23 GRUDNIA

16.2K 628 206
                                    


Całował ją z taką pasją jak nigdy wcześniej.

W tle brzmiały jedynie odgłosy żyjącego Nowego Yorku, a choinka doskonale ich oświetlała. Madelyn zacisnęła dłonie na jego karku, przybliżając go do siebie jeszcze bardziej. Marcel nadal przyciskał dłonie do jej policzków.

Po dłużej chwili, odsunęli się od siebie. Marcel oparł swoje czoło o jej, czule głaskając ją po policzkach. Temperatura była minusowa, ale ogrzewali siebie nawzajem.

– Muszę się o coś zapytać – zaczął cicho.

– Tak?

– Spędzasz wigilie sama? – zapytał, na co blondynka się spięła. Jednak zaraz później się rozluźniła, wzdychając cicho.

– Głupie to, co nie – prychnęła, odsuwając od niego głowę i spoglądając mu głęboko w oczy.

– Nie – zaprzeczył od razu – nic w tym głupiego, Maddie.

– Tak myślisz?

– Tak, może to trochę kłoci się z twoją osobą... w końcu nikt nie ma tylu ozdób Świątecznym w mieszkaniu, ale nic w tym dziwnego – powiedział, przez co poczuła, ze zaraz totalnie się rozpłacze – nie musisz mi...

– Mój tato uwielbiał Święta – przerwała mu, pociągając nosem – mieliśmy najbardziej ozdobiony dom na ulicy, nie chce wiedzieć jakie w grudniu wychodziły rachunki za prąd – zaśmiała się cicho.

– Czyli to dziedziczne – parsknął.

– Mój tato zmarł, jak miałam czternaście lat – jego mały uśmieszek, od razu zszedł mu z twarzy – potem... wszystko działo się tak szybko, wiesz? Moja mama sobie nie radziła i popadła w alkoholizm, wskutek czego trafiłam do domu dziecka.

Przez parę sekund, wokół nich była tylko głucha cisza. Przyglądał się jej zmartwiony, a coś zacisnęła się na jego sercu, kiedy pomyślał, że ktoś mógłby zrobić jej krzywdę.

– Nie było najgorzej, nie rzucałam się w oczy, więc... przeżyłam to. Po prostu, a później były tylko studia i praca w News Corp – westchnęła, odwracając od niego wzrok – ostatnio na Instagramie, wyświetliło mi się zdjęcie mojej mamy.

– Nie masz z nią kontaktu? – zapytał, gładząc kciukiem jej policzek.

– Nie – zmarszczyła brwi – na zdjęciu była z nową rodziną, więc najwyraźniej radzi sobie lepiej beze mnie

Marcel delikatnie się spiął, chociaż nie chciał okazać tego blondynce. Był pewny, że ten moment szczerości był ważny w ich relacji. Cieszył się, że mu zaufała.

– Nie rozumiem – powiedział.

– Czego?

– Jak komukolwiek może być lepiej bez ciebie? Jesteś... nie wiem, jak to powiedzieć, wiesz? Nie potrafię tego opisać.

Znowu wróciła spojrzeniem do jego oczu. Kompletnie inne niż te, które znała na początku grudnia. Jedna łza spłynęła jej po policzku, jednak Marcel momentalnie ją starł.

– Nie wierzę, że to mówisz – wyszeptała, cicho się śmiejąc – byłam pewna, że tak nie potrafisz.

– Sam nie wiedziałem... dziwnie na mnie działasz

– I jak się z tym czujesz? – zapytała, zarzucając mu ręce na kark.

– Całkiem nieźle – dodał z uśmieszkiem, po czym ponownie zbliżyli się do siebie, aby się pocałować. Tym razem, pocałunek był bardziej zachłanny i mocny. Zacisnęła paznokcie na jego karku, a on zjechał dłońmi na jej biodra.

Świąteczna zmoraWhere stories live. Discover now