ROZDZIAŁ XX

11 1 0
                                    

Marion

Gdy król rzekł mi, że Gabriel odszedł z własnej woli, bo szybko afekt ku mnie stracił, nie uwierzyłam mu na słowo honoru. To było zbyt naciągane, bo dyć polski monarcha miał swoje cele, które chciał osiągnąć przeganiając mojego Czarnulka!
Nie znałam każdej z dróg mających doprowadzić Kazimierza do mety, ale chociaż przysięgłam sobie, że nie poczuję trwogi, serce podeszło mi do gardła i poważnie obawiałam się, że "ozdobię" królewskie odzienie haftem artystycznym o wątpliwej wartości estetycznej. Tak się na szczęście dla mnie i dziecka nie stało, więc uznałam, że najtrudniejsze chwile już za mną i ciżem Kazimierza nie spotkają przykre zdarzenia.
Tymczasem sam król miał mi do zakomunikowania, że niejaki krawiec zwany mianem Szmateksa uszyje mi szaty weselne, bym zaproszonych gości łachmanami nie straszyła.
"Sam łachy masz na sobie, czego się czepiasz?! Pojaw się w dwudziestym pierwszym wieku, to zobaczymy co powiesz!" – W duchu życzyłam szanownemu Kazikowi, żeby tak przeniosło go do czasów mi współczesnych na rynek w Krakowie, albo jeszcze lepiej do Warszawy, w samą porę szczytu komunikacyjnego podczas sezonu letniego.
To wówczas on wyglądałby jak pokraka lub cudak nie wiadomo skąd wzięty. Może wtedy nauczyłby się znaczenia słowa empatia? No wiadomo, syty głodnego nie zrozumie!
Uśmiech Kazimierza nie sięgał jego oczu, które pozostały zimne i nieczułe.
– Co to za jeden, ten Szmateks? – Coś czułam, że odpowiedź nie spodoba się mi ani trochę.
Spojrzenie króla przypominało mi w tamtej chwili ostry wzrok sokoła czy innego jastrzębia czyhającego na swą ofiarę.
– Przecie rzekłem wam pani, że to krawiec, który uszyje wam szaty weselne. – Kazimierz zacisnął usta w wąską kreskę, więc pojęłam, że niczego z niego nie wyciągnę.
A już na pewno nie w tej chwili, gdy zaczął się denerwować moją dociekliwością.
– Nie musisz wiedzieć wszystkiego, niewiasto! – Zbeształ mnie jak małe dziecko jakby nic innego w życiu mu lepiej niż to nie wychodziło. – Szmateks przybędzie niebawem, żeby zdjąć z was miarę i zabrać się niezwłocznie do pracy.
Kto podsunął Kazikowi nieszczęsny pomysł z paskudnym zamiarem uszczęśliwienia mnie na siłę, wciąż pozostawało niejasne. Wiedziałam jeno - jak rzekł wcześniej Wąsaty - że to jakaś niewiasta. Więcej nie chciał mi zdradzić, to co usłyszałam miało mi wystarczyć, ale z oczywistych względów nie wystarczało, żeby uwierzyć w każde słówko króla.
Dzisiejszą noc też źle zniosłam, bo gdy tylko skimnęłam się na moment, pod powiekami pojawiał się obraz kobiety bez twarzy, do której wyciągałam ręce z płaczem, prosząc błagalnie o ratunek i zmiłowanie, a ona za każdym razem mnie odpychała i odchodziła gdzieś w sobie znanym kierunku. Zostawałam sama i przerażona, nie mogłam niczego zrobić w oczekiwaniu na najgorsze.
Co planował król oprócz tęgiego weselicha i odstawionej żonki? Kim był zapowiedziany przez niego krawiec i czy pod swojsko brzmiącym mianem krył się Gabriel albo ktoś kogo znałam z poprzedniego życia?
– Winnam wam wdzięczność, panie – odparłam krótko.
– Więc dlaczego tak nie jest? – Słowa Kazimierza zawierały zawoalowanłą groźbę, a tej nie mogłam już zlekceważyć. – Mogło być gorzej niż żywot w dostatku.
W państwie, którym władał król Kazimierz to jego słowo znaczyło więcej od mego słowa, jego wola była tu prawem i nie miałam wiele do gadania, o ile w ogóle!
Moim zadaniem było powiedzieć mu przed ołtarzem "tak" we właściwym momencie. Nawet Szmateks, chociaż i swojak, nie był w stanie uratować mojej skóry. Mogłam tylko zniwelować szkody i przenicować je na zyski.
Gabrielowi nie udało się mnie wyrwać spod pieczy króla, musiałam utwierdzić go w odpowiednim momencie, że to jego dziecię noszę pod sercem. Jednakże nic nie ochroni mnie i maluszka rzed Kazimierzowym gniewem, jeśli dziecię okaże się podobne do Czarnulka.
I tak źle, i tak niedobrze! Dalszą dość jednostronną konwersację z królem przerwało natrętne pukanie w wierzeje komnaty.
Nie czekając na odpowiedź, do środka wtarabaniła się dojrzała jak na ówczesne standardy niewiasta o niespotykanym dostojeństwie widocznym w gestach i spojrzeniu, które nie zatrzymało się na dłużej na mej postaci. Niewiasta zdawała się skupiać swą uwagę na Kazimierzu.
– Bracie mój! – Cholera jasna, Elżbieta!
Jeszcze jej mi brakło do pełni szczęścia!
– Siostro ma, cóż cię do mnie przywołuje? – Kazimierz nawet nie ukrywał swojej irytacji jej pojawieniem się. – Czyżby Ludwik nie podzielał mej radości powodowanej mym ożenkiem?
Niewiasta, którą widzisz ...
– Jest damą, która nigdy nie powinna zasiąść na polskim tronie. Odprawiłeś już Krystynę? Jak to przyjęła i cóż rzekła, gdy oznajmiłeś, że ...? – Elżbieta obdarzyła mnie spojrzeniem godnym piekło zamrozić w lodowisko, ale Kazimierz nie pozwolił jej dokończyć raz zaczętej myśli.
– Dość, Elżbieto! Nie twój to frasunek ani Ludwikowy, pókim żywota nie dokonał i syna po sobie nie ostawił, tronu Polski po mnie Ludwik nie nabędzie! Zapominasz się, siostro! – W ogóle nie zwracali na mnie uwagi, tocząc ze sobą wzajem słowne boje.
– Twarde i niesprawiedliwe to słowa, mój bracie! – Elżbieta nieco spokorniała, ale byłam przekonana, że udawała skruchę.
W końcu miała sporo do stracenia, gdybym pozostawiła po sobie syna i tym samym pozbawiła Ludwika jego dziedzictwa.
– Lecz oddają prawdę i życzyłbym sobie, byś nie podważała mej woli wobec niewiasty mającej żoną mi być. – Kazimierz obstawał przy swoim zdaniu  i nie chciał od tegoż odstąpić.
Inaczej się tej pogawędki między rodzeństwem nie dało nazwać jak darciem kotów, co wprawiało mnie w zakłopotanie.
– Zostańcie, pani. Nie mam przed wami żadnych sekretów. – Król spojrzał na mnie stanowczo, gdy zrobiłam ruch zdradzający niechęć pozostania w komnacie, gdy na siebie warczeli i po prostu zamierzając wyjść.
Zostałam. Elżbieta zaś wymaszerowała z komnaty. Zostaliśmy tylko my dwoje - Kazimierz oraz ja.
– Wybaczie, pani, mej siostrze. – Kazimierz podążył śladem Elżbiety, zdając się nie troskać o to, jak się czuję i  co zamierzałam w związku z próbą ingerencji węgierskiej monarchini w nasze wspólne sprawy.
Zostałam sama ze swoimi czarnymi myślami, niepewna tego co dopiero miało nadejść, jeśli nie liczyć strażników pilnujących, by nie wpadło mi coś głupiego do głowy jak ucieczka z Krakowa.

Przekroczyć czas (ZAKOŃCZONE)Onde histórias criam vida. Descubra agora