2. Zanim wszystko się zaczęło

9 0 0
                                    


- A więc tu skończyłeś. – Usłyszał za placami, kiedy właśnie pakował pomarańcze do papierowej torby. Zerknął przez ramię i zobaczył swojego byłego nauczyciela matematyki.

- To wszystko dla pani? – Bohater uśmiechnął się miło do stającej przy ladzie staruszki, a ona odpowiedziała mu uśmiechem. Nie przeszkadzała jej ani jego niecodzienna fryzura, ani grube okulary.

- Tak. Dziękuję, młody człowieku. – Tym dla niej był, miłym, młodym człowiekiem.

- Dwie duże monety i piętnaście małych.

- Proszę. – Zapłaciła i poszła, a on odwrócił się do mężczyzny.

- Co panu podać?

Nauczyciel chyba jednak zapomniał o zakupach.

- Nie masz większych ambicji?

- To dobra praca – odpowiedział Bohater. Starał się, żeby jego głos brzmiał spokojnie, ale wewnątrz aż się w nim gotowało.

Jeszcze ci pokażę. Zobaczysz, będę kimś – powtarzał sobie w duchu. Kiedy jednak pomyślał o powrocie do szkoły, po plecach przeszły mu dreszcze. Nienawidził szkoły i wszystkiego, co było z nią związane. Bo szkoła była po prostu bez sensu.

W tej pierwszego stopnia miał dobre oceny bez wkładania w to większego wysiłku. Przezwano go więc kujonem. W sumie, kim innym mógł być grubas w okularach? Jakoś nikt nie potrafił zauważyć, że mimo nadwagi, świetnie sobie radził na boisku, tak do piłki nożnej, jak i do hokeja. Czasem ktoś prosił go o pomoc przy odrobieniu pracy domowej, ale częściej obrzucano go wyzwiskami. Czym był starszy, tym było gorzej. Był inny. Czuł to i dzieci też czuły. Wolał składać pieniądze na gramofon, niż rower.

Oczywiście, jakby się zastanowił, musiałby stwierdzić, że na początku nie było aż tak źle. Miał paru kumpli i jednego prawdziwego przyjaciela, Liska. Obaj interesowali się piłką nożną, a zwłaszcza ligą Ważnej Wyspy. Razem też grali w nogę. Spotykali się po lekcjach nawet jeszcze wtedy, gdy rodzina Tułaczy z powodu problemów finansowych, musiała przeprowadzić się z własnego domu z powrotem do kamiennicy bliżej centrum miasta. Był to wielki cios dla matki, ale nie dla niego. Nie lubił ich ogromnego domu z oczkiem wodnym w ogródku. Koledzy mu go zazdrościli, tak samo jak fajnych zabawek. Stanowiło to kolejną barierę między nimi.

Ale potem była szkoła drugiego stopnia. To co lubił i go interesowało, język Ważnej Wyspy, geografia i muzyka, szło mu dobrze. Zrezygnował jednak z lekcji muzyki, zapisał się na rysunki i matematykę. Nie chciał być prymusem. I mógł nim nie być. Tak jak mógł schudnąć, co zresztą ostatnio dzięki diecie mu się udało, czy nie farbować włosów na czerwono. Ale kiedy stał się najgorszym uczniem, wcale nie zdobył dzięki temu więcej znajomych. Nie umiał znaleźć się w szkolnej społeczności, do końca jej nie rozumiał. Zaczęto nazywać go nie tylko dziwakiem, ale też głąbem. Egzaminy z matematyki przerosły jego możliwości, wysłuchiwanie chichotów i kąśliwych uwag także. Rzucił szkołę.

Rodzice przyjęli jego decyzje z pozornym spokojem.

- Jesteś młody, zastanów się jeszcze – powiedziała matka drżącym głosem.

Kiedy był mały, mówiła, że chciałaby widzieć go w przyszłości jako lekarza lub kapłana. Obserwując, jak w wieku wczesnoszkolnym przebierał swoje lalki, a te miały sporo ubranek, zastanawiała się, czy nie zostanie projektantem mody. Od biedy, mógł też być fryzjerem. Na głowach jego lalek powstawały nieraz bardzo wymyślne fryzury. On tymczasem zawsze twierdził, że zostanie gwiazdą muzyki popularnej.

Ojciec obdarzył go spojrzenie pełnym bólu. Nie czuł się dobrze.

- Za wiele nie zarobisz jako sprzedawca. A mężczyzna powinien być w stanie utrzymać rodzinę. Teraz jesteś młody i wydaje ci się, że zdziałasz cuda. Ale bez wykształcenia i porządnej pracy możesz zostać najwyżej lumpem. Pomyśl o tym.

Nie chcesz tego wiedziećWhere stories live. Discover now