ROZDZIAŁ XIX

12 1 2
                                    

Anna, matka Grzymki

Zdążyłam zapomnieć o snach - majakach, w których pojawiała się na Wawelu cudzoziemka o pomiłowanie prosząca, aż do minionej nocy, gdy znów śniąc o tajemniczej niewieście niemal oddychałam jej smutkiem oraz cierpieniem.
Takam była zestrachana, że gdym się zbudziła nie mogłam przestać o niej myśleć ani zastanawiać się, dlaczego sen powrócił ze zdwojoną siłą. Tej nocy już nie zasnęłam, jeno leżałam na niewygodnym łożu mając przed własnymi oczyma zapłakaną twarz przybyszki z dalekiej krainy, a w uszach jej błagalne wołanie: "Ratuj!".
Pamiętałam, że w śnie wyciągała ku mnie swe blade dłonie czepiając się rękawa mej sukni, przez co kroku niezdolnam była uczynić! Nie pozwalała mi odejść, nie chciała przestać błagać o ratunek dla swego dzieciątka, które pod swem sercem nosiła. Bałam się tak bardzo, że zbudziłam się z niedobrego oraz pełnego zgryzot snu.
– Cóżem uczyniła? – zapytałam samą siebie, budząc Grzymkę, dziecię moje jedyne.
Nie powinnam zapewniać Kazimierza, władcy naszego, gdy stosem i oddaniem Grzymki obcym ludziom na wychowanie za leczenie chorób ziołami  mi groził, że niewiasta z daleka przychodząca nie tylko żywot mu uratuje, ale żoną zostanie jego i syna królewskiego powije! Król nie tylko uwierzył i wolno mnie puścił, lecz pod przykazaniem nie parania się zielarstwem winy darował!
Cóżem uczyniła?! Przecie serce niewiasty dla innego męża wybijało rytm, a dziecię co dopiero na świat przyjść miało, królewskie żadną miarą być nie mogło!
Ale komu winnam lojalność jeśli nie córce, która miała tylko mnie na tym wielkim świecie? Ale mimo tego, że próbowałam usprawiedliwić przyczyny swego postępowania, ciągle miałam przed oczyma udręczone spojrzenie niewiasty mającej pójść za Kazimierza. Duszę mą palił ogień wstydu, że nie okazałam się na tyle silną, by być dobrym człowiekiem.
– Matulu, nie śpicie już? – Rozespana Grzymka uniosła się na sienniku ziewając szeroko.
– Spać nijak nie idzie, córko, przez tę letnią spiekotę. – Próbowałam uspokoić córkę, chociaż czułam zmęczenie spowodowane koszmarnym snem. – Śpijże jeszcze, to obudzę ciebie, gdy przyjdzie pora i kur zapieje.
– Niespokojna dusza wróciła i dlatego spać nie dajecie rady?
Nie podobała mi się ta rozmowa i kierunek, w którym zmierzała, ale przecież nie mogłam wiecznie kłamać, nie w poważnej sprawie.
– Czy niewiasta z waszego snu nigdy nie zazna pokoju i nie odejdzie do wieczności?
– To nie dusza bolejąca. Ona żywie, Grzymko – stwierdziłam, lecz nie chciałam wdawać się w szczegóły, mimo że Grzymka nalegała.
Cudzoziemka na tronie Korony, która cudze dziecię jako Kazimierzowego dziedzica powije. Unieszczęśliwiłam za jednym zamachem kilkoro osób, ale ocaliłam życie Grzymki i własne. Miałam nadzieję, że Bóg nie poczyta mi tego za przewinę.
– Matulu, a wczoraj służba z Wawelu nie mówiła o niczym innym jak o przybyciu cudzoziemca, co to w lochu królewskim się znalazł, a potem jak gdyby nic bez żadnej szkody na ciele król puścił go wolno, ale zakazał do Krakowa wracać. Nikt nie wiedział, kto zacz i czym zawinił Kazimierzowi, czym zasłużył na wolność też nikt nie miał pojęcia.
– Tamtych Węgrów, co na Kazimierzowe życie nastawali, monarcha nakazał stracić. – Mówienie do siebie nie było czymś zdrowym, ale pomogło mi się uspokoić. – Może ten człowiek był dla Kazimierza kimś ważnym i dlatego król nie chciał jego zguby?
– Bo nic by nie zyskał na śmierci tego człeka. – Czasami przenikliwość umysłu córki mnie zaskakiwała.
Cudzoziemcem nie mógł być nikim innym jak mężem, którego miłowała niewiasta przybyła z daleka i który przyczynił się do poczęcia jej dziecięcia. On jej szukał, ale szczęście go opuściło i trafił najpierw do lochów, a potem odejść musiał, zapewne pod groźbą utraty życia i zdrowia.
Z mojej przewiny szczęścia tych dwoje nie zazna, król do tego nie dopuściłby za żadne skarby. Kazimierz pragnął syna nade wszystko, bez względu na koszty, jakie by poniósł.
– Pomóc im trza, matuchno. – Grzymka patrzyła na mnie błagalnie. – Bóg nakłania nas ku czynieniu dobra pomimo przeszkód, które stanęłyby na naszej drodze. Bliźnim należy okazać miłosierdzie, bo to po chrześcijańsku.
– Grzymko, nic przeciwko woli króla uczynić nie zdołamy. Trafimy do lochu i pomrzemy. – Szybko ostudziłam jej zapał.
– Ale będziemy mogły spać z czystym sumieniem! – zaprotestowała Grzymka, nie chcąc przyjąć odmowy do wiadomości.
– Nie damy rady, córko. Tak bywa, życie nigdy nie jest łatwe ani proste. – Stwierdziłam sentencjonalnie. – Przywilejem monarchy jest, że jego wola nad ludem, któremu przewodzi. Zaś żywot prostego człeka naznaczon trudem i cierpieniem i nie ma na to żadnego sposobu.
Czułam, że jednak istnieją granice, jakich nikt nie powinien przekraczać, nawet jeśli władał państwem. Ech, biednemu wiatr zawsze prosto w oczy!
– Cóż zatem nam czynić, matulu? Niewiasta - przybyszka będzie cierpieć i spokoju nie zazna przez nasze milczenie!
Nie znalazłam odpowiedzi na tak zadane pytanie. Żałość zacisnęła się na mym sercu jak stalowa obręcz na beczce od bednarza.
– Czas na nas, kur zapiał. – Pianie koguta wybawiło mnie od konieczności udzielenia Grzymce odpowiedzi.
Wreszcie mogłam zająć się swoją robotą, zapełnić myśli czymś innym niż cudzy ból.

Przekroczyć czas (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz