Adam, Oskar i yhym

808 53 538
                                    


W poprzedniej części:

– Apsik! Apsik! – robił biedny Sebastian po tym, jak dał się wykorzystać Adamowi na randce i został zmuszony do oddania mu własnej kurtki.

– Na zdrowie – powiedział Adam. Normalnie objąłby go w ramach cichego przepraszam za głupotę, ale są w szkole, więc nie może. Na szczęście Hubert go potem wyprzytulał.

Czas na nocowankę!

Hubert myślał, że będą grać Gniewkiem, ale Ala z Adamem upierali się, żeby stworzyć nową rodzinkę w Simsach. W ten sposób powstał Fifonż – Sim Adama, który wyglądał jak Sebastian – oraz Żyraf – Sim Ali, mniej kochany przez rodziców brat Fifonża.  

Prawda wyszła na jaw!

– Ala, chodzę z Sebastianem.

– Wrrr – zrobiła Alicja.

Hubert wreszcie zdecydował się zainterweniować.

Alicja groziła Sebastianowi, a Adam zobaczywszy to, postanowił oficjalnie zapoznać ze sobą Sebastiana i Huberta oraz Alicję, żeby nikt więcej nie planował żadnych ustawek za jego plecami.

Dziękuję za cierpliwość i zapraszam do czytania oraz komentowania nowej, potężnej części, która jest znacznie dłuższa, niż miała być <3 :D

Za oknem było już ciemno, co ze względu na zbliżającą się zimę nikogo nie dziwiło. Zresztą, nawet w dzień nie było zbyt słonecznie, bo chmury przysłoniły całe niebo i zakrywały je aż do teraz. Dobrze, że van Gogh nie żył w tym miejscu, Gwiaździsta noc nie miałaby prawa powstać w takich warunkach. Artysta nie wiedziałby, że bezchmurne noce istnieją, ludzkość straciłaby dużo, a tak? Tak to nikt się tym nie przejmował, a już na pewno nie żaden z pary chłopaków siedzących w szatni.

Zostali ostatni. Poza nimi jedynie panie sprzątające chodziły jeszcze po korytarzach z mopami, zamykały wszystkie okna i gasiły światła. Szkoła jakby chciała pasować do miejskiego krajobrazu – pusta, ciemna i prawie bez życia. Jednak tak jak ulice co jakiś czas rozświetlane były przez samotnie przejeżdżające auto, tak i to jedno okno, z którego uciekał blask, zdradzało, że nie wszyscy poszli do domów.

– No mówię ci, że nie, bo na ostatnim wyjeździe mi się zamek zepsuł w tej dużej – przypomniał Adam.

– Czyli co? – dopytał Marcin.

– Czyli pakuję się do mniejszej, a ty bierzesz materac.

– Ale wtedy będę musiał jeszcze pompki szukaaać... – jęknął niezadowolony, na co Adam tylko wzruszył ramionami.

– Pewnie i tak ktoś weźmie, więc będziemy mogli pożyczyć.

– Dobra, ale ty nosisz mój śpiwór – zadecydował.

Adam zmarszczył brwi i zacisnął usta. Nie widziało mu się taszczenie ze sobą śpiwora Marcina, ale z drugiej strony to chyba było lepsze rozwiązanie, niż gdyby to on miał brać ze sobą materac. Już pal licho tę zepsutą torbę, której nie dało się zamknąć! Głównie przeszkadzało mu to, że żeby w ogóle gdzieś go znaleźć, musiałby iść na strych i przekopywać się przez pudła z rzeczami ciotki Klary, a to pewnie po to, by ostatecznie okazało się, że materac, po który poszedł ma gdzieś dziurę i całe powietrze z niego uchodzi. Tak, chyba już wolał nosić Marcinowi ten śpiwór.

Na szkolnym boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz