Rozdział 34

386 24 104
                                    

Pov: Will

Obudziły mnie odgłosy helikopterów na niebie. Tęskniłem za budzeniem się przez promienie słońca, albo przez śpiew ptaków. Teraz nie ma szansy na to, żeby chociaż na kilka sekund zobaczyć słońce. Hawkins to prawie druga strona.

- Hej Will wyspałeś się? - drzwi od pokoju uchyliły się, a nich stanęła moja mama. - Tak - podniosłem się prostując swoje kości. Na moment zdjąłem słuchawki, ponieważ bardzo mnie bolały uszy. - Nie zdejmuj ich - moja mama założyła mi je z powrotem, a ja niezauważalne przewróciłem oczami.

- Jak się rozbudzisz to przyjdź na śniadanie - ucałowała mnie w czoło i wyszła. Oparłem głowę o ścianę zamykając na chwilę oczy. Tak bardzo cieszę się, że nie ma Aiden'a.

Sięgnąłem po rzeczy, które miałem na sobie wczoraj i niechlujne je założyłem. Ostatni raz ziewając wyszedłem z pokoju, a moim oczom od razu ukazała się mama, Hopper i El przy kuchennym stole. Posłałem im słaby, trochę sztuczny uśmiech i dołączyłem do nich.

- Nie zjesz nic? - zapytała moja mama widząc mój brak zainteresowania jedzeniem. Dzisiaj wyjątkowo nie mam apetytu, pewnie przez ten stres i zaistniałe sytuacje. Nie chciałem też jeść na siłę, bo wiedziałem, że skończy się to wymiotowaniem dlatego pokręciłem przecząco głową i nalałem sobie soku.

- No dobrze, ale obiad musisz zjeść - odpowiedziała mama i zaczęła przeżuwać kanapkę. Spojrzałem w stronę El, która podobnie jak ja nie miała apetytu i ślepo wpatrywała się w swoje kanapki. Nie mam pojęcia co dziewczyna o mnie myśli i czy mi wybaczyła mam nadzieję, że tak chociaż nic na to nie wskazuje.

- Co z Aiden'em? - odważyłem się zapytać, a Hopper od razu wciągnął głośno powietrze odsuwając się na krześle. - Narazie siedzi w pace, ale kiedy dowiemy się więcej szczegółów o jego przestępstwach wsadzimy go tam na długie lata. Łatwiej by było gdyby zeznawał, ale twierdzi, że jest niewinny - wytarł chusteczką brodę ubrudzoną od jedzenia, a ja pokiwałem tylko głową.

Cieszyłem się, że chłopak siedzi w więzieniu. Zasłużył na to i mam nadzieję, że dadzą mu jak największy wyrok.

Między nami zapanowała cisza, było słychać tylko stukanie sztućcami, aż nagle usłyszeliśmy głośny huk. Odskoczyłem przerażony i natychmiastowo spojrzałem przez okno. Na niebie pojawiły się czerwone błyskawice, otwarły się nowe przejścia, a z nich zaczęły wychodzić demopsy, które intensywnie coś węszyły.

Zastanawia mnie jeden fakt dlaczego ludzie myślą, że to zwykłe trzęsienie ziemi? Ciekawe co powiedzą na te nieco groźne potworki z drugiej strony. Mają ogromne szczęście, że nie dostały się do centrum. Obstawiam, że po drugiej stronie też jest mnóstwo demopsów. Jeśli jest tam Mike mam nadzieję, że go nie dopadły.

Komendant od razu chwycił za pistolet, który nosi cały czas w kieszeni. El zaczęła się rozglądać szukając miejsca przez, które mogłyby wbiec. Moja mama chwyciła mnie za rękę, a ja od razu mocno ją uścisnąłem.

Ziemia zadrżała przez co naczynia z stołu z hukiem spadły na podłogę rozbijając się na mnóstwo kawałków. Cały czas patrzyłem przez okno widząc jak coraz więcej demopsów wydostaje się z przejść.

Przez rozbite okna, które nie zostały naprawione po ostatniej akcji wbiegł jeden demopies, który natychmiastowo padł martwy. Bardziej ścisnąłem rękę swojej mamy bo tak strasznie się bałem. Najbardziej boje się o przyjaciół i o Mike'a...

Większość demopsów jednak zaczęło biec w stronę centrum. Jest tam mnóstwo ludzi, którzy nie mają o niczym pojęcia i zaraz zostaną zaatakowani przez potwory. Robi się niebezpieczne. Kolejny mocny wstrząs sprawił, że razem z mamą upadłem na podłogę. Mam nadzieję, że nasi przyjaciele są w domach, chociaż Steve, Robin i Dustin mieli iść dzisiaj do szkoły pomagać potrzebującym. Bałem się, że stanie im się krzywda.

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz