~5~

163 9 0
                                    

- Kolejny ciężki dzień w szkole...- pomyślałam-...surowi nauczyciele, klasa która mnie nienawidzi, tak naprawdę to tylko moja najlepsza przyjaciółka trzymała mnie na lekcjach w tym piekle.
Na szczęście miałam czym zająć myśli.
Ciągle przypominałam sobie tamten wieczór, te okropne roboty i moich wybawców jednak wydaje mi się że nie pamiętam dokładnie co tam się działo...jakby zanik pamięci. Ma to sens bo nasz mózg podobno wymazuje z pamięci traumatyczne dla nas wydarzenia...ale jakoś w mojej głowie został wyraźny obraz wysokiego żółwia w niebieskiej bandanie... z dwoma katanami. Nie wiem co to ma oznaczać ale przyznam że (pomimo że jego pamiętałam najlepiej) to on zrobił na mnie największe wrażenie.

- Ejj, shhhh... Julie- szturchała mnie moja przyjaciółka Emma- coś ty taka nieobecna, coś się stało??- zapytała.
- Nie..nic..- otrząsnęłam się
- Pamiętasz o naszym dzisiejszym wyjściu?- ten nowy film ,, Zombie 3"...OMG nie mogę się doczekać, podobno niektórzy wybiegali z kina z krzykiem- opowiadała podekscytowana. Uwielbiała horrory.
- Tak, oczywiście że pamiętam, też nie mogę się doczekać- odpowiedziałam z niewyraźnym uśmiechem.
- Myślę że spotkamy się dopiero przed kinem, muszę załatwić jeszcze jedną rzecz...- powiedziała z grymasem- ale spokojnie nic nas nie ominie- zaśmiała się.

Bardzo się cieszyłam że mogę wyjść gdzieś poza cztery ściany mojego pokoju (chociaż to było jedno z moich ulubionych miejsc na ziemi) i to jeszcze w towarzystwie mojej przyjaciółki. Muszę tylko wrócić po lekcjach do domu, przebrać się w coś wygodniejszego, ewentualnie coś zjeść (ale myślę że skoczymy z Emmą na jakąś pizzę czy coś) i mogę spokojnie zmierzać w stronę kina.
- Prosty plan...oby wszystko potoczyło się po mojej myśli- pomyślałam.

~~~
Jak zaplanowałam tak zrobiłam. Po lekcjach przyszłam prosto do domu, zjadłam obiad, przebrałam się w mój ulubiony outfit (jeansy i bluza of course), szybko się ogarnęłam, założyłam moje ukochane słuchawki i wyszłam z domu. Na zewnątrz było już ciemno, powoli zbliżała się jesień. Czułam lekki niepokój, ulica była praktycznie pusta (to mega dziwne w tak wielkim mieście). Nagle dosłownie kilka metrów ode mnie z dachu zeskoczył...no właśnie...znajomy widok mimo że widziałam tylko nieco wyższą ode mnie istotę i powiewające końcówki bandany.

- To ty...- wydusiłam z siebie- Kim jesteś? Pokaż się!- z ekscytacji podniosłam ton.
- Jeśli obiecasz że nie będziesz krzyczeć- usłyszałam głos... chłopaka, byłam w szoku- nie wiedziałam że one mówią...
- Dobrze, obiecuję- powiedziałam i nagle moim oczom ukazał się dobrze zbudowany, ciemno zielony żółw w niebieskiej bandanie. Odrazu zauważyłam jego cudowne błękitne oczy... podobne do moich.
- Wybacz mi to przedstawienie, ludzie zwykle reagują na mnie i moich braci krzykiem...- wyczułam zawahanie w jego głosie- ale chciałem mieć pewność że nic ci nie jest.
- Nic nie szkodzi....- powiedziałam z życzliwym uśmiechem- to miło z twojej strony.

Na to on uśmiechnął się (i przy okazji delikatnie zarumienił) wykonał krok w moją stronę i zapytał:
- Czy mógłbym poznać imię pięknej Pani?- wyciągnął rękę w moją stronę i lekko się ukłonił.
- Oczywiście!- odparłam z chichotem- Mam na imię Juliette mości panie- ułożyłam dłoń na jego. Poczułam ogromne ciepło, w tym momencie patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Ale niestety nie wytrzymaliśmy i oboje zaczęliśmy się śmiać co ciekawe wciąż trzymając się za ręce.
Pierwszy raz poczułam że nie chcę kogoś puścić. On mnie tak oczarował, widziałam w jego oczach, czułam że on też nie chce się ze mną rozstawać.
W pewnym momencie zza rogu nadjeżdżał samochód.

- Chodź szybko, nikt nie może mnie zobaczyć- powiedział i pociągnął mnie do ślepej uliczki.

Potem chwycił obie moje dłonie i powiedział:

- Wiem jak to zabrzmi ale jesteś niesamowita...- powiedział wywołując rumieniec na mojej twarzy- proszę uważaj na siebie... ale jeśli znów coś lub ktoś będzie ci zagrażał z pewnością się zjawię- dodał, delikatnie puszczając moje dłonie ale wciąż patrzył mi w oczy.
- Jak masz na imię?- wydusiłam cała w skowronkach.
- Leonardo, ale ty możesz mi mówić Leo- odparł z czarującym uśmiechem.

Szybko wyskoczył na metalowe schody prowadzące na dach.

-Leo!- krzyknęłam, na co on spojrzał na mnie czule- Spotkamy się jeszcze?- zapytałam praktycznie że łzami w oczach.

- Kiedy tylko zechcesz księżniczko- po czym wskoczył na dach i zniknął.

Zostałam tam cała w amorach, on był cudowny, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Taki czuły, wyglądał na bardzo silnego i odważnego. Pierwszy raz w życiu ktoś mówił do mnie z taką troską. Czułam że skradł moje serce bez dwóch zdań.

- Błagam, tak bardzo chcę go jeszcze spotkać...- wyszeptałam sama do siebie i nagle zdałam sobie sprawę że trzymam w ręce zgiętą na pół kartkę.

~To mój numer... Dzwoń, pisz kiedy tylko zechcesz. Twój Leo~

Zakryłam usta dłonią i uroniłam kilka łez ze szczęścia.

- Mój Leo...- powiedziałam spoglądając w stronę dachu.

Jestem Tylko Twoja...Where stories live. Discover now