Adam, Sebastian i brzuszki

562 61 317
                                    


Adam nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak zirytowany. Z jednej strony zaczynał się już denerwować, bo serio – ile razy można przegrywać pod rząd? Z drugiej strony, taka złość chyba nie była zła, skoro mimo wszystko chciało mu się też śmiać, może trochę z przekąsem, ale wciąż.

– Jeszcze raz! – zażądał i odbił piłkę od parkietu. Westchnął głośno i wywrócił oczami ostentacyjnie, gdy Sebastian spojrzał na niego w sugestywny sposób. – Tym razem mi się uda. Chcę jeszcze raz.

– A ja chcę wreszcie iść się przebrać.

– Po tym.

Ostatecznie Sebastian kiwnął zrezygnowany głową i złapał piłkę, którą podał mu Adam. Kozłował chwilę, przyspieszył w trzech krokach i rzucił, nim Adam w ogóle ogarnął, że to już. Oczywiście trafił. Bramka była pusta, wszyscy chłopacy zdążyli się już zebrać po treningu. Tylko oni musieli tu siedzieć, bo pewna osoba nie mogła pogodzić się z wielokrotną, iście hańbiącą przegraną – bynajmniej nie był to Sebastian.

– Nie byłem gotowy, jeszcze raz!

– Jak niby nie byłeś gotowy?

– Normalnie. Dawaj.

Adam znów podał do niego piłkę. Stanął z powrotem przy polu bramkowym i przygotował się, by zatrzymać nabiegającego Sebastiana. Problem w tym, że Sebastian wcale nie ruszył w jego kierunku, a on sam nie zdążył do niego dobiec, żeby go zatrzymać. Rzut z wyskoku, kolejna bramka.

– To się nie liczy – uznał Adam.

– Po prostu się z tym pogódź...

– Nie ma opcji. Chcę rewanżu.

– A ja chcę zdążyć na autobus, co aktualnie mi trochę utrudniasz.

Adam prychnął.

– Pójdziesz z buta. – Wzruszył ramionami.

– Będziesz mnie niósł.

– I co jeszcze? – Spojrzał na Sebastiana jak na idiotę, próbującego wcisnąć mu jakieś głupoty. Coś jak reakcja na telefony od sprzedawców fotowoltaiki, ale twarzą w twarz.

Sebastian uznał, że się zastanawia, ale ostatecznie wzruszył ramionami.

– Nie wiem, ale miło, że pytasz. Jak coś mi przyjdzie do głowy, to ci powiem. – Uśmiechnął się słodko, jakby naprawdę wierzył, że Adam pytał z troski.

Ten tylko pokręcił głową. Poszedł po piłkę i znów podał ją Sebastianowi.

– Tylko tym razem chociaż spróbuj bronić, co? – padło, ale już bez śladów żadnej sztucznej naiwności czy sympatii.

Próbował. Nie wyszło. Co prawda udało im się rozegrać akcję trwającą dłużej niż dwie sekundy, ale wciąż wyglądało to całkiem żałośnie. Adam nie rozumiał, co się działo. Miał jakiś gorszy dzień? A może to Sebastian czuł się dzisiaj świetnie i to dlatego tak łatwo szło mu wygrywanie? Jedno było pewne: Adam nie miał zamiaru kończyć tego treningu z wynikiem dużo do dwóch. Dokładnej liczby punktów drugiego nie znał, bo po dziesięciu przestał liczyć, ale ta zdążyła się tylko zwiększyć, więc chyba nawet nie chciał wiedzieć, jaka była tak naprawdę. Jeszcze dotarłoby do niego, że szło mu gorzej, niż zakładał i wpadłby w jakiś dołek, z którego Ala i Hubert musieliby go znowu wyciągać.

– Było lepiej – pochwalił Sebastian i Adam prawie uwierzył w szczerość tych słów, jednak nim chociażby zdążył odpowiedzieć na nie uśmiechem, Sebastian dodał: – To teraz spadam, do jutra.

Na szkolnym boiskuUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum