Adam, jeden z treningów i pojawiający się żal

716 55 352
                                    


Adam zaciskał palce na długopisie, wbijając go w kartki zeszytu całkowicie nieświadomie. Miał napisać odpowiedź na któreś pytanie z podręcznika, ale nie wiedział, na które dokładnie. Nie potrafił się skupić. Wciąż było mu gorąco od zdenerwowania. Z jednej strony nie mógł uwierzyć, że Sebastian wrobił go wspólne spędzenie przerwy. Jednakże z drugiej strony, to było zupełnie w stylu Sebastiana. Czego innego on mógłby się po nim spodziewać? Cóż, jeśli miał być szczery, to w ogóle nie spodziewał się tego, że Sebastian spróbuje spędzić z nim trochę czasu tak... po prostu? Albo dalej knuł i spiskował, ale żeby Adam mógł się dowiedzieć, o co chodziło, musiałby poczekać do końca historii, do ostatecznej walki, gdzie antagonista wygłasza swój przejmujący monolog i wszystko wyjaśnia. Problem w tym, że on wcale nie chciał trzymać się obok Sebastiana tak długo. Wszystko mu jedno, czy ten próbował zniszczyć cały świat, byle robił to daleko od niego i go w to nie wciągał.

Tylko że tutaj plany Sebastiana najwidoczniej krzyżowały się z planami Adama. Sala od matmy, gdzie Sebastian miał nadzieję zobaczyć Adama wcale nie była na tyle daleko, żeby Adamowi to odpowiadało. Niepotrzebnie go wołał, on i tak nie miał zamiaru przychodzić. Nie był pieskiem. Zacisnął usta. Nie podobało mu się, że Alicja tak go nazwała, ale jeszcze bardziej przeszkadzało mu, że wcale się nie myliła. Szybko to ogarnę – ta, już, po prostu dał się wciągnąć do jakiejś niby normalnej rozmowy, a nie powiedział tego, co miał. I jeszcze teraz faktycznie zastanawiał się nad przejściem do Sebastiana i powiedzenia mu, że ma spadać. Ta, zbliżyć się do niego, żeby powiedzieć, że ma się nie zbliżać. Duży mózg czas...

Nie. Zostanie tutaj, nigdzie nie będzie chodził, a już na pewno nie po to, żeby zobaczyć Sebastiana. To tylko w snach. W koszmarach. Jeśli Sebastian będzie czegokolwiek od niego chciał, to będzie musiał się sam pofatygować, a potem jeszcze pogodzić z tym, że Adam go spławił. Tyle.

Hubert szturchnął go w ramię. Jego pytające spojrzenie spotkało się z tym zdezorientowanym Adama, który wytrącony ze swojego zamyślenia, nie wiedział, co się działo. Dopiero gdy Hubert kiwnął brodą w stronę biurka nauczycielki, do Adama dotarło, że odpłynął trochę bardziej, niż się spodziewał.

– Przepraszam, zamyśliłem się – powiedział, widząc, jak nauczycielka wwierca w niego swoje świdrujące spojrzenie.

– Skoro tyle myślisz, to może podzielisz się tym, co wymyśliłeś do zadania? – odpowiedziała, unosząc jedną brew.

– Może nie...? – Uśmiechnął się błagalnie, ale nawet jego urok osobisty na najwyższym możliwym levelu nie pomógł w przekonaniu nauczycielki, żeby odpuściła. Nigdy więcej nie będzie rozwijał się w charyzmę, powinien brać siłę tak jak Ala...

– Nie kombinuj, tylko czytaj!

Adam spojrzał do swojego zeszytu. No tak, poza pustymi linijkami na środku prawej strony była dziura przebijająca przez kilka stron. Żadnej odpowiedzi do przeczytania. Mógłby improwizować, ale nawet nie wiedział, jak brzmiało polecenie, więc...

Hubert podsunął mu swój zeszyt. Może jednak ten urok osobisty i charyzma wcale nie były złym wyborem, skoro udało mu się zdobyć takiego przyjaciela? Normalnie ideał, dawał swoje własne zadanie do odczytania. To nawet nie było spisywanie pracy domowej przed lekcją! Najwyższe możliwe stadium przyjaźni. Naprawdę.

– Rozmowa nie poszła zgodnie z planem? – szepnął Hubert, gdy Adam przeczytał jego odpowiedź, a nauczycielka zaczęła o czymś mówić.

– Na pewno nie z moim... – Przygarnął swój podręcznik bliżej siebie, żeby zorientować się, co mieli teraz robić. Wolał nie ryzykować brakiem kolejnego zadania, gdyby znów został zapytany.

Na szkolnym boiskuWhere stories live. Discover now