ROZDZIAŁ XIII

11 2 0
                                    

GABRIEL

– Raul, ty cholero jedna! – Urwałem, gdy pojąłem, że z moim słownictwem daleko nie zajadę w gościnie u średniowieczniaków.
– Co znowu szefowi nie pasuje? – Raul wyglądał na spokojniejszego niż parę godzin wcześniej, gdy sam wysunął szalony pomysł na pożyczenie ciuchów od tutejszych ziomków.
– Jeszcze nic. – Wzruszyłem ramionami, byle nie komentować, że tych szmatek, które rzekomo pożyczył (na święty nigdy), to ja ni chusteczka nie założę.
– To idzie szef w krzaczki i się przebierze, byle szybko, bo Maria już polazła. Tyle, że w przeciwną stronę.
Spojrzałem na Raula jak byk na rzeźnika i byłbym mu sprzedał gonga w nos albo strzelił z liścia w uśmiechnięte oblicze, byle się opamiętał, ale niech tam znał moje dobre serce. Skończyło się na wymianie spojrzeń - Raul szczerzył się jak mysz do sera, ja miałem ochotę, zresztą całkiem usprawiedliwioną, zmazać ten uśmieszek, karząc za robienie osobistych wycieczek.
Tym razem się mu upiekło i tyle. Niechętnie rzuciłem kosym okiem na dziwaczne ubranie i capnąłem je, uchodząc chyżo w pierwsze lepsze krzaczki.
– Jeśli będę wyglądał jak idiota, to już jesteś trupem, Raul! – burczałem pod nosem z niezadowolenia.
Za cholerę bym nie założył tych łachów, gdybym nie musiał!
– Szybciej, kobieto! Nie mamy kurczę całego dnia, by na ciebie czekać! – Rozdarłem paszczę na Skrzyńską trochę później, gdy całą trójką (ja, Raul  - Paskuda i Pokręcony Doktorek) już przebrani oczekiwaliśmy mocno zniecierpliwieni na to, aż paniusia Skrzyńska raczy do nas dołączyć.
– Nie "kobieto", a "niewiasto". – Doktorek nie byłby sobą, gdyby nie znalazł momentu do uświadomienia mnie względem realiów epoki. – Pierwsze określenie oznacza no, prostytutkę, proszę szanownego pana. Lepiej go nie używać!
– O, to ja mam idealne słowo zastępcze! – Raul uśmiechał się radośnie. – Na przykład ...
– Zamknij się. – Poradziłem życzliwie.
– Raczej  "ucisz się". – Doktorek umilkł, gdy Raul pokazał w jego stronę gest skrócenia go o głowę.
– No, właśnie. – Przytaknąłem, rad, że chociaż w czymś się zgadzamy.
Nareszcie pojawiła się i szanowna Skrzyńska.
– Szybciej się nie dało, milady? – Raul rechotał ubawiony sytuacją.
– A weź na wstrzymanie, co? – Skrzyńska się odcięła robiąc nadętą i urażoną minę.
– Co się stało? – Zaskoczony Doktorek znowu znalazł sposób, by wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze.
– Nic, kur ... – mruknąłem cicho.
Znowu musiałem powstrzymać się ostatkiem sił, by nie powiedzieć czegoś, czego będę później żałował.
– Gotowi? – Doktorek nie odpuszczał, ponaglając nas do podjęcia dalszej drogi i to bezzwłocznie.
– Na co? – spytałem tylko po to, by odpłacić mu jego monetą.
– Na Wawel, do ... kaduka! – podpowiedziała Maria.
Ostatecznie ciuchy nie okazały się aż takie złe, ponieważ dzięki nim nie wyróżnialiśmy się z tłumu tutejszej ludności.
– Niech no szef spojrzy. – Raul zrównał się ze mną. – Tyle pstrokacizny to ja jeszcze nie widziałem na oczy! Nawet w rodzinnym barrio. 
– Oj, tam! – Maria wzięła jego słowa za zwykłe marudzenie. – Przynajmniej jest co obserwować.
– Żadnych artykułów do jakiejkolwiek prasy! – Wyczułem co się święci zanim Maria rozwinęła myśl.
– Akurat posłucham! – odezwała się buńczucznie i uniosła wyżej podbródek.
– Nie ma pani wyboru i nie do pani należy decyzja w tej kwestii. – Zgasiłem w zarodku zarzewie buntu.
Chyba głupota kazała mi wierzyć, że moje słowo było niepodważalne. W tamtej chwili podziwiałem mojego pożal się Boże ojczulka za respekt jaki budził w innych i umiejętność z jaką go podtrzymywał.
– Białas to był nasz najmniejszy problem! – westchnąłem ciężko, gdy dotarliśmy do zamku, gdzie rezydował obecnie król Kazik Wielki.
Mieliśmy poważny problem w postaci dwóch rosłych strażników pilnujących wejścia i tłumu ludzi łażących w tę i z powrotem.
– Będzie dym! – Raul posłał mi swój firmowy uśmiech i podszedł do strażników zanim go powstrzymałem.

Przekroczyć czas (ZAKOŃCZONE)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora