15 GRUDNIA

8.3K 470 121
                                    


Marcel Foley był naprawdę bardzo zły – co w sumie nie powinno nikogo dziwić. Większość jego pracowników była przekonana, że ich szef zawsze był zły. Nawet jeśli przyszli oznajmić, że zadanie zostało pomyślnie wykonane on i tak był zły.

Chociaż ostatnio się złościł coraz mniej.

Na tę myśl zezłościł się jeszcze bardziej. Bo był cholernie wściekły na osobę, przez którą ostatnio mniej się złościł.

O ile ma to jakikolwiek sens, ale tak było.

Madelyn West była spóźniona już grubo ponad trzy godziny. Trzy godziny! Zasadniczo powinien już jej pisać podanie o zwolnienie ze skutkiem natychmiastowym. Jednak na razie się wstrzymał. Przecież prowadzi jeszcze projekt z Taylorem.

I Marcel może był też zły, bo od siódmej rano czekał w biurze, aż poczuje woń pierników, które obiecała dzisiaj przynieść.

Siedział z naburmuszoną miną za swoim biurkiem, próbując skupić się na pracy, którą mu dzisiaj zaburzyła. Nadal pracowała dla niego i była ważnym punktem w całym dziennym planie pracy, a więc to też za przeproszeniem spierdoliła swoim spóźnieniem.

Zegar wskazywał, że za pięć minut będzie jedenasta. Ma jeszcze pięć cholernych minut pomyślał, a później będzie musiał podjąć nieco drastyczniejsze kroki. Nie wiedział jeszcze jakie, bo w końcu sprawa dotyczyła blondynki, ale coś musiał zrobić. Normalnie byłaby już zwolniona, ale tego przecież nie zrobi.

I przez to też był zły, tylko na siebie. Był kurwa dyrektorem, jej jebanym szefem. Kolejny punkt na jego liście, dlaczego temat Madelyn w jego głowie powinien być skończony. Pewnie pomyślała, że może sobie teraz na więcej pozwolić. Przynajmniej tego właśnie był pewien, kiedy wybiła jedenasta, a jej nadal nie było. Nawet nie poinformowała o swojej nieobecności.

– Szefie, Madelyn West nadal nie ma – do gabinetu weszła jego asystentka Lauren. Nie chciał się już decydować na kobietę, jeżeli chodziło o to stanowisko. I to nie ze względu dyskryminacji płciowej, po prostu już parę razy zatrudniał kobiety w roli asystentki i mimo naprawdę perfekcyjnych predyspozycji, zamiast pracą wolały zajmować się rozpinaniem jego rozporka w spodniach.

Lauren za to była niewiele młodsza od niego i co najważniejsze – po uszy zakochana w swojej żonie. No i doskonale sprawowała się jako asystentka.

– Zauważyłem – odburknął.

– Co szef planuje zrobić? – zapytała, lekko się uśmiechając. Tak szczerze, to już zaczęła pisać dla niej wypowiedzenie. Znała swojego szefa i wiedziała, jak reagował na takie sytuacje.

Jednak zamiast oczekiwanej odpowiedzi „wyślij jej natychmiastowej wypowiedzenie i wstaw ogłoszenie o wolnym stanowisku", usłyszała tylko, jak mężczyzna odchrząknął, poruszając się nerwowo na swoim fotelu.

– Zadzwonię to niej – odparł zdecydowanie, na co rudowłosa Lauren zmarszczyła brwi.

– Szef do niej... zadzwoni? – zapytała zdziwiona, przez co skarcił ją wzrokiem.

– Dokładnie, słuch cię nie zawodzi, Lauren – odpowiedział, ściskając telefon w dłoni – możesz już iść.

Pokiwała tylko głową, wychodząc z biura. Była naprawdę zdziwiona, jednak w jej głowie zaczęły się już tworzyć pewne scenariusze, dlaczego tak właśnie się wydarzyło.

I kiedy już miał zadzwonić do dziewczyny, na kamerze skierowanej na windę, zauważył kompletnie roztrzepaną blondynkę, wbiegającą do biura. Nic nie myśląc, nawet się jej nie przyglądając, wstał gwałtownie od biurka i wyszedł z pomieszczenia.

Świąteczna zmoraHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin