13.

424 19 16
                                    


Zwyczajnie potrzebowałam przestać tęsknić za czymś, co nie wróci.
Przestać tęsknić za barcelońskim napastnikiem, patrząc na odchodzącego angielskiego bramkarza.


Szczypałam skórę na swoim przedramieniu, ignorując nieprzyjemne pieczenie w miejscach, gdzie moje paznokcie zostawiły płytkie ślady.
Mrugałam z niedowierzaniem, starając się nie odwracać uwagi od jego twarzy.
Skupiałam całą swoją silną wolę na tym, żeby się nie czerwienić, ale nie miałam odwagi myśleć o tym, w jakim stopniu jest to wykonalne.
Zapewne byłam tak czerwona, jak papryka, leżąca smutno w kącie naszej lodówki.
Moje pytanie zawisło w próżni, tworząc niemal namacalną barierę między nami, jak gdyby mogła ona ochronić mnie przed rosnącym zażenowaniem. Nie słysząc satysfakcjonującej mnie odpowiedzi, schyliłam się gwałtownie i zaczęłam zbierać resztki szkła z podłogi.
Chciałam zrobić wszystko i zarazem cokolwiek, byleby tylko ukryć moje płonące żywym ogniem policzki przed bystrym wzrokiem chłopaka.

- Poczekaj, pomogę ci — zreflektował się, jakby obudzony moim nagłym ruchem i kilkoma długimi krokami zbliżył się, by po chwili kucnąć obok mnie i wyławiać odłamki kremowego kubka z odmętów czarnej kawy. - Ostrożnie, skaleczysz się — powiedział, patrząc na mnie tak intensywnie, że nawet ja nie byłam w stanie tego zignorować. Patrząc raz na moje dłonie i zaraz spoglądając w oczy, zabrał wyjątkowo ostry kawałek spomiędzy moich palców, uśmiechając się przy tym dobrodusznie. Moje wargi drgnęły lekko, robiąc to całkowicie wbrew mnie, a ja całkiem świadomie spuściłam wzrok, żeby ukryć speszenie, jednak nie spodziewałam się tym ruchem podnieść sobie jego stężenie znacznie bardziej.

- Jezu, Oliver. Ręcznik — jęknęłam, zabierając dłoń i odwracając wzrok. Chłopak poderwał się tak gwałtownie, jakby to on był poparzony i zaczął nerwowo poprawiać ten niewystarczający skrawek materiału na swoich biodrach. W normalnej sytuacji pewnie by mnie to rozbawiło, ale ta na pewno taką nie była. Nie wiem co było z nim, lub ze mną nie w porządku, ale to, jak toczyła się do tej pory nasza znajomość, zupełnie wywracało do góry nogami wszelkie normy i reguły pożycia społecznego.

- Przepraszam — wybąkał, a ja chyba pierwszy raz, odkąd go poznałam, dostrzegłam na jego twarzy cień zażenowania.
Nie współczułam mu, był to raczej dowód na to, że jego pyszałkowatość też ma jasno określone granice.
W przeciwieństwie do naszej dwójki. - Lepiej się ubiorę — dodał, drapiąc się po świeżo ułożonych włosach w niezręcznym geście, a ja tylko przytaknęłam, tłumiąc narastające we mnie rozbawienie. Jego nieporadność paradoksalnie dodawała mi odwagi i pewności siebie, co skutecznie pomagało mi przepędzić natrętne uczucie zdezorientowania.

Wrzuciłam szkło do kosza i wyciągnęłam z szafki tym razem dwa kubki, które jeden po drugim wstawiłam do ekspresu. Jakby nigdy nic wytarłam podłogę i usiadłam przy stole, czekając na angielskiego bramkarza, który podejrzanie długo nie wychodził z pokoju mojej współlokatorki. Kiedy w końcu tak się stało, wyciągnęłam kubek ze świeżym narkotykiem w jego stronę w zapraszającym geście i ignorując niekomfortową atmosferę, zdobyłam się na nikły uśmiech.
Poniekąd byłam z siebie dumna.
Dawna Melisa pewnie już by go zwymyślała, wyrzuciła za drzwi w samym ręczniku, a ubrania przez balkon w akompaniamencie kanonady przekleństw.
Nowa ja była zdecydowanie bardziej opanowana i dojrzała, a przynajmniej dotąd udawało mi się taką grać.

- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie, a ono nadal mnie nurtuje — rzuciłam jakby od niechcenia i wbiłam w niego oczekujące spojrzenie. Teraz gdy był całkowicie ubrany, o wiele łatwiej było mi skupić myśli na właściwych rzeczach i zachować nikły, ale jednak profesjonalizm. - Może inaczej. Czy Nad żyje? - zapytałam całkiem poważnie, a Oliver niemal zakrztusił się spożywanym płynem, kiedy kolejne niezręczne pytanie zawisło między nami. Tym razem jednak był bardziej skory do udzielenia mi satysfakcjonującej odpowiedzi.

Bramkarze kochają bardziejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz