1.06. prośba króla.

562 43 10
                                    








ASTREA NIE WIEDZIAŁA, CZEGO SIĘ MOŻE spodziewać, gdy została powiadomiona, że król wezwał ją do siebie. W drodze do niego nie towarzyszył jej strach, uważała Viserysa za dobrego człowieka. Nie obawiała się go. To raczej uczucie ciekawości ją wtenczas nękało.

Dlaczego król ją wezwał?

Odpowiedź na to pytanie nasuwała się sama. Dziewczyna trochę pluła sobie w brodę za tak szybkie zaufanie zapewnieniom królowej. Miała swoje przypuszczenia. Podejrzewała, że poskarżyła się ona na nią swemu mężowi.

Co, jeśli król zabroni jej trenować?

Te treningi, mimo że ostatnim razem nie wyszło zbyt dobrze, dawały jej radochę. Nie chciała z nich rezygnować. Nie, bez względu na wszystko, nie mogli jej zabronić trenować. Zwariowałaby gdyby mogla jedynie wyszywać pod czujnym okiem Septy. Przestałaby czuć się sobą. Przestałaby czuć się właściwie.

— Dobrze jest ujrzeć twoją twarz, Astraea — przywitał się z nią król. Wydawał się szczerze uradowany jej widokiem.

— Ja też się cieszę, że cię widzę — odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem, chociaż nieco plątał jej się język. — Mój królu. Czy wezwałeś mnie, bo stało się coś złego?

— Nie, chyba że o czymś nie wiem — odparł Viserys. — Wezwałem cię tu, bo słyszałem, że zaczęłaś trenować razem z chłopcami.

— Tak, znaczy, nie trenuje, tak do końca razem z nimi, aczkolwiek ja... — starała się właściwie wytłumaczyć — Księżniczka mi...

— Nie martw się, wiem, że Rhaenyra udzieliła ci pozwolenia, posłałem po ciebie nie po to, by cię teraz tutaj skarcić, Astraea — zapewnił mężczyzna. — Uznałem za właściwe, byś wybrała sobie własnego rycerza, który będzie cię nadzorował, ale także ci towarzyszył. W razie, gdyby nastąpiły jakieś problemy.

Astraea zamrugała w szoku. Potrzebowała chwili, aby przetworzyć te informację.

— Dziękuje! — odparła, nie powstrzymując radości. — Bardzo się cieszę!

— Gdyby coś było nie tak, zwróć się z tym do mnie, swego czasu przyjaźniłem się z twym ojcem i chciałby bym miał nad tobą pieczę, dlatego moim obowiązkiem jest czuwać nad tobą, dopóki starcza mi sił — oznajmił mężczyzna. Astraea spojrzała niego z wdzięcznością. — Pewnego dnia wybierzemy ci godnego męża, który da ci dom i ciepło, ale na to jesteś jeszcze trochę za młoda. Wybacz mi, powinnaś się wyszumieć, a nie słuchać o matrymonialnych sprawach. Ostatnimi czasy zbytnio myślę o przeszłości lub przyszłości, a na teraźniejszość nie starcza mi sił.

— Dobrze — zapewniła tylko. — Nie mam do ciebie o to żalu, królu.

— Muszę cię jednak o coś prosić... — zwrócił się do niej. — Chłopcy często... Cóż oni mogą się ze sobą sprzeczać. Mam na myśli me wnuki i mych synów. Spędzają razem czas, lecz nie są względem siebie na tyle przyjaźni, na ile bym tego pragnął. Będziesz teraz częściej z nimi przebywać. Próbuj łagodzić ich konflikty, Astraea. Bądź ich spoiwem. Myślę, że jesteś osobą, która mogłaby to osiągnąć.

Ale czy naprawdę wierzył w swoje słowa? Astraea nie wiedziała jakiej odpowiedzi powinna uczynić na prośbę króla.

Nie potrafiłaby kategorycznie odmówić, ale przysięgać i zobowiązać się wobec czegoś, czego nie uważała za zbyt możliwe do osiągnięcia, nazywając to w myślach twardym orzechem do zgryzienia.

— Naprawdę sądzisz, mój królu, że ja jestem w stanie coś zdziałać? — zapytała sceptycznie dziewczyna. — Ja szczerze mówiąc, przyjaźnie się tylko z twoich dzieci, nie licząc księżniczki Rhaenyry, utrzymuje relację jedynie z Helaeną, a Aegon i Aemond to nieco inna kwestia. Bardziej skomplikowana.

CRIMSON ASHES || house of the dragon Where stories live. Discover now