ROZDZIAŁ XXX

6 0 0
                                    

Marion

Siedziałam w samotności i pod kluczem w komnacie, ale nadmiar czasu nie pozwalał zapomnieć, że było wiele czasu na przemyślenie pewnych spraw.  Spraw, o których myśleć wcale nie chciałam.
Straciłam nadzieję, że wydarzy się cud i  nie będę musiała poślubić króla Kazimierza. Jego charakter pozostawiał wiele do życzenia, bo nie dość, że uganiał się za spódniczkami, to każdego, kto mu bruździł, karał w przykładny sposób i nikt nie odważył się powtórzyć błędu poprzedników. Przynajmniej przez jakiś czas.
Gabrielowi też daleko było do świętości, ale w odróżnieniu od polskiego władcy nie miał w każdym kątku po dzieciątku.  Kochałam drania, chociaż złamał mi serce i zniszczył mój poukładany świat.  Wiedziałam z czego familia Cruzów czerpie profity, a i tak serce nie chciało słuchać podszeptów rozumu, że to szaleństwo wierzyć, że żaden inny mężczyzna nie mógłby zastąpić Gabriela.
Po prostu zrozumiałam, że czasem los prowadził człowieka dziwnymi drogami. Pomimo, że niektórych rzeczy  nie potrafiłam wybaczyć mojemu Czarnulkowi, to nie mogłam o nim zapomnieć. Na przykład, gdy świecił gołym zadkiem przed moją kuzynką, nad tym nie przeszłabym do porządku dziennego. Nie pozostawałam głucha i ślepa na wszystkie grzeszki Gabriela, ale przez hałdy smutku i cierpienia nieśmiało przebijała się nieśmiało miłość.
Bo przecież gdyby mnie nie kochał, to by za mną nie przylazł do średniowiecza, o którym wiedział chyba tyle, że ówcześni ludzie nie mieli dostępu do netu. Ech, ale wszystko się skończyło zanim miało szansę na drugi początek.
Przed Katedrą Mariacką, pomimo niecodziennych okoliczności na pewno zebrał się tłum weselników chcący na własne oczy ujrzeć nową królową. Pożar dogasał, tylko szalejąca burza źle wróżyła ponownemu ożenkowi króla Kazimierza. Mnie naprawdę nie obchodziło, kto będzie po nim zasiadał na polskim tronie, ale ani Elżbieta Łokietkówna, ani jej syn nie planowali zostawić kwestii sukcesji polskiej przypadkowi.
Ale samego władcę chyba niepokoił brak męskiego potomka, który po jego śmierci objąłby dziedzictwo po swym ojcu. Kazimierz potrzebował syna i to najlepiej na wczoraj, a ja miałam być pionkiem na drodze do osiągnięcia tego  celu.
Życie nie jest usłane różami, każdy człowiek dźwigał swój krzyżyk. Tylko Kazimierz wiedział, ile kosztowało go utrzymanie się na królewskim stołku. I chociaż mogłam się nie zgadzać na nie chciany mariaż, to nie miałam innej alternatywy. Nie chciałam umierać w nędzy i bez możliwości powrotu do domu,dlatego przyjęłam oświadczyny podstarzałego amanta. Próbowałam pocieszyć się myślą, że przed Kazimierzem jeszcze ostało sześć lat życia, ale nie podlegało dyskusji, że przez ten czas mogło się jeszcze wiele wydarzyć.
Przez te lata Ludwik Węgierski i jego matka mieliby dosyć sposobności do toczenia bojów o koronę polską. Co stałoby się z moim dzieckiem  jeśli by było podobne do swego ojca? Odebraliby mi je? Oddali na zmarnowanie? Nie mogłam wykluczyć żadnej z tych ewentualności.
Za chwilę miały przyjść panny służebne, żeby pomóc mi odziać się w ślubne szaty, bo suknia wyrychtowana przez krawca Szmateksa szybko się odnalazła i nie było już żadnych wymówek, by ślub odwlec w czasie. To był zły pomysł, lecz król zdania swego nie zmienił.
Nie kochałam Kazimierza, nie chciałam się z nim zestarzeć, ale lepszy królewski mariaż niż bieda z nędzą. Cóż, takie historie wciąż miały miejsce i to niekoniecznie wyłącznie dawno, dawno temu. Ale co to za życie bez miłości? Jaki los czekał moje dziecko?
Szczęście jeno w tym, że Piotr Niecnota skończył z głową pod katowskim toporem, ukarany z woli królewskiej za próbę podważenia woli władcy i pana tych ziem.
– Pani? – Uniosłam wyżej głowę, zaskoczona niespodziewanym towarzystwem.
Niewiasta w średnim wieku przedstawiła się jako Anna, druga, ta młodsza, zwała się Grzymką. Anna poniekąd zgotowała mi los życia w złotej klatce, lecz nie mogłam jej obwiniać, że ratowała siebie i córkę, ja robiłam to samo choć w inny sposób dla swojego dziecka.
– Musicie uchodzić zanim nie okaże się, że będzie za późno na ucieczkę. – Argumenty Anny do mnie nie trafiały.
Uciekałam dwa razy i kiszka z tego wyszła! To nie miało prawa udać się za trzecim razem z kolei.
Dlatego poprosiłam obie, żeby sobie poszły, by i ich nieszczęście nie dosięgło.  Wyszły zasmucone, ale nie mogłam nic na to poradzić, niczego zmienić. Pragnęłam opuścić Wawel, lecz nie miałam dokąd pójść i z czego żyć. Jakim prawem mogłam skazać niewinne dziecko na tułaczy los?
W życiu nie można mieć wszystkiego.
Długo nie trwało, a przyszły panny służebne i zaczęło szykowanie się do ślubu. Ślubu, którego ani nie żądałam, ani nie wyglądałam niecierpliwie.
Kąpiel, pachnidła i szaty ślubne ... Całe szczęście, że nie było widać u mnie ciążowego brzuszka, to biedy nie będzie. Nikt nie doniesie królowi, jak został przeze mnie okantowany.
Suknia autorstwa Szmateksa była ciężka i niewygodna, ale w swym przepychu godna królewskiej narzeczonej.
– Czemu żeście smutną? Dyć to wasz dzień ślubowania, a w zabobony żaden prawy chrześcijanin nie winien wierzyć. – Ochmistrzyni próbowała mnie pocieszyć, ale ja nie czułam szczęścia w swym sercu.
– Boję się tej burzy i ludzkiego gadania.  – Szybko znalazłam wiarygodną wymówkę na mój paskudny nastrój.
– Ludzie pogadają i przestaną, gdy znajdą inny temat do rozmów. – Ochmistrzyni nie opuszczała nadzieja, że sprawy między mną, królem i zabobonnymi ludźmi wkrótce się ułożą. 
– Już żeście gotowa, pani? – Do komnaty zajrzał Wąsaty Mikołaj, chcąc na własne oczy przekonać się, że nie dałam drapaka.
– A poszedł mi stąd! – fuknęła ochmistrzyni na ciekawskiego mężczyznę. – Nie uchodzi podpatrywać niewiastę podczas ubierania przyodziewku! Zawołam imć Mikołaja, gdy pani będzie gotowa, żeby udać się do katedry, tę chwilę on chyba może jeszcze poczekać, czyż nie?
Widząc, że nic nie wskóra, Mikołaj wyszedł i zamknął za sobą drzwi, ale na pewno daleko nie odszedł. Czekał na wołanie ochmistrzyni.
– No i to już jest wszystko. – Ochmistrzyni obejrzała mnie uważnie z każdej strony. – Czy mogę wołać imć Mikołaja?
Odpowiedziałam, że jestem już gotowa, by udać się do katedry. Zawołany, Mikołaj zjawił się niemal natychmiast. Skłonił się mi, a potem rzekł uroczyście:
– Życzę wam szczęścia, pani!
Podziękowałam i ruszyłam na spotkanie ze swoim przeznaczeniem.

Przekroczyć czas (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now