1.17. ambicje.

481 50 3
                                    









A VERBIS AD VERBERA.
od słów do rękoczynów.





— To ty! — rzuciła oskarżycielsko Rhaena.

— Ja — odparł niewzruszony Aemond.

— Vhagar należy do naszej mamy — upomniała zdesperowana dziewczynka.

— Ona nie żyje — odpowiedział szorstkim tonem. — Vhagar ma nowego jeźdźca.

— Należała się mnie! — wykłócała się Rhaena.

— Trzeba było ją brać — odrzekł kpiąco Aemond. — Niech drodzy kuzyni dadzą ci świnie. Będzie ci w sam raz.

Rhaena ruszyła na Aemonda, lecz została przez niego odepchnięta, nim udało jej się zadać cios. Zamiast tego Baela zdołała trafić go pięścią w twarz. Jednak ten jej oddał.

— Spróbuj jeszcze raz, a rzucę cię swojemu smokowi! — zagroził Aemond.

— Aemond! — krzyknęła Astraea.

— Astraea — zwrócił się do niej.

Patrzyła na niego taka rozczarowana.

— Dlaczego ty... Dlaczego tak postępujesz?

— Nie robię nic złego. Vhagar jest teraz moja i niech lepiej się z tym pogodzą.

— Ale czy musisz być tak okrutny? — zapytała rozczarowana. — Przecież...

— Czytałaś o smokach. To one wybierają sobie jeźdźca — zauważył Aemond. Miała wrażenie jakby teraz patrzył na nią z góry.

— Czy ty... naprawdę nie rozumiesz problemu? — zapytała, robiąc krok do przodu.

— Zrozumiałem jedno — zaczął, cofając się nieco. — Po co mi przyjaciółka, która nawet nie potrafi stanąć po mojej stronie? Miałbym przyjaźnić się z kimś takim, jak ty?

— Co ty mówisz? — zapytała.

— To co usłyszałaś — burknął, przekonawszy ślinę. — Matka miała rację.

Była wściekła. Na niego. Na siebie. Dlatego, że nic jej nie powiedział. Dlatego, że ją okłamał. Dlatego że próbował ją odepchnąć. Dlatego, że zabrał Vhagar, podczas gdy dwie dziewczynki opłakiwały swoją matkę.

Przepełniała ją złość i zapragnęła mu przywalić, ale nigdy nie planowała, aby sytuacja tak wymknęła się spod kontroli.

Jace i Luke rzucili się na Aemonda. Jace'owi udało się zadać mu cios, lecz został powalony na ziemię. Luke stanął w jego obronie z krzykiem szarżując na Aemonda. Astraea przyklękła przy Rhaenie sprawdzając, czy wszystko z nią dobrze.

Podniosła się, chcąc pomóc chłopcom.

To wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miała chwili, ani sekundki, aby pomyśleć nad lepszym wyjściem. Nad jakimkolwiek  rozwiązaniem. Na to mogło i tak być za późno.

Bliźniaczki i Jace okładali Aemonda pięściami, a Astraea sprawdziła, co z Lukiem.

— Zdechniecie w płomieniach, jak wasz ojciec, bękarty — wycedził pogardliwie.

CRIMSON ASHES || house of the dragon Where stories live. Discover now