ROZDZIAŁ XII

11 2 0
                                    

Devon

– Mógłby pan doprecyzować, dlaczego podejrzewa Gabriela Cruza o popełnienie przestępstwa pozbawienia życia pańskiej córki, Marion? – Ja rozumiałem, że dyżurujący funkcjonariusz, który przysłuchiwał się moim gorzkim żalom musiał zadawać pytania, by mieć klarowny obraz sytuacji.
Ale, na litość boską! Co jeszcze musiałem zrobić czy powiedzieć, żeby ktoś wreszcie mi uwierzył? Żeby dorwać skubańca powinienem być o krok przed nim, a tymczasem byłem w tyle.
– Jest szkielet. Tamten mężczyzna, o którym wspominałem wcześniej, że prowadził badania na miejscu pochówku, powiedział, nie, opisał dokładnie, do kogo mógł należeć. Była też i kobieta, ani młoda, ani też stara. Podała mi tę fotografię.
Wyciągnąłem przed siebie rękę ze zdjęciem, jakie wcisnęła mi Maria zanim poszedłem zgłosić sprawę na posterunek. Tak ją tytułował młody Cruz. I tym imieniem zwrócił się do niej przyboczny Gabriela. Jego imienia to ja akurat nie miałem przyjemność poznać, ale kichać to!
Nie mogłem wyczytać z twarzy policjanta, czy uwierzył mi, czy też nie, ale spoglądał na podniszczoną fotografię z wielką atencją.
– Jak długo mogła leżeć w ziemi? – Nie wytrzymałem. – Ile tygodni albo miesięcy?
– Miesięcy? – powtórzył policjant jak echo w lesie. – To znaczy, że mogło minąć i minęło parę miesięcy zanim postanowił pan zgłosić zaginięcie córki? Nie podejrzewał pan niczego, nawet wtedy, gdy milczała i nie było z nią żadnego kontaktu?
– Myślałem, że chciała ochłonąć po rozstaniu z młodym Cruzem. To była przykra sprawa i nie dało się o niej mówić bez żadnych emocji.
– Sam pan widzi, że to co najmniej dziwne. – Policjant nie odpuszczał.
Uczepił się jak rzep psiego ogona. Cóż, to była jego działka, nie powinienem się dziwić, lecz poczułem, że traciłem grunt pod nogami z każdym własnym słowem.
– Dziwne czy nie, lecz proszę o ... – drżący głos zrozpaczonego zaginięciem córki ojca nie zrobił na oficerze wrażenia.
– To ja proszę. – Policjant nie dał mi spróbować odwrócić jego uwagi na inne tory. – Proszę o mówienie prawdy i nie inaczej. Zgłoszenie przyjmuję, sprawę zbadamy.
Dodał jeszcze, co mnie zdeprymowało, że prawda i tak wyjdzie na jaw. Przecież nie powiedziałem oficerowi dyżurnemu, że sprawa sięga znacznie dalej niż przyjazd Marionka do Krakowa z powodu zawodu miłosnego. Przecież gdyby nie robota, którą wykonywałem dla Santiaga Cruza, to jest budowałem mu chałupę, Gabriel i Marionek nigdy by się nie poznali! Może wtedy ta cała historia w ogóle by nie miała miejsca? A ja nie miałbym potwornych wyrzutów sumienia, że okazałem się fatalnym ojcem!
– Co będzie dalej? – zapytałem, pełen smutku i poczucia winy.
Zniknęła ostatnia moja nadzieja na odzyskanie córki całej i żywej. To chociaż spocznie w poświęconej ziemi na cmentarzu w Bostonie, gdzie spało snem wiecznym wielu członków klanu Martinezów.
– To się dopiero okaże. – Stróż prawa udzielił mi enigmatycznej odpowiedzi nim dał znak, że nasza rozmowa dobiegła końca.
Nie mogłem powiedzieć ani dodać niczego więcej, bo wszystko zostało już powiedziane. Dalsza robota została w rękach policji i prokuratora. Moja rola się skończyła.

***
Dopiero znacznie później, gdy kryminalni zabrali szkielet mojego Marionka, notatki napisane ręką Doktorka i mój telefon, który rozbił ten paskudnik  Gabriel, poczułem się jakby przejechał po mnie nie jeden, a dwa piętrowe londyńskie autobusy.
Nie powinienem tam być, gdy technicy zabezpieczali miejsce wykopalisk, ale musiałem. Zrobiłem to dla córki, choć tyle byłem jej winien. Zniknęła i zgasła we mnie ostatnia iskierka nadziei na odzyskanie Marionka.
Nic nie dało, że przyjechałem do Krakowa, by ją ratować. Spóźniłem się. Coś tu jednakże śmierdziało na kilometr. Weźmy na to, że Marionek rzeczywiście dokonał żywota. To, cholera, jakim cudem i skąd ja się pytam, tak szybko zrobił się z niej kościotrup?
Gdzie mogła być moja Marion? Kto został pochowany z jej i moją fotografią? Pytania mnożyły się jak króliki na wiosnę albo jeszcze szybciej, a tymczasem ja pozostawałem daleko w tyle! Ja pierdzielę! Co tu się kurde wyrabiało, do prostytutki biedy?!
Oj, ja się bym postarał, by winny za to zamieszanie porządnie "beknął"! Kurde, oj by oberwał!
Co mogłem to i zrobiłem, resztę zostawiłem Bogu i policji.

Przekroczyć czas (ZAKOŃCZONE)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang