Adam, bezsilność i trening indywidualny

679 77 234
                                    


Chciało mu się płakać. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się taki sfrustrowany. Owszem, miał w głowie wspomnienie tego, gdy bezsilny patrzył na Sebastiana, jak ten wymownie milczał, ale teraz nawet nie wiedział, co mógłby zrobić. Wtedy sytuacja wbrew pozorom była łatwa, a dylemat jaki miał Adam, rozwiązał się sam. Wystarczyło stracić chłopaka, znajomych i dobre imię, a odpowiedź na pytanie czy przenosić się do szkoły, w której regularne trenowanie ręcznej nie będzie żadnym widzimisię stała się oczywista. Teraz było inaczej. Dla wszystkich raczej oczywistym było, co Adam powinien zrobić – podać Sebastianowi piłkę. Tylko on wydawał się jakiś ślepy na to rozwiązanie. Albo trochę inaczej: on naprawdę całym sercem liczył na to, że zaraz znajdzie się jakieś inne.

Był naiwny. Był tak głupio naiwny, że nawet posłuchał się rady Huberta i podszedł do Dębickiego przed treningiem z prośbą, żeby ten nie kazał mu grać razem z Sebastianem. Był tak strasznie głupio naiwny, że brak dyskusji i szybka zgoda Dębickiego go nie zdziwiła!

Czerwona lampka w głowie Adama zapaliła się dopiero wtedy, gdy trener zawołał do siebie jego i Sebastiana, a potem kazał reszcie dobrać się w pary. Coś tu było nie tak. Coś tu było bardzo nie tak. Adam nawet nie zaszczycił Sebastiana spojrzeniem, jedynie patrzył na trenera pytająco, próbując ogarnąć, co się dzieje. A z pewnością nie działo się nic dobrego, co Dębicki po chwili potwierdził.

– No na co czekacie? Na boisko z powrotem! Ćwiczycie razem!

To był moment, w którym Adamowi zaszkliły się oczy. Poczuł zimny dreszcz przechodzący po jego rozgrzanym od wysiłku ciele, a następnie mocną falę gorąca napływającą na twarz i barwiącą poliki intensywną czerwienią.

Nie rozumiał, co się działo. Przecież trener obiecał, że nie każe im grać ze sobą. Na pewno to powiedział. Adam nie miał tu nawet pola do żadnej interpretacji, a już na pewno nie błędnej. Dębicki raczej nie okłamałby go tylko po to, żeby Adam nie robił u żadnej afery na przerwie...

Adam spojrzał na niego. Zmarszczył brwi i zacisnął usta w złości. Dębicki by tego nie zrobił? Dobre sobie! Może sądził, że jak chłopacy będą blisko, to nikt nie będzie wzniecał żadnej wielkiej afery? Jego problem. Adam nie był nikim, ani tym bardziej nie był kimś, kto pozwoliłby się tak wkręcać.

– Rosół, zachowaj uwagi dla siebie, bo... – zaczął trener, wyczuwając nadchodzący lament.

– Obiecał pan!

– I dotrzymuję słowa! Nie dam wam grać ze sobą, jak nie będziecie umieli normalnie piłki podawać! A teraz idź i się oswajaj!

Adam zacisnął palce tak silnie, że te aż pobielały. W kolejnej chwili machnął rękami wściekle i rzucił trzymaną dotąd piłką o parkiet. Ta odbiła się parę razy, ostatecznie wylądowała gdzieś za trybunami i stamtąd niepewnie wyglądała na boisko, jakby bojąc się, że znów zostanie tak brutalnie potraktowana.

– Pominął pan cały sens!

– Nie dyskutuję z tobą, Rosołowski!

– Ale ja dysku...!

– Trzydzieści brzuszków obaj! – przerwał mu trener, kończąc tym dyskusję. To nie było tak, że po tych trzech słowach Adam uznał, że aha, no dobra, czas ćwiczyć, tylko Dębicki najzwyczajniej w świecie odszedł, bo uznał, że najlepiej będzie, jeśli po prostu zignoruje awanturnika i jego pełne wzburzenia spojrzenie.

– Dobrze dla ciebie, zawsze mogły być pompki albo... – odezwał się Sebastian. Niepotrzebnie.

Adam wywrócił oczami, bo jeszcze tego mu brakowało, żeby osoba, której nawet nie powinno tu być, dawała znak, że pamięta, że zawsze lubił to ćwiczenie. Szkoda tylko, że Sebastianowi nie przeszło przez myśl, że pochodził tak do brzuszków wyłącznie dlatego, że gdy robili je sami, każde jedno podniesienie się było równoznaczne z buziakiem.

Na szkolnym boiskuWhere stories live. Discover now