Rozdział 39

302 21 61
                                    

Pov: Mike

Każdy rozdzielił się na poszczególne grupy, a ja Will i Argyle szliśmy do domu Hoppera. Między nami panowała cisza do czasu. - Szkoda, że nie rośnie tutaj purpurowa palemka! Nie paliłem jej od trzech dni! Masakra - długowłosy uśmiechnął się w naszą stronę. Spojrzałem na szatyna, który przewrócił oczami.

- Działa tutaj telewizor? - kiedy dotarliśmy do chatki długowłosy od razu zaczął majsterkować przy telewizorze. - Nie działa. Nigdzie nie wychodź my idziemy do pokoju - rozkazałem, a ten wybuchnął głośnym śmiechem. - Ahhh czyli dzikie seksy po drugiej stronie? - podniósł swojego brwi do góry, a ja zdziwiony wyszczerzyłem oczy.

Zarumieniłem się dosyć mocno, a chłopak obok mnie również. - Mamy po piętnaście lat jakbyś nie wiedział - odezwałem się przerywając niekomfortową ciszę. - Serio? Jesteście tacy młodzi?! Ile ja bym dał, żeby być w waszym wieku i pierwszy raz zaciągnąć się palemką - odchylił głowę rozmarzony, a ja popatrzyłem na niego jak na największego debila na świecie, którym jest.

- Chodź - chwyciłem niższego chłopaka za nadgarstek i pociągnąłem w stronę pokoju. Z racji, że noga nadal mnie trochę bolała śmieszne kuśtykałem. Zamknąłem za nami drzwi i usiedliśmy na łóżku. Między nami panowała cisza można by powiedzieć, że niekomfortowa.

- Jesteś strasznie spięty - szatyn położył rękę na moim udzie i zaczął je masować. Zarumieniłem się i głośno wciągnąłem powietrze. Lubię jego dotyk zawsze mnie uspokaja. - Po prostu się boję... - spojrzałem w jego oczy, które były przepełnione miłością. - Ja też - odpowiedział wlepiając wzrok w moje udo. Między nami zapadła kolejna cisza, a w tle było słychać tylko śpiewanie Argyle'a.

- Może zrobimy coś miłego? - zapytał niepewnie i zaczął bawić się sznurkiem od mojej bluzy. Oblizałem swoje wargi byłem pewien, że jestem cały czerwony. - Czemu nie? - puściłem mu oczko.

Poprawiłem się na łóżku i położyłem ręce na jego talii, a następnie posadziłem na swoje kolana. Szatyn błądził oczami po mojej twarzy nie wiedząc co zrobić. - Mówił ci kiedyś ktoś, że jesteś cholernie uroczy? - położyłem rękę na jego policzek. W tym momencie zapomniałem o otaczającym nas świecie. Liczył się tylko Will...

- Taaak mama, a co? - założył ręce na mój kark śmiejąc się. Nie odpowiedziałem tylko zacząłem wpatrywać się w jego wargi, które cudownie smakują i całują. Jestem pewien w stu procentach, że jego usta są najlepsze na świecie.

Szatyn przybliżył się do mojej twarzy wzmacniając ucisk na mojej szyi. Skorzystałem z okazji i złączyłem nasze ciepłe wargi w pocałunku. Zacząłem powoli poruszać ustami, starałem się utrzymać w miarę wolne tempo, żeby chłopak nadążał. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się jego pocałunkami zapominając o otaczającej nas tragedii.

Położyłem się na łóżku, a chłopak razem ze mną tak, że wisiał teraz nad mną. Nie podobała mi się ta pozycja, wolałem być na górze dlatego szybkim i zwinnym ruchem przerzuciłem chłopaka pod siebie. Nie przeszkadzało mu to i wplątał palce w moje włosy przez co cicho mruknąłem, kiedy zaczął je lekko ciągnąć.

Całowaliśmy się tak długo, aż nie zabrakło nam powietrza. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo kocham tego chłopaka. "Kocham cię" nie wystarczy do opisania moich uczuć. Nigdy jeszcze się tak nie czułem i nie miałem tak silnych uczuć do nikogo.

Przejechałem palcem po jego rozgrzanym i czerwonym policzku. Szatyn uśmiechał się słodko. - Jesteś taki piękny... - spojrzałem na jego zaczerwienione i spuchnięte usta. - Nie zawstydzaj mnie! - ukrył twarz w dłoniach, ale ja delikatnie zdjąłem ręce z jego twarzy i położyłem na swojej talii. - Nie zakrywaj się. Jesteś taki śliczny, że nie ma takiej potrzeby - przejechałem kciukiem po jego rozchylonych i mokrych wargach, a następnie znowu złączyłem nasze usta w nieco agresywnym pocałunku...

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz