1.15. zmiany.

423 37 4
                                    







ASTRAEA NIE PRZEPADAŁA ZA KŁÓTNIAMI. Szczególnie gdy rzecz tyczyła się Aemonda, albo chłopców Velaryon. Z Heleaną zawsze układało się ugodowo i jeszcze nie zdarzyło się, aby nie były ze sobą zgodne.

Jednakże czasem było to koniecznie, zwłaszcza kiedy uznawała, że to ona miała w danej sytuacji rację. Sprzeczki bywały czasem nieuniknionym elementem relacji. Szczególnie w latach dziecięcych, kiedy dopiero, co poznawało się uroki życia towarzyskiego.

Lyra chciała zapytać o powód, dla którego sprawy wyglądały tak przygnębiająco. Jednakże Astraea wyglądała na jednocześnie złą i smutną. Z powodu syna króla, który wybiegł przez drzwi komnat księżniczki niczym oparzony. To wydawało się dość ironiczne z tą całą otoczką ognia i rodu Targaryen. Nie chciała jej bardziej rozjuszyć pytaniami.

Przynajmniej dla Lyry byłby to zły pomysł. Jednak Astraea sama z siebie postanowiła podzielić się trapiącym ją problemem.

— Nie wierzę, że to zrobiłam... — schowała twarz w dłonie. Podkuliła nogi, wzdychając ciężko. — Powiedziałam, co mi ślina na język przyniosła... Nie znoszę tego!

— Kochana, czyżbyś miała comiesięczną klątwę? — uniosła brew, przyglądając jej się ze zmartwieniem. — A może tylko źle się czujesz? Złapało cię jakieś choróbsko?

— Nie — stęknęła. — Palnęłam coś i wyszedł z tego niezły babol.

— Z księciem? — dopytywała Lyra, starając się w tym wszystkim odnaleźć. Nie chciała zaczynać tematu sama, choć już przy wejściu zauważyła, że coś tutaj nie grało.

— Aemond, to głupek! Nie pojmuje moich wyjaśnień! — mówiła Astraea, wycierając zapłakane oczy o rękaw sukni. — Nie, on wmówił sobie, że wszyscy są jego wrogami!

— Cóż sama zauważyłam, że książę wybiegł stąd taki jakieś nie w sosie — wyznała ostrożnie dziewczyna. — Ale wydawało mi się, że to u niego dość normalne. Co się stało?

Astraea przedstawiła jej skróconą, nie pomijając najważniejszych informacji.

— A może, książę nadal przeżywał tą nieszczęsną świnię i rozgoryczony opacznie wszystko zrozumiał? — zastanawiała się na głos Lyra. — I to dlatego wziął sobie twoje słowa zbyt do siebie.

— Może, ale to nie zmienia faktu, że teraz czuję się do kitu — mruknęła smętnie księżniczka. — Sprawy się tylko skomplikowały i nie wiem, co będzie dalej.

— Księżniczko nie obwiniaj się, z tego, co rozumiem, chciałaś go tylko wesprzeć. Ze zwykłej rozmowy wyszło nieporozumienie, które za jakiś czas się wyjaśni, zobaczysz.

Zacisnęła dłonie w pięści. Cholerny Aemond i ta jego rosnąca paranoja.

Miała ochotę skopać mu tylną część ciała, a lepiej wbić do głowy nieco rozumu.

Ale to paskudne uczucie ją dobijało.

— Ja chyba mam coś, co mogłoby cię zaciekawić — stwierdziła nagle Lyra, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. — I trochę odciągnąć od zmartwień.

Natychmiast nadstawiła uszu.

— Co takiego?

— Słyszałam plotkę na temat naszego ulubieńca, ser Cristona Cole'a.

— Plotkę?

— Mhm — odparła służąca. — To dość dawna sprawa, ale myślę, że chciałabyś wiedzieć.

— Mów, mów — ponaglała ją Astraea.

— Wieści niosą, że bodajże kilkanaście lat temu na weselu księżniczki Rhaenyry i ser Laenora Velaryona — zaczęła młoda kobieta, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu — ser Criston wpadł w prawdziwą furię, a jego szał doprowadził do tego, że własnymi rękami roztrzaskał twarz, znanego jako rycerz pocałunków ser Joffreya Lonmoutha. Okropne było z tego zamieszanie, ale mu się upiekło.

CRIMSON ASHES || house of the dragon Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz