Adam, Narnia i nowy niecny plan

574 50 415
                                    


Dębicki był sadystą. Może oficjalnie robił za oddanego swojej pracy trenera, który chciał jak najlepiej wyszkolić swoich podopiecznych, ale w rzeczywistości jarało go dręczenie chłopaków. Na pewno. Nie było innej opcji. W końcu nikt normalny nie dawałby im takiego wycisku, nawet jeśli byłby wkurzony poziomem gry, jaki zaprezentowali na półfinale. Bo to wcale nie było tak, że faktycznie próbował ich czegoś nauczyć...

Nikt nawet nie dyskutował z trenerem na temat tego, że zaraz wszyscy padną tu na boisku i nie będą mieć siły wstać przez kolejny tydzień. Może to i dobrze, kto wie – może nie będą mieć też energii na bawienie się w dramy? A to by im wszystkim dobrze zrobiło.

Przez to, że Adam był skłócony z Sebastianem, atmosfera na boisku była okropna. Już pomijając to, że chłopacy byli mniej skupieni na treningach, działali wszystkim na nerwy. Z Adamem nie szło się dogadać, bo był strasznie drażliwy i wszystko zaczynał brać do siebie, a Sebastian nawet nie próbował udawać, że słuchał, gdy ktoś do niego mówił – wręcz przeciwnie, ostentacyjnie pokazywał, jak bardzo nie chciał, żeby ktokolwiek go zagadywał.

Trwali w tym napięciu już ponad miesiąc, od nieszczęsnego półfinału minął tydzień, a cisza, która panowała między Adamem a Sebastianem wciąż pozostawała nieprzerwana. Z każdym kolejnym dniem Adam coraz więcej myślał o tym, że być może... że być może naprawdę zerwali w trakcie tej ostatniej kłótni. Nie był pewny. Czuł się przygnębiony i przygnieciony, ale na razie nie wpadał w żadną histerię, bo tak naprawdę nie wiedział, na czym stał. Nie potrafił zinterpretować tego oddalenia się od siebie. Może to była po prostu jakaś dziwna przerwa? Moment na odpoczęcie od siebie, zebranie myśli i potem czekał ich powrót do siebie? A jeśli nie, to...

Adamowi pogodzenie się teraz ze stratą przychodziłoby stopniowo. Przyzwyczajałby się do braku obecności Sebastiana, a za jakiś czas całkowicie pożegnałby się z wizją pogodzenia. Do tego cały czas miał obok siebie Alicję i Huberta, którzy próbowali zająć czymś jego myśli.

Któregoś dnia wszyscy spotkali się u Adama. Mieli zamiar zrobić jedną z tych typowych dla siebie nocowanek – pyszna kolacja od cioci Klary, Simsy przy niezdrowych przekąskach i tulenie na dobranoc.

Jak więc to wyszło, że zaczęli grać Fifonżem i Żyrafem? Bóg jeden zna odpowiedź na to pytanie. Jakim cudem Fifonż umarł w ciągu pierwszych pięciu minut gry przez wywołanie pożaru przy gotowaniu, podczas gdy to Alicja trzymała myszkę? Tego nawet Bóg nie wie...

Adam odchylił się do tyłu, przeciągnął się. Stęknął głośno, gdy coś strzeliło mu w plecach, ale nie przejął się tym wcale. Jego wzrok mimowolnie padł na stojące na komodzie akwarium z dwoma podwodnymi jaszczurkami w środku.

– Ciocia chciała przenieść ich do salonu – wspomniał. – Twierdziła, że mogliby mieć wtedy większe akwarium.

– Wreszcie się do nich przekonała? – zdziwiła się Alicja. Pamiętała, jak Adam opowiadał o reakcji ciotki na dwóch nowych lokatorów tego domu. Nie potrafiła zrozumieć, jak Adam mógł bez żadnego przygotowania kupić takie dwa paskudki. Tyle dobrego, że nie kazała mu się ich pozbyć, ani nie wykopała go samego. Ogólnie rzecz biorąc, była całkiem zmieszana. Przynajmniej z początku...

Adam parsknął.

– Wczoraj jak wróciłem, to przy nich stała i z nimi gadała – powiedział. – Myślę, że tak naprawdę chce mi ich zabrać. A to o nowym akwarium miało mnie niby przekonać do oddania ich po dobroci.

– Albo po prostu boi się, że z dnia na dzień w akwarium zamieszka wam cały ocean...

– Hubert, nie pomagasz! – Ala walnęła go w ramię. – Ale masz zamiar zostawić je u siebie? Czy serio zastanawiasz się nad przeprowadzką? Tam na dole macie cieplej, bo kuchnia jest bliżej, nie?

Na szkolnym boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz