14 LUTY

5.9K 326 24
                                    


Nie każdy był fanem walentynek.

Może dlatego, że nie każdy wierzył w sens tego święta, bo przecież jak kochać to przez cały rok, a nie jeden dzień lub po prostu ktoś może... nie wiedzieć jak to święto spędzić.

No bo w końcu jak jest się singlem, to można się zwyczajnie upić i wystawić środkowy palec w stronę kupidyna. Jednak jeżeli jest się w związku z osobą, która jest świrnięta na punkcie każdego tego typu świąt, robi się ciężko.

I taki problem miał Marcel Foley. Od dwóch tygodni ciągle myślał, jak sprawić przyjemność Madelyn West na tego cholernego czternastego lutego. Definitywnie nie był fanem walentynek. Zazwyczaj po prostu omijał istnienie tego dnia, a ozdoby w kształcie serduszek do irytowały. Spotykał się z wieloma kobietami, ale z żadną nie był w związku, w którym obchodziło się walentynki.

Wiedział, że z blondynką łatwo nie będzie. Już od tygodnia widział, że celebruje to święto z zapartym tchem. Zrobiła babeczki z serduszkami, powiesiła w swoim mieszkaniu girlandę z wycinanymi serduszkami i kupiła nawet poduszki w kształcie tych jebanych serduszek.

Tłumaczyła się tym, że wcześniej też nie miała okazji z nikim obchodzić takich walentynek. Co prawda, na studiach miała jednego chłopaka, ale ten zapomniał o tym święcie i kupił jej dzień później czekoladki, które w sumie sam zjadł, kiedy zerwali.

Dlatego po cichu bardzo cieszyła się tymi walentynkami. Znaczy, myślała, że po cichu. Nie chciała wywierać presji na Marcelu, wiedząc, że nie jest największym sympatykiem tego typu świąt. Po prostu cieszyła się, że miała okazje celebrować święto miłości z kimś, kogo szczerze kocha. Nie oczekiwała prezentów, nie o to chodziło – po prostu czasie tylko dla nich.

Niestety ostatnie tygodnie nie były dla nich łaskawe pod względem czasu. Madelyn dumnie zasiadła na miejscu redaktora, jednak zabierało jej tu naprawdę sporo czasu. Nie raz przesiadywała w pracy dłużej, niż powinna, a obowiązków jej nie ubywało. Była dumna i ani razu nie przeszła jej myśl o rezygnacji, ale było jej ciężej. No a Marcel nadal był pracoholikiem, chociaż nie ukrywał, że styczeń był bardzo ciężkim miesiącem dla News Corp.

W wyniku tego wszystkiego spędzali ze sobą mniej czasu, niż by chcieli. Starali się korzystać z każdej chwili – wolnej przerwy w pracy, każdego wspólnego poranka i wspólnej nocy, ale ostatnio nie mogli liczyć na nic więcej. Więc wizja wspólnie spędzonego czasu w walentynki była dla Madelyn czymś cudownym.

Mimo że sytuacja wyglądać mogła na prostą – dla niego taka nie była. Wiedział, że nie chodzi o nic materialnego blondynce, ale po prostu nie wiedział, co ma robić. Wspólna kolacja? Jak tak, to gdzie? Poza domem, w domu? Kupić coś? Z czego byłaby zadowolona?

Te pytania zaprzątały jego głowę cały poprzedni tydzień. Dlatego trzynastego lutego, kompletnie załamany wizją tragicznych walentynek, skusił się na pomoc, która była ostatecznością.

– Caroline, moglibyśmy porozmawiać?

Czarnowłosa zmarszczyła brwi, kiedy usłyszała za sobą głos swojego szefa. Odwróciła się powoli z podejrzaną miną i z zaskoczeniem stwierdziła, że na jego twarzy widnieje niepewność.

– Co chcesz? – zapytała niezbyt miłym tonem.

Cóż, nie ukrywała, że nie była jego największą fanką. Nie lubiła go już, zanim jej przyjaciółka straciła dla niego głowę. Był wrednym gburem, a zdanie Caroline ciężko było zmienić. A kiedy w grudniu, sprawił, że jej najlepsza przyjaciółka zalewała się łzami, to sympatia do bruneta wskoczyła na poziom ujemny.

Świąteczna zmoraWhere stories live. Discover now