysięgam, że kiedyś mnie wykończysz.

- Wiesz, że nie mogłabym was zostawić.

- Ale nie musisz mnie tak testować.

Dopiero po dłuższej chwili się od siebie odsunęliśmy. Armin i Sasha, którzy się nam do tej pory przyglądali, widać byli nieco zmieszani, więc uznałem, że odstawimy resztę czułości na później, chociaż i tak powstrzymałem się bardzo, więc niech to docenią.

- Gdzie są pozostali? - Zapytałem Arlerta.

- To dłuższa historia, może opowiemy o wszystkim, jak dołączymy do pozostałych? - Zaproponował blondyn, na co przystałem.

Dosiedliśmy nasze konie i ruszyliśmy w kierunku naszego tymczasowego obozu. Oczywiście ja jechałem na przodzie, a obok mnie Alison. Wciąż nie mogłem przyzwyczaić się do jej wyglądu.

- Jak się czujesz? - Zapytałem dziewczynę, która chciała chyba odpowiedzieć mi okej, ale po chwili zrozumiała, że wcale nie jest dobrze, co mnie zmartwiło.

- Porozmawiamy później, trochę się dzisiaj działo, ale nie martw się, nic mi nie jest.

Nie martw się? Tak jakby to było możliwe. Mimo wszystko skinąłem głową i już w ciszy dojechaliśmy do naszego obozowiska, gdzie wszyscy z radością powitali Alison, ale od razu też pojawiły się pytania o nieobecnych. Więc gdy tylko rozsiodłaliśmy konie i zasiadaliśmy do ogniska, Armin zaczął opowiadać, co się stało w podziemiach. Wyczułem jednak zawahanie w jego głosie, gdy opowiadał o momencie, gdy spotkali Aliosn. Spojrzał na dziewczynę, która skinęła głową, by mówił dalej. Nie dziwię się jego reakcji, gdy usłyszałem, jak niewiele brakowało by Alison straciła głowę, zrobiło mi się niedobrze. To był jakiś cud. Reszta historii wyjaśniła mi czemu Alexa i pozostałych z nami nie było. Nie przeszkadzało mi to. Mniejszą grupą, mniej będziemy się rzucać w oczy. Gdy dowiedzieliśmy się wszystkiego z ich strony, ja wtajemniczyłem ich w nasz najbliższy plan.

- Za dwa dni pojedziemy do miasta. Zrobimy zasadzkę, na tych, co nas szukają. Nie wiemy kto to, ale się dowiemy. Armin, przebierzemy Cię za Hisotrię - Arlert słysząc, że ma się przebrać za dziewczynę, zrobił się cały czerwony, ale nie skomentował tego, chociaż śmiech Jeana, mu z pewnością nie pomagał. - Za to Kirstein, ty będziesz udawał Erena. - Te słowa sprawiły, że brunetowi nie było już do śmiechu, w przeciwieństwie do mnie.

- Erena? Przecież, w ogóle nie jestem do niego podobny! - Oburzył się chłopak, ale wystarczyło jedno moje spojrzenie, aby umilkł.

Opowiedziałem im wszystko ze szczegółami, w końcu mogłem na spokojnie to zrobić, ułożyć sobie wszystko w głowie, bo wcześniej był w niej jeden wielki rozgardiasz.

Pod wieczór, gdy Hisotria z Erenem postanowili, że wezmą się za przygotowywanie kolacji, postanowiłem wykorzystać ten czas i razem z Alison, oddalić się kawałek, aby w końcu mieć odrobinę prywatności. Oczywiście to nie to samo co własny pokój, ale nie narzekałem. Wspięliśmy się na jedno z drzew, bo miało idealnie rozłożone gałęzie, a dzięki temu mieliśmy ładny widok na gwiazdy. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, przyglądając się im. Dziewczyna oparła się o mnie widocznie zmęczona, dałem jej chwilę, z myślą, że jeśli chce spać, to moje pytania mogą poczekać, jednak ta nie zasypiała. Zawzięcie o czymś myślała, co jej na to nie pozwalało.

- Wiesz, czego bałem się najbardziej? - Wypaliłem nagle, wybudzając dziewczynę z rozmyślań.

- Ty się czegoś boisz? - Zapytała prześmiewczo, na co wywróciłem oczami i delikatnie uszczypnąłem ją w rękę.

- Od niedawna, tych rzeczy, których się boje jest coraz więcej. Boję się, że mógłbym Cię stracić i Izabel. Naprawdę się tego boję, a gdy pomyślałem, że nasza ostatnią rozmową jest kłótnia, myślałem, że zwariuję - wyznanie tego nie było dla mnie łatwe. Nasze dłonie były ze sobą splecione, nie wiem, nawet kiedy, zacząłem bawić się jej cienkimi palcami, aby odreagować stres.

- Byłam na Ciebie zła, ale nadal Cię kocham i nic tego nie zmieni. Mówiliśmy wtedy pod wpływem emocji.

- Mimo wszystko nigdy bym sobie tego nie wybaczył, dlatego proszę... nigdy więcej się nie kłóćmy.

- Nie wiem, czy to z naszym temperamentem jest możliwe.

- W takim razie nigdy więcej się nie rozstawajmy po kłótni - nalegałem. Alison nie rozumiała, tego co czułem, chociaż uważała inaczej. Może sobie myśleć, że niczego się nie boję, ale jeśli chodzi o nią, wszystko się zmienia.

- Hym... Na to mogę przystać - zgodziła się, odwracając w moją stronę i obdarzając mnie swoim pięknem uśmiechem i krótkim całusem z policzek. Nie było to jednak dla mnie wystarczające. Złapałem jej twarz i złączyłem nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. Skoro nie wystarczały moje słowa, by dziewczyna mnie zrozumiała, chciałem, aby w tym geście zawarte były wszystkie moje uczucia, lęki i obawy. Oderwałem się od niej, gdy zaczęło brakować nam tchu. Jej usta były zaczerwienione i opuchnięte, jej twarz również nabrała koloru. Ja jednak czułem niedosyt, miałem wrażenie, jakbyśmy się z rok nie widzieli. Ostatni czas, nawet jeśli spaliśmy w jednym łóżku, brakowało między nami czułości. Nie wiem, jak mogłem wytrzymać bez tego, bo w tym momencie miałem wrażenie, że jest to dla mnie cenniejsze od powietrza. Dziewczyna oparła głowę o tę moją, stykaliśmy się czołami i nosami. Czułem jej oddech na sobie. Oboje przymknęliśmy na chwilę oczy.

Pomyśleć, że mógłbym to stracić i nigdy więcej nie czuć tego, co teraz, nigdy więcej nie mieć jej przy swoim boku, nigdy więcej nie widzieć jej uśmiechu, nie czuć jej oddechu. Nie wyobrażałem sobie już życia bez niej. To nie było by już życie. Zniosłem śmierć wielu, ale jej odejścia nie byłbym w stanie.

Odgoniłem te natrętne i przygnębiające myśli, Alison była ze mną i nie miałem zamiaru pozwolić jej odejść. Spojrzałem na nią ponownie, wciąż ją coś gryzło i najwyraźniej nie miała zamiaru sama zacząć.

- A teraz powiesz mi, co ci siedzi w tej ślicznej główce? - Zapytałem, odsuwając się lekko. Pogładziłem ją po policzku i położyłem dłoń na jej karku. Czułem jej tętno, znacznie przyspieszyło, gdy zaczęła mówić.

- Chodzi o Alexa i pozostałych, ale głównie o Alexa. Nie byłam gotowa na to, że będą chcieli kogoś zabić. - Wyjaśniła mi swoje obawy, które starałem się zrozumieć. Zabójstwo tytana było dla nas jak pozbycie się szkodnika, dopiero niedawno poznaliśmy tajemnice, jaką te stworzenia skrywały. Mimo wszystko z tego, co nam Armin opowiedział, zrobili na ich oczach niezłą rzeź. Co też sobie pomyślał jej brat w tamtym momencie? Nie przerywałem jej, słuchałem w skupieniu, a dłoń, którą miałem na jej szyi zsunąłem na jej ramie, gładząc je w geście otuchy. - Jego oczy w tamtym momencie... On nie był sobą, ja się przestraszyłam własnego brata! Nie wiem, co w niego wstąpiło... - Głos dziewczyny, pod koniec się załamał, wtuliła się w mój bok, a ja ją objąłem. Widać było, jak bardzo to przeżywała.

- Dobrze wiesz, że przeszedł wiele, nie jest tą osobą co kiedyś.

- Tak bardzo chciałabym, aby było, jak kiedyś...

- Czasu nie cofniemy, możemy cieszyć się tym, co mamy teraz. Twój brat cię kocha i to się nigdy nie zmieni, nieważne jakby on miał się zmienić - próbowałem ją pocieszyć i jak nigdy w tym dobry nie byłem, tak tym razem zadziałało.

- Chyba masz rację... - Przyznała mi rację białowłosa. Dziewczyna najwyraźniej potrzebowała takiego potwierdzenia, że wcale nie zmieniło się wszystko. Jednak zachowanie Alexa, potwierdziło moje obawy i jak przez ostatnie miesiące, kiedy mieszkaliśmy razem, nie wykazywał dziwnych zachowań tak, gdy doszło do starcia, jego alter-ego, o które go podejrzewałem, wyszło na jaw. Cieszyłem się, że został w podziemiach. Dużo trudniej byłoby mi ich rozdzielić na siłę i możliwe, że tego Alison nie byłaby w stanie mi wybaczyć, nawet jeśli robiłbym to dla jej dobra.

- Na pewno mam - odparłem, próbując nieco rozluźnić atmosferę, podziałało. Dziewczyna cicho się zaśmiała, a na jej twarzy ponownie zawitał uśmiech.

- Chyba muszę Cię częściej słuchać, lepiej wtedy na tym wychodzę.

- Szkoda, że dopiero teraz na to wpadłaś - powiedziałem, głaszcząc jej włosy. Szybko jednak tego pożałowałem, jej głowa była cała umazana węglem i po tym czarna była też moja dłoń - Ale głowę to byś mogła umyć - zwróciłem jej uwagę, z czego ta zaśmiała się po raz kolejny.

- Mówisz? Może chcesz mi w tym pomóc? - Zapytała, uśmiechając się do mnie figlarnie. Zmienność nastroju tej dziewczyny mnie zadziwiała.

- Nie kuś.

- Ja tylko proponuje.

I jak tu jej odmówić? - Pomyślałem, zagryzając wargę instynktownie.

- Podoba mi się to, że nie nosisz już maski - powiedziałem, złączając nasze usta po raz kolejny, położyłem rękę na plecach dziewczyny i przysunąłem ją bliżej siebie. Czułem, jak podniecenie we mnie buzuje i czułem, że mógłbym ją wziąć tu i teraz na tym drzewie. Nagle jednak dziewczyna jęknęła z dyskomfortu. Odsunąłem się od niej niemal natychmiast.

- Jesteś gdzieś ranna? - Zapytałem, zmartwiony i zły na siebie, że wcześniej o tym nie pomyślałem.

- Nie... po prostu dawno nie karmiłam, piersi mnie bolą - jęknęła dziewczyna, co nieco mnie rozśmieszyło, myślałem o czymś poważniejszym, jednak nie dałem po sobie poznać, że zbagatelizowałem ten problem.

- Tak być nie może - odparłem, przesuwając dłonie na jej piersi, na co ta nieco się skrzywiła. Rozpiąłem powoli jej koszulę, na co Alison się spięła. Widać, było lekkie zdezorientowanie i zawstydzenie, na jej twarzy. Rozsunąłem jej koszulę, odsłaniając jej nabrzmiałe piersi, z których sutków ciekły kropelki mleka. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale byłem ciekawy, jak smakuje. Delikatnie przejechałem po jej piersiach, na co ta zadrżała i zrobiła się czerwona na twarzy, widać, że była speszona, oczami unikała tych moich. Pocałowałem ją w usta, następnie w szyję zostając tam na dłużej. Zassałem się na jej cienkiej skórze przy obojczyku zostawiając ślad. Oddech dziewczyny stał się nierówny, wiedziałem, że ona też jest podniecona. Następnie ustami zjechałem na jej pierś a dokładnie brodawkę. Przejechałem po niej językiem a następnie lekko zassałem, używając przy tym zębów, co chyba nie do końca spodobało się dziewczynie, jęknęła cicho, ale nie byłem pewien czy z dyskomfortu, czy wręcz przeciwnie. Smak, który poczułem w ustach, przypominał mi rozwodnione mleko.

- I jak, smaczne? - Zapytała zmieszana i cała czerwona. Uwielbiałem widzieć ją w takim stanie, często grała taką pewną siebie, a tu proszę, jak łatwo ją zawstydzić.

- Pysznie, jak cała ty - odparłem, wracając do jej ust, aby na nich złożyć krótkiego całusa.

- Ale słodzisz, naczytałeś się jakichś romansów? - Zaśmiała się dziewczyna, gdy ja ją całowałem. Chciała zmienić nastrój, najwyraźniej nie czuła się wystarczająco komfortowo. Odsunąłem się więc, dając jej przestrzeń, chociaż nie chciałem na tym poprzestać. - Jeśli romansów nie lubisz, możemy przejść do innego gatunku książek.

- Mówisz o komedii?

- Dobrze wiesz, o czym mówię - aby potwierdzić moje słowa, zjechałem dłonią po jej nagim brzuchu po sam rozporek spodni.

- Jesteśmy na drzewie - zwróciła mi uwagę dziewczyna, tak jakbym o tym nie wiedział.

- W takim razie musimy być ostrożni, aby żadna wiewiórka nas nie przyłapała.

- Levi - uderzyła mnie w ramię dziewczyna trochę zirytowana, ale zarazem śmiejąc się - i weź tu zrozum kobiety. Tym razem ja również się uśmiechnąłem. Tak bardzo tęskniłem za takimi naszymi przekomarzaniami się. - Mieliśmy się chyba umyć - powiedziała nieco ciszej, jasno dając mi do zrozumienia, że ona również, nie chce na tym poprzestać, ale jedynie chce zmienić nasze miejsce. Nie mógłbym wiec jej odmówić.


- Masz rację, to chodźmy, wiem, gdzie jest rzeka - powiedziałem, zeskakując z drzewa. Dziewczyna zrobiła to zaraz za mną. Zaprowadziłem nas w ustronne miejsce, gdzie nie musieliśmy się już martwić o nic.

*******

To co działo się nad rzeką zostaje słodką tajemnicą tych dwojga ;)




I tak, tytuł rozdziału odnosi się to tego co teraz czujecie, czyli niedosyt XD



Miłego dnia/ Dobrej nocy :)

Bezdech  ~ Levi x OCOnde histórias criam vida. Descubra agora