12.

412 19 6
                                    


Życie nigdy nie przestanie rzucać nam kłód pod nogi, więc zwyczajnie trzeba nauczyć się jak przez nie skakać i nie stracić przy tym połowy uzębienia.


- John! - wrzasnęłam z radości i upuściłam torbę na podłogę, ignorując dźwięk tłuczonych perfum. Omijając buty w korytarzu, pobiegłam w stronę swojego chrzestnego i rzuciłam mu się na szyję, prawie zwalając go z nóg. - Boże to nie sen — wyszeptałam, wtulając policzek w ramię mężczyzny i zaciągając się znajomym zapachem. Przymknęłam powieki, dając się porwać zakurzonym wspomnieniom ze słonecznej Barcelony. W tym jednym momencie znów byłam w słonecznej Hiszpanii, czułam gorące powietrze, morską bryzę i tę nieopisaną wolność.
Tak pachniał John i na pewno nie była to zasługa Armaniego ani Toma Forda*.

- Przyjechali dziś po południu, ale chcieliśmy, żebyś miała niespodziankę. - Głos Marthy sprowadził mnie na ziemię i niechętnie odsunęłam się od Johna. Mój wzrok padł na drobną blondynkę, chowającą się za jego plecami i przeżyłam kolejny szok.

- Carol! Jesteś okrągła! - wypaliłam, przykładając dłonie do ust w geście najszczerszego zdumienia. W istocie, kobieta trzymała dłonie na wydatnym brzuchu, który bez wątpienia nie był jedynie efektem zbyt luźnej diety. Moje oczy musiały wyglądać jak spodki od obiadowych talerzy, kiedy nieśmiało podeszłam bliżej, chcąc się przywitać, a jednocześnie bojąc się, żeby nie zrobić jej krzywdy. Blondynka jednak rozwiała moje wątpliwości, porywając mnie w ramiona.

- Nie przejmuj się, ciąża to nie choroba — zaśmiała się, uściskiem demonstrując, ile nadal ma siły, mimo dodatkowego obciążenia. Nie wiedziałam co powiedzieć, chyba pierwszy raz w życiu.
A na pewno pierwszy raz w towarzystwie Johna.
Otwierałam i zamykałam usta, wiedząc, że jestem mało subtelna, ale nie mogłam wyjść z szoku po tym, co zobaczyłam. Oczywiście nigdy nie uważałam, że wiek jest przeszkodą do czegokolwiek, jeśli ludzi łączyło prawdziwe uczucie, ale zwyczajnie nie posądzałam mojego wyluzowanego chrzestnego o to, że będzie miał ochotę zmieniać pieluchy i gotować kaszki, zamiast latać na egzotyczne wakacje, czy jeździć na pożyczonym od sąsiada Harleyu.

- Gratulacje — wymamrotałam, szczerze ucieszona i ponownie przytuliłam mężczyznę. Na usta cisnęło mi się tak wiele pytań.
Gdzie?
Kiedy?
Jak?

Ale w porę zorientowałam się, że na większość z tych pytań nie chcę poznać odpowiedzi, lub niestety ją znam. To tak koszmarnie dziwne i niezręczne, chociażby wyobrazić sobie ich w jakiejkolwiek intymnej sytuacji, że nie chciałam nawet prowokować ich do tego, żeby wpadli na pomysł, by zdradzić nam jakiekolwiek szczegóły tej jakże owocnej "randki".

- Chcieliśmy wam powiedzieć osobiście, ale Carol źle znosiła pierwszy trymestr, więc lot samolotem był wykluczony — wyjaśnił John, zajmując ponownie miejsce na kanapie i obejmując swoją żonę ramieniem. Pokiwałam mimowolnie głową w milczeniu, wyrażając tym drobnym gestem aprobatę dla jego troskliwego zachowania. - Nigdy nie byłem dobry w budowanie napięcia, więc może przejdę do rzeczy — oczyścił nieznacznie gardło i uśmiechnął się tak, jakby miał za kilka chwil sprzedać z sukcesem panele fotowoltaiczne komuś, kto mieszka w kawalerce w bloku. - Bez Mel jest nam nadal bardzo pusto i wpadliśmy wspólnie na pomysł, że może mielibyście ochotę przylecieć do nas na święta. Jak za starych dobrych czasów. Zaprosimy też Luisa i chłopaków, co wy na to? - zapytał, a figlarny błysk w jego oczach przywołał momentalnie obraz nieco bardziej lekkomyślnego mężczyzny. Tego, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić i zaakceptować z każdym jego niewygodnym mankamentem. Przechyliłam głowę, wpatrując się niemo w parę, siedzącą tak blisko mnie, jednak nie mogąc odeprzeć uczucia, że moja perspektywa jest teraz o wiele bardziej odległa niżeli tylko te kilka metrów dzielącej nas podłogi. Carol zdawała się promienieć, jednak nic nie było w stanie ukryć małych zmarszczek okalających jej twarz w kształcie serca. John z pozoru wyglądał tak, jak zazwyczaj. Elegancki, szarmancki, z nieskazitelnie białym uśmiechem i fryzurą, która, jak się okazało po dłuższym momencie wpatrywania w chrzestnego, przyprószona była już gdzieniegdzie siwizną. Jego włosy, kiedyś kruczoczarne, teraz zdawały się mieć bardziej szpakowaty odcień, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy stało się to przez ostatnie dwa lata, czy już wcześniej, ale widząc go codziennie i będąc tak skupiona na innych sprawach, zupełnie tego nie dostrzegłam.
Bez wątpienia John wydoroślał nie tylko na płaszczyźnie wizualnej, ale również behawioralnej.

Bramkarze kochają bardziejKde žijí příběhy. Začni objevovat