Rozdział 40

300 20 19
                                    

Pov: Narrator

Oczy Mike'a i Will'a były przepełnione strachem. Smok szybko machał skrzydłami i ziewał ogniem gdzie popadnie. Polował prosto na Will'a. Vecna bardzo się wkurzył po tym jak go zdradził i nie miał zamiaru odpuścić.

- Chłopaki musimy się zbierać! - Argyle otworzył drzwi od pokoju. Długowłosy dotąd traktował tą całą sytuację jako żart. Zawsze przecież można pożartować, ale teraz dosłownie pięćdziesięcio metrowy smok poluje na brata jego najlepszego przyjaciela. Argyle nie mógł zawieść Jonathana. Co innego jak oszukał go o kilka dolarów i ukradł palemkę tutaj chodzi o życie jego i dwójki chłopców.

- Mike nie da rady iść! - wrzasnął Will próbując podnieść bruneta. Chłopak zdecydowanie stracił za dużo krwi. Noga cały czas krwawiła w końcu to nie byle jaka rana. Demopies rozszarpał mu skórę. - Robię to tylko i wyłącznie dla Jonathana! - Argyle wykrzywił swoją twarz w grymasie.

Nachylił się nad brunetem i kazał wejść na jego plecy. Mike za pomocą Will'a wszedł na plecy chłopaka, a długowłosy mocno go trzymał. - Przysięgam, że zabije cię jak zniszczysz moje włosy. Niedawno co je podcinałem - razem z Will'em wybiegł z domu szukając odpowiedniego miejsca na schronienie. - Nie musisz mnie zabijać ściga nas olbrzymi smok - zażartował Mike. Nigdy nie jest za późno na żarty.

W oczy od razu rzucił mu się małych rozmiarów zaułek w ziemi. - Wskakuj pierwszy! - krzyknął do Will'a, a szatyn od razu wskoczył w nieco głęboką dziurę. Argyle ostatni raz odwrócił się w stronę smoka kręcąc głową. - No i po co te numery? Moglibyśmy być kumplami...

- Argyle wskakuj! - niecierpliwy głos Will'a wyrwał go z zamyśleń. Długowłosy perfekcyjnie skoczył do dziury. Niestety Mike spadł z jego pleców prosto na zranioną nogę. Głośno krzyknął, a łzy spłynęły mu z oczu. Przerażony szatyn podbiegł do swojego chłopaka i zakrył mu usta dłonią. Nie chciał, żeby smok ich usłyszał.

- Will ja nie dam rady... - brunet ledwo co mówił. - Mike... Proszę wytrzymaj jeszcze trochę - szatyn przytulił bruneta do swojego torsu wplątując rękę w jego ciemne włosy. - To tak boli... - zacisnął powieki, a kolejne łzy spłynęły po jego policzku.

Tylko Argyle nie był jakoś za bardzo wzruszony panującą atmosferą. Zaczął agresywnie szukać czegoś w swoich kieszeniach. - Ale bym sobie teraz zajarał! Muszę wrócić jak najszybciej do Kalifornii po towar - pokręcił głową śmiejąc się.

- Nieeeee! - szatynka widząc obraz smoka, który ziewał ogniem z całej siły odepchnęła potwora do tyłu. Pnącza puściły ciało Lucasa, a chłopak upadł na ziemię głośno kaszląc i łapiąc powietrze.

Dziewczyna upadła na kolana, ale bardzo szybko się podniosła. Vecna leżał na ziemi i próbował się podnieść lecz mu nie wychodziło. Wyciągnęła w jego stronę rękę i zaczęła dusić, a potwór chwycił się za szyje próbując złapać oddech. - Pożałujesz tego Jedenastko - ledwo co wypowiadał słowa. Dziewczyna nie hamowała się ani trochę. Nie po tym co zrobił Max i całemu miasteczku.

- Nie to ty pożałujesz! - wzmocniła ucisk na jego szyi, a potwór zaśmiał się przeraźliwie. - Nie wygrasz ze mną - chwilę później dziewczyna znalazła się w pustce. Rozejrzała się wokół, ale wszędzie była ciemność. Nie było Lucasa obok niej... Stało się coś czego obawiała się najbardziej... Lucas utknął w pustce. - Lucas! - zrozpaczona dziewczyna zaczęła biegnąc przed siebie licząc, że ujrzy swojego przyjaciela.

- Lucas! - zaczęła płakać, łzy spływały po jej czerwonych policzkach. Zaczęła kręcić głową i bezradnie upadła na ziemię. Jej plan nie wyszedł. Zawiodła nie tylko Max, ale i naraziła Lucasa, który utknął w pustce.

You are late |BYLER|Where stories live. Discover now