1.13. różowy strach.

548 46 3
                                    








ASTRAEA NATYCHMIAST POBIEGŁA DO Starfire, aby się z radośnie nim przywitać.

Wewnątrz znajdował się oczywiście książę Aemond oraz książę Aegon.

Aemond wydawał się przygnębiony, a powód tego był oczywiście powszechnie wszystkim znany. Ciągły brak smoka, który doprowadzał go do granic i okropnie przytłaczał.

Astraea czasem traciła do niego cierpliwość. Nie wiedząc już co robić, aby przekonać go do zaprzestania usilnych prób uzyskania smoka, nawet z narażeniem własnego życia. Często się sprzeczali, ale nie graniczyło to w żaden sposób z ostrymi kłótniami, czy konfliktem.

Od czasu tamtej wspólnej pamiętnej przejażdżki z Aemondem na Starfire, Opiekunowie Smoków bacznie się jej przyglądali dopilnowując, by nie wpadła na równie lub bardziej głupi pomysł.

Zapewne przez rozkazy z góry. Chciała dobrze, podążając za prośbą Aemonda, ale po tym sytuacja się nieco skomplikowała.

— Niech się teraz zbliży — rzekł w wysokim valyriańskim jeden ze smoczych opiekunów.

Stojący obok Aegon ziewnął będąc znudzonym sytuacją, a Astraea zastanawiała się, czy kiedyś przez to, jak rozdziawiał usta, nie połknął czasem jakieś muchy. Cóż, skoro jeszcze nie przestał oznaczało to że raczej obyło się bez takich nieprzyjemności.

— Bądź tak miłym zatkać buzię, książę, niektórzy mogliby pomyśleć, że pragniesz ich połknąć — szepnęła szorstkim tonem.

Wykrzywił usta, strzelając przy tym typowe dla siebie miny, a Astraea pozostało tylko przewrócić oczami i westchnąć z rezygnacją.

Nie było w tym nieuprzejmość, niechęci czy braku sympatii, może przemądrzałość i drobna złośliwość. Jednak wbrew pozorom Astraea i Aegon nie traktowali się, jak wrogowie, choć rzeczywiście do przyjaciół było im daleko.

W międzyczasie Jace zdołał przywołać bliżej swojego smoka, Vermax. Smok zasyczał, lecz Jace zdołał go uspokoić. Przyprowadzono kózkę, żywą i bielutką, a Astraea znów rozczuliła się, wiedząc, że zaraz zakończy się żywot, tego niewinnego zwierzęcia. Nie mogła z tym nic zrobić. Taka była kolej rzeczy.

Kózka zabeczała.

Astraea chciała się odwrócić, ale Aemond szturchnął ją ramieniem, nadal pochmurnie patrząc na poczynania Jace'a z Vermax.

Więc nie odwróciła wzroku. W końcu taka natura smoków, by polować. Inaczej całkiem zapomniałyby o swoich instynktach.

— Musisz panować nad smokiem, młody panie — odrzekł drugi Smoczy Opiekun, który tłumaczył pierwszego z nich. — Sunfyre słucha się księcia Aegona, księżniczka Astraea zbudowała piękną, acz rzadką więź ze Starfire. Gdy smok w pełni się z tobą zwiąże tylko ty jeden, będziesz mu mógł rozkazywać.

— Mogę to powiedzieć? — zapytał, uśmiechając się Jace. Odwrócił się do nich, a Aegon pokiwał do niego głową.

Astraea delikatnie tknęła dłoń, stojącego obok Aemonda, chcąc dodać mu trochę otuchy.

— Dracarys, Vermax.

Smok w końcu buchnął ogniem w swój obiad, zabijając zwierzynę i rozpoczął posiłek.

— Świetnie, Jace — pochwaliła go Astraea, odwzajemniając jego uśmiech.

Opiekunowie skupili swoją uwagę na jedzącym stworzeniu. To zaś zostało wykorzystane przez księcia Aegona.

Na nic innego jak durnowate pomysły.

— Aemond mamy dla ciebie niespodziankę — rzekł do brata.

Astraea przysłuchiwała się temu ze zmarszczonymi brwiami.

CRIMSON ASHES || house of the dragon Where stories live. Discover now