ROZDZIAŁ VIII

16 3 0
                                    

GABRIEL

Rosłego białasa o wyrazistym spojrzeniu charakterystycznych heterochromicznych tęczówek nie miałem szansy pomylić z kimś innym. Nie znałem bowiem nikogo cierpiącego na heterochromię, poza ojcem Marion. Facet miał dość specyficzne oczy, niby obydwa niebieskie, ale z tą różnicą, że jedno było ciemnoniebieskie, drugie zaś nieco jaśniejsze.
Miałem jednak w tej chwili trudniejsze sprawy do ogarnięcia niż kolor cudzych oczu! Łatwo było bowiem zgadnąć czego w Krakowie szukał Devon Martinez. A właściwie kogo. Gorączkowo zastanawiałem się, co mu do prostytutki biedy powiem. Jeśli powiedziałbym mu prawdę i pokazał szkielet nieszczęsnego Marionka, jak nic zrobiłby dwie rzeczy - zamknąłby mnie w szpitalu dla nerwowo chorych, a potem przeniósłby swą złość oraz frustrację na Santiaga. Mój staruszek może się i nie bał szanownego pana Devona, lecz ja miałem odmienny pogląd na tę kwestię. Głupi nie byłem ani nie szukałem guza.
Jeśli doktorek, który wysłał Marion do średniowiecza i który obecnie przeprowadzał oględziny szkieletu mojej byłej narzeczonej, wylezie z pomieszczenia za drzwiami za moimi plecami, będę ugotowany.
On, znaczy się Devon, zabije mnie jak nic!
- Proszę, niech pan usiądzie. - Poprosiłem wielkoluda chcąc zyskać na czasie.
Tymczasem Devon grzecznie aczkolwiek stanowczo odmówił i oznajmił, że nie po to telepał się samolotem przez pół świata, by teraz po prostu usiąść.
- Gabriel, mam do ciebie jedną sprawę i nadzieję, że nie skłamiesz. Bez względu na okoliczności powiedz mi, do cholery, gdzie jest mój Marionek?!
- Panie Cruz? - Jeszcze Skrzyńskiej mi tam do szczęścia brakowało!
Na szczęście, zauważywszy w porę Devona (a kto by przeoczył prawie dwumetrowego dryblasa?) nie wykazywała chęci w stronę niestosownych zachowań.
- Słucham? - odpowiedziałem, czując nadchodzące kłopoty.
Po co ona wróciła skoro jasno i wyraźnie dałem jej do zrozumienia, żeby poszła w swoją stronę? A nie chciałem słuchać ojca, gdy ostrzegał mnie, że "Miłość i kartofel to dwa braciszki. Miłość wywraca serce, a ziemiak kiszki ".
Wcześniej denerwowały mnie te idiotyczne powiedzonka i puszczałem je mimo uszu. A dzisiaj byłem gotów przyznać szanownemu ojczulkowi świętą rację. Miałem narzeczoną, to o nią nie dbałem i poszedłem do innych kobiet, żeby zaznać nic nie wartych uciech.
No i efekt moich podchodów był taki, że miałem na głowie dwie laski, które sprawiły mi więcej kłopotów i trosk niż wszystko warte. Ta zaś, którą kochałem i dla której chciałem naprawić to, co zniszczyłem własnymi czynami, spieprzyła do pokichanego średniowiecza. Jej ojciec przyjechał do Krakowa, by złożyć mi wizytę i przetrzepać skórę. No, po prostu kurwa pięknie. Żyć, nie umierać!
Gdy Skrzyńska zaczęła mówić z czym przylazła, uchwyciłem kątem oka zabójcze spojrzenie Devona Martineza. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałbym martwy.
- Doktorek mówił, że badania szkieletu bezimiennej jeszcze niewiasty są w toku i że on wszystko załatwił. Na razie wiadomo tylko jak miała na imię. Znalazł przy niej coś, co pozwoliło stwierdzić istnienie w jej przypadku dwóch sprzeczności. Nieboszczka miała imię "Marion", bo tak była podpisana znaleziona przy niej fotografia. - Skrzyńska spojrzała przelotnie na Devona.
- Czego? - Ten burknął niezbyt przyjaźnie, gdyż jak mówiła swego czasu Marion, nie znosił być w centrum uwagi.
- To pan, prawda? - Oczy Devona niebezpiecznie szybko napełniły się łzami, gdy spojrzał na zdjęcie w dłoni Marii. - A to Marion?
Zanim zdążyłem zareagować i cokolwiek powiedzieć, Devon odepchnął Marię na bok, po czym rzucił się na mnie z pięściami i strzelił z liścia w twarz.
- Już nie żyjesz, Cruz.
Powoli odwrócił się w stronę Marii.
- A pani pójdzie razem z nim na dno - powiedział złowróżbnym tonem.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał szereg cyfr składających się na numer mojego kochanego ojczulka.
- Proszę tego nie robić. - Poprosiłem wielkoluda. - Majątek pan zapłaci za połączenie. Porozmawiajmy, wszystko wyjaśnię.
- Jestem gotowy na to poświęcenie, dla swoich dzieci wiele potrafiłbym uczynić. Poza tym mam dobrego operatora i fajne promocje na zagraniczne połączenia.
- Słucham? - Devon specjalnie włączył tryb głośnomówiący, więc wiedziałem, że ojciec odebrał. - Devon?
- Pański syn, panie Santiago, przyczynił się do śmierci mojej córki, mojego Marionka i ja tego tak nie zostawię! - powiedział Martinez i się rozłączył.
Wybrał następny numer.
- 997? - Aż się najeżyłem. - Dzwoni pan na policję?
- Tak, robię to, Cruz, bo ty nie miałeś wystarczająco dużo cywilnej odwagi, żeby zrobić to sam.
- Proszę tego nie robić - powiedziałem do białasa, chociaż wątpiłem czy zechce mnie wysłuchać.
Jeszcze raz pomyślałem o doktorku, który z pomocą Jamesa Martineza odesłał Marion do średniowiecza. Gdyby nie to, że był mi on potrzebny do sprowadzenia jej z powrotem, łeb bym mu osobiście ukręcił! Chyba los całkiem sprzysiągł się przeciwko mnie, bo doktorek wylazł z pomieszczenia, skąd nosa miał nie wychylać (a prosiłem gada!) i nie zwracając uwagi ani na wściekłego Devona, zszokowanej Skrzyńskiej czy też Raula, którego też miałem ochotę ukatrupić, bo uśmiechał się jak głupi do sera, powiedział do mnie (a jakby inaczej!) :
- Szkielet z pewnością należy do kobiety, lat około 20 ... - i produkował się dalej, pogrążając mnie coraz bardziej.
- Ty ... Ty! - Słowa użyte przez Devona, który wyglądał jak rozjuszony byk na corridzie, nie nadawały się do głośnego powtórzenia szczególnie w obecności dzieci.
Wykorzystałem jedną szansę na ocalenie swojej drogocennej skóry i wyrwałem niedoszłemu teściowi telefon z dłoni. Zupełnie nie spodziewał się tego, więc cisnąłem sprzętem o ścianę, by poszedł w drobny mak, co też nastąpiło.
- O co panu chodzi? - Doktorek najwyraźniej wziął Devona za szaleńca, który przyczepił się do mnie Bóg wie z jakiej przyczyny. - Tu się pracuje, szanowny panie, toteż upraszałbym o zachowanie kultury w miejscu pochówku ...
- Co?! Marion, mój Marionek jest tu pochowany??? - Wrzask Devona rozniósł się po całym pomieszczeniu wypełniając je echem. - Cruz, już jesteś trupem! Chcę zobaczyć i zabrać z tego zimnego kraju ciało mojej córki!
Zrobił się mały kipisz, bo Devon wrzeszczał, a doktorek usiłował wytłumaczyć krewkiemu białasowi, że szkielet niewiasty o imieniu Marion, choć pochowany z całkiem współczesnym zdjęciem leżał w ziemi od wielu setek lat, co potwierdziły przeprowadzone przez niego badania. Skrzyńska chciała przekrzyczeć obu mężczyzn, próbując przekonać ich, że martwej kobiecie jest już wszystko obojętne i że trzeba przeprowadzić wszystkie badania, a dopiero potem zastanawiać się, co z tym fantem robić.
- Ja wam dam!!! - Raul wychylił głowę ze swego kantorka, znowu uśmiechnąwszy się krzywo.
- Taki aktor był - mruknął doktorek i uchylił się przed lewym sierpowym Devona Martineza, którym to ojciec Marion zamierzał poczęstować delikwenta w zamian za bzdurne uwagi.
- Cicho, do cholery!!! - No to i ja się rozdarłem jak stare gacie na Mariensztacie. - Jak będziecie paszcze drzeć, to kurde, Marionek nigdy nie wróci do domu z popieprzonego średniowiecza i zostanie nam po niej ten szkielet! Doktorek zmajstrował jechany wynalazek i ją tam wysłał. James mu pomógł namówić Marion, by podjęła się przetestowania ustrojstwa na ochotnika, to teraz mamy, do prostytutki biedy!
- Dobra, powiem ci coś Cruz. - Devon cofnął się o parę kroków, pozornie opanowany i spokojny, tyle że w jego głosie pobrzmiewał chłód jeszcze gorszy niż w styczniową noc na Grenlandii.
Kurczę, pomyślałem, teraz się dopiero zacznie.
- Głupoty pierdzielisz i Bóg mi świadkiem, że w ogóle brzmi to wręcz jak scenariusz cholernego filmu popularnonaukowego!
- Chce pan zobaczyć szkielet? - Ja pierdzielę, doktorek naprawdę pojechał ze swoim wyczuciem odpowiedniego momentu i sytuacji do przekazywania szczególnie trudnych wiadomości.
Jak Devon mi nie uwierzy, to i tak napuści na mnie psiarnię, że nawet ojciec nic nie zdziała. Uzna wówczas, że zabiłem kogoś innego, a Marion pozbyłem się, żeby nie wydała mojego sekretu.
- Radzę to zrobić. - Skrzyńska uśmiechnęła się fałszywie, bo ten uśmiech nie docierał do jej oczu. - Potem ...
- Nie będzie żadnego potem. - Devon odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z chłodnego pomieszczenia, zostawiwszy nas czworo, czyli mnie, Marię, doktorka i Raula samych.
- Coś ty narobił, człowieku? - Raul wyjątkowo był trzeźwy i nie na haju, więc zaatakowany słownie doktorek powinien czuć się zagrożony.
Nie znałem nikogo groźniejszego niż Raul na trzeźwiaka. Z doktorka nic nie zostałoby oprócz krwawych strzępów, porozrzuconych tu i ówdzie dla przestrogi dla innych straceńców.
- Te, doktorek! - Naukowiec popatrzył na mnie niepewnie, jakby nie wiedział, co o mnie myśleć.
Zastanawiał się zapewne, co mi przyszło do tej mojej kosmatej łepetyny.
- Raul, lubisz podróże? - zapytałem kumpla z głupia frant.
- No, lubię! - Przewrócił oczami. - Ale nie tym razem, nie namówi mnie szef na to ... to ...
- Średniowiecze! - Podsunął usłużnie naukowiec i drgnął, gdy spoczęło na nim zabójcze spojrzenie Raula.
- Ja się wypisuję. - Maria Skrzyńska zaczęła myśleć, jak by tu opuścić pokład tonącego statku zanim pójdzie z nim na dno.
- Pójdziemy tam razem. - W innych okolicznościach śmieszyłaby mnie mina Raula, ale nie było mi do śmiechu.
- Co? Do średniowiecza? Jak? - wykrzyknęli chóralnie, cała trójka.
- A chcecie wszyscy trafić do polskiego więzienia? - Bo tak by się to potoczyło, gdyby Devon wrócił z policją i oskarżył o sprzątnięcie Marion.
Żadne doktorkowe badania by nam nie pomogły, a Santiago bez wahania spisałby nas na straty. Ulubieniec ojca, mój młodszy przyrodni brat, zajmował jego uwagę bardziej niż ja.
Santiago był daleko, policja i Devon zaś tuż pod nosem. Trzeba spierdalać tam, gdzie ich nie było. Załatwić sprawę, znaleźć i zabrać Marion, no i wrócić, co wydawało się karkołomym wyczynem, ale do zrealizowania. W grupie będzie łatwiej przeprowadzić całą akcję.
- Odpal maszynę, panie wynalazco. - Nie dbałem, że facet się wkurzył na mój lekceważący ton. W swoim życiu spotkałem jeszcze gorszych obwiesi, żeby przejmować się tym tutaj.
- Pan raczy żartować panie Cruz! - Jeszcze próbował się stawiać i buntować, ale gdy zagroziłem mu obcięciem pewnej części ciała od razu potraktował poważnie moje słowa i uruchomił sprzęt do przekroczenia czasu.
A niech Devon się martwi, co dalej zrobić z naszym zniknięciem i jak je uwiarygodnić w oczach polskich stróżów prawa, jako powiązane z Marion i jej wyparowaniem!
Czułem się dziwnie, jakby wessało mnie tornado, słyszałem wokół siebie szum i trzaski pochodzące z bliska i daleka jednocześnie tak, że nie potrafiłem dokładnie określić kierunku, w którym zdążaliśmy. Potem nastała cisza i błoga ciemność, w tej pozwoliłem sobie i swojemu ciału zanurzyć się aż po szyję, i zwyczajnie zasnąłem.

Przekroczyć czas (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now