9.

530 18 7
                                    


Nowy rozdział, który przecież każdy musi w końcu napisać.
Różnica polega jedynie na tym, że niektórych przeraża widmo ponownie pustej kartki, bo nie pamiętają o tym, co zostało już napisane, a inni czerpią z poprzednich stron garściami, tworząc bez lęku nową, piękną i spójną historię.


Godzina zero zbliżała się wielkimi krokami.
Jednak to nie ja wydawałam się być ekstremalnie zestresowana tym wydarzeniem, a mój ojciec, który do tej pory wykazywał minimum ludzkich uczuć. Teraz biegał jak przysłowiowy kot z pęcherzem, nosząc wypakowane po brzegi pudła i komenderując wszystkimi dookoła.

- Nagle się w nim despota obudził. To pewnie przez zmianę diety — mruczał Alex pod nosem, powłócząc nogami i udając, że robi coś niezmiernie ważnego, żeby przebiegający za jego plecami David nie zaciągnął go do kolejnego bojowego zadania, których chłopak miał już powyżej uszu, brwi i czułek, jeśli o tym nie wiedział, ale takowe posiadał.

- Ty też miałbyś ochotę w końcu dać upust swoim emocjom, gdybyś nagle zamiast dobrze wysmażonego steku dostawał kotlecik z buraków i kaszy jaglanej, a zamiast frytek sałatkę ze szpinaku — odparłam, powstrzymując śmiech i kierując się z kolejnym pudłem w ramionach w stronę schodów. Według niemal wojskowych obliczeń mężczyzny mieliśmy jeszcze nieco ponad godzinę do umówionego spotkania z właścicielem mieszkania, który z najwyższym namaszczeniem i plikiem banknotów na otarcie łez miał przekazać mi klucze do mojego i Nadine nowego gniazdka. Dziewczyna przylatywała dopiero w poniedziałek wieczorem, co oznaczało, że ominie ją gruntowne sprzątanie, ale również przywilej wyboru lepszej sypialni czy półki w łazience. Brzmi jak mało znaczące detale, jednak każdy, kto kiedykolwiek musiał dzielić z kimś mieszkanie, wie, jak kluczowe są to decyzje.

- Czemu jak zwykle matka nie usłyszy pół złego słowa, mimo że to był jej pokręcony pomysł? - żachnął się brunet, kopiąc ze złością stertę niewykorzystanych do pakowania gazet, jak gdyby to ona zawiniła całej sytuacji. Może pomiędzy kolorowymi stronami, zmiętymi teraz w bliżej nieokreśloną masę był rzeczywiście artykuł odpowiedzialny za całą tę rewolucję żywieniową, którą Martha zarządziła ponoć na niedługo przed moim przyjazdem. To wyjaśniałoby, dlaczego od tamtej pory ojciec tak chętnie zajmował się zaopatrzeniem i kwestiami obiadowymi, bo pod przykrywką kierowania się moimi upodobaniami mógł ponownie zasmakować swojego ulubionego jedzenia.

- Jestem gotowa wysunąć pewną hipotezę, ale chyba jesteś jeszcze za młody, żeby ją usłyszeć — rzuciłam przez ramię i w akompaniamencie opóźnionej reakcji brata, opuściłam progi rodzinnego domu. Kiedy pojawił się na dole kilka minut później, wyraz jego twarzy wskazywał na to, że niewypowiedziana do końca aluzja wybrzmiewała teraz w jego głowie co najmniej jak obraz Pablo Picasso.
Głośno, jaskrawo i zdecydowanie pozostawiając dla wyobraźni więcej, niż to konieczne.

- Fuuuuujjjjjj — syczał nadal pod nosem, trzęsąc głową jak rozwścieczony kot, po wywróceniu na siebie całej miski ze skórką z pomarańczy. Tłumiąc śmiech, skrzyżowałam dłonie na piersiach i oparłam się nieznacznie o samochód. Byłam pewna, że to, co zamknęło się w kilku kartonowych pudłach, w zupełności wystarczy mi, żeby zafunkcjonować w nowym miejscu, bez codziennych wizyt w okolicznej sieci sklepów IKEA.
Im mniej wokół siebie mam, tym lepiej się czuję  - taka refleksja towarzyszyła mi ostatnio dość często i z każdym dniem utwierdzałam się w przekonaniu, że nie jest to kolejna "mądrość z opakowania śniadaniowych płatków", a coś, co mogę przełożyć na praktykę.

- Możemy jechać? - zapytał David, zupełnie ignorując swojego syna, który nadal wyglądał dość niewyraźnie, krzątając się wokół samochodu. Popatrzyłam na niego z politowaniem i otworzyłam drzwi od strony pasażera, na które natychmiastowo się wpakował, niczym niesforny szczeniak, marzący o weekendowej wycieczce krajoznawczej.

Bramkarze kochają bardziejDonde viven las historias. Descúbrelo ahora