14.

403 19 8
                                    


Czytam gazety codziennie i jeszcze nie słyszałem, żeby jakaś uczelnia w Anglii stanęła w płomieniach, więc chyba bez sukcesów w tym semestrze, co?


Byłam niczym tchórzofretka z wyleniałym futrem.
Tak właśnie opisałabym się, gdyby pytanie nie stanowiło tych z rodzaju zamkniętych na inne, kreatywne odpowiedzi.
Siedziałam na zajęciach z psychologii, tłumiąc ziewanie i analizując strukturę psychotestów, które nijak miały się do piłkarzy, trenerów, sędziów i całego stadionu. Przypominały raczej te popularne na Buzzfeed* w stylu Wybierz pięć piosenek, a ja powiem ci, jakim rodzajem chleba jesteś.
Nie musiałam rozwiązywać quizu, żeby wiedzieć, że czerstwym.
Do tego wystarczało mi lustro w przedpokoju.

- Co za bzdury — mruknęłam na tyle głośno, że dziewczyna z ławki obok popatrzyła z zaciekawieniem w moją stronę. Posłałam jej wymuszony uśmiech i zasłoniłam twarz ręką, odwracając się w stronę okna i przeklinając w myślach swój niewyparzony język.

- Też uważam, że tę kobietę powinni zamknąć za szerzenie herezji, ale to niestety przedmiot obowiązkowy dla wszystkich roczników — zaczepiła mnie szeptem, a ja zerknęłam nieufnie w stronę nieznajomej. Do tej pory wolałam nie rzucać się w oczy, nie nawiązywać z nikim kontaktu ani towarzyskiego, ani werbalnego, ani nawet wzrokowego, jeśli było to możliwe. Nad nazywała to paranoją, a Leo jej wtórował, ale ja wolałam ograniczać sobie atrakcje w postaci zastanawiania się, jakie nowo poznana osoba ma wobec mnie intencje. Zwyczajnie było mi łatwiej i wygodniej unikać takich sytuacji, zamiast stawiać im czoła.
Dlatego byłam tchórzofretką.
Z tego i wielu innych powodów.

- Valeria, prawda? Zawsze używasz pachnących zakreślaczy i jesz mandarynki w przerwie — zagadnęłam, jednak już po chwili zdałam sobie sprawę, jak nieudolnie to zabrzmiało. Na szczęście było mi zupełnie wszystko jedno, jak dziewczyna to odbierze.

- Zgadza się. A ty jesteś Melisa, która potajemnie wypełnia tony papierów w trakcie zajęć i żywi się głównie kofeiną — odpowiedziała, a na mojej twarzy zagościł nikły uśmiech. Złapała rytm, który większość ludzi wytrąciłby z równowagi i podała może nie najlepsze cechy, które miałam do zaoferowania światu, ale nie wspomniała niczego w stylu: Melisa, była narzeczona Neymara, którą puścił kantem z byłą dziewczyną-modelką.
Powoli zaczynałam myśleć, że ten obraz istnieje tylko w mojej głowie i nikt poza moją masochistyczną świadomością nie zwraca na to wcale aż takiej uwagi.

- Nie najlepsze pierwsze wrażenie, ale zdrowe odżywianie to przecież podstawa na studiach — zażartowałam szeptem, znosząc bohatersko karcące spojrzenie prowadzącej, która najwidoczniej zainteresowała się naszą chwilową zwyżką energii. Pozostawało niepodważalnym faktem, że na jej zajęciach ludzie głównie spali, niezależnie od pory roku i pogody. My natomiast nie odezwałyśmy się do siebie już ani słowem do końca tych każdoczwartkowych tortur, a ja pozwoliłam swoim myślom odpłynąć znacznie dalej niż tylko na nieskazitelny skwer otaczającego nas kampusu.

Za oknem padał deszcz.
A może był to rozmoknięty śnieg, którego przed świętami większość ludzi wyczekiwała niemal tak żarliwie jak grudniowej wypłaty.
Ja też byłam jedną z tych osób.
Za każdym razem, kiedy zaczynał padać śnieg, oznaczało to w naszym domu czas na strojenie każdego kąta w te wszystkie świąteczne ozdoby i światełka. Czas na picie kakao z piankami pod gałęziami pachnącego świerku i patrzenie się godzinami w hipnotyzująco trzaskający kominek. Czas na lepienie bałwana i wracanie przemoczonym od stóp do głów po ciemku już o godzinie szesnastej do ciepłego i pachnącego piernikami domu.
Z tego, jak wyglądały ostatnimi czasy relacje z moimi rodzicami, pewnie trudno uwierzyć w to, jak sielankowo wyglądało moje dzieciństwo, a jednak takie było, nawet kiedy pojawił się Alex.
Nie byłam w stanie określić momentu, w którym wszystko się popsuło, ja zaczęłam warczeć na rodziców, oni na mnie, a stół w jadalni stał się linią frontu.

Bramkarze kochają bardziejWhere stories live. Discover now