8.

487 16 8
                                    


To oznaczało nowy początek nie tylko dla mnie, ale i dla niej, a przecież nie ma nic łatwiejszego, niż odbicie się od dna, kiedy ktoś trzyma cię za rękę i ciągnie ku górze.


- A właśnie, że ja będę z nią rozmawiać! Ty ją na pewno czymś wkurzysz i się rozłączy — krzyknął rosły, brodaty mężczyzna, wciskając się przed kamerę niewielkiego telefonu.

- Spieprzaj, Gerard — warknął jego ciemnowłosy kolega, odpychając go łokciem i wygładzając dłonią nieco rudawy zarost. Moje brwi kolejny raz tego dnia powędrowały ku niebiosom i rzeczywiście przez moment miałam ochotę się rozłączyć, jednak niezdrowa ciekawość, jak dalej potoczy się ta dziecinna sprzeczka, trzymała mnie w napięciu z zawieszonym nad czerwoną słuchawką palcem.

- Ej, widzieliście może mój... O nie! Wy niewychowane pomioty, oddawać natychmiast mój telefon, zanim Mel odbierze! - Do tyrady dołączyła również moja najlepsza przyjaciółka, której niebieskie włosy na moment przysłoniły ekran. Nie musiałam tam być, żeby wiedzieć, że była zdolna się na nich rzucić w desperackiej próbie odzyskania swojej własności.
Z własnego doświadczenia wiedziałam, że nigdy nie należało to do łatwych zabiegów.

- Właściwie to już odebrałam — rzuciłam, przełykając żabę w gardle, która chyba była rozmiarów dorosłej ropuchy, bo na moment straciłam dech. Po drugiej stronie zapanowała momentalna cisza, jakby nie byli świadomi tego, że nadal ich widzę.

- Zjeżdżać pacany — warknęła Nadine i wysunęła się na pierwszy plan, obdarowując mnie niewinnym uśmiechem. Starałam się zachować powagę, jednak obserwując ten znajomy, barceloński cyrk, było mi naprawdę ciężko utrzymać niewzruszoną minę. - Nie można im niczego zostawić, bo zaraz coś popsują.

- Nie słuchaj jej, Mel! - krzyknął Pique zza pleców dziewczyny, na co moje usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu. Co dziwne, na twarzy Nad również odmalowało się coś w rodzaju ulgi moją reakcją.
Czyżby wszyscy zakładali, że zacznę na nich bez powodu wrzeszczeć?
A może bali się, że będę obarczać ich winą za współudział w przedsięwzięciu o nazwie Neymar, które skończyło się niebotycznym krachem na mojej uczuciowej giełdzie?
Nie miałam żalu, ale również ochoty, żeby przeżywać to wszystko jeszcze raz w trakcie opowiadana ze szczegółami, dlaczego powinna trafić do mnie statuetka Frajerki Roku.
Rozczarowanie i zażenowanie były zdecydowanie dominującymi uczuciami, które niezmiennie towarzyszyły mi za każdym razem, gdy tylko myślałam o Brazylijczyku.
Niewytłumaczalny żal ponownie ścisnął mnie za gardło i wiedziałam, że jeśli w ciągu najbliższych czterech sekund nie rozgonię jakąś płonącą pochodnią tych czarnych myśli, nie dam rady porozmawiać z przyjaciółmi.

- Dobrze was widzieć — wykrztusiłam, pocierając bezwiednie policzek, tym samym wysyłając sygnały, że to nie moja miękka powierzchowność a zwykłe zmęczenie zmusza mnie do nadludzkiego wysiłku, każdorazowo, kiedy próbuję coś powiedzieć.

- Wszystkich? - dopytywał Gerard, zerkając znacząco na Leo znad jego głowy i zupełnie ignorując fakt, że on też go widzi w miniaturce w rogu ekranu. Argentyńczyk wywrócił młynka oczami, jednak posłał mi szeroki uśmiech.
Tęskniłam za nim.
Za nimi wszystkimi.

- Tak, wszystkich, a szczególnie ciebie, Gerdziu — powiedziałam poważnie, kiwając głową na znak, że mówię najprawdziwszą prawdę. To, co w nim lubiłam, inni uważali za coś, czego powinien się wstydzić.
Nic bardziej mylnego.
Mimo swojego wieku i postury potrafił wykrzesać z siebie niemal dziecięcą radość i dystans do własnej osoby, który spokojnie starczyłby na obdzielenie całego pierwszego składu PSG.
To on zawsze rozładowywał napięcia w zespole i nie wyobrażałam sobie lepszej osoby, z którą mogłabym porozmawiać po tej paryskiej farsie. Cieszyłam się z jego obecności, ponieważ sam Leo i Nadine byli zbyt poważni na to, by zachęcić mnie do jakichkolwiek zwierzeń.
Po miesiącach trwania w sztywnej, formalnej matni potrzebowałam śmiechu i beztroski.
Utopii, którą straciłam.
Utopii, którą dobrowolnie oddałam.

Bramkarze kochają bardziejWhere stories live. Discover now