11. Tego się nie spodziewałam

67 1 0
                                    

*Sophie*

Dzisiaj jest 1 grudnia- sobota. Przez ostatni miesiąc chodziłam na błonia i czytałam zwierzętom. Bardzo się z nimi zżyłam i uznaje ich za swoich przyjaciół.

Ta zgodność Syriusz'a i Regulus'a rzeczywiście była tylko dlatego, że potrzebowała tego sytuacja. Następnego dnia się bili o coś.

Teraz leżę w łóżku i rozmyślam co dać na święta moim przyjaciołom.

-Sophie, idziesz z nami do Hogsmeade?- wybudziła mnie z zamyślenia Lily.

-Mogę iść i tak nie mam nic do robienia- wstałam i podeszłam do szafy po płaszcz, szalik, rękawiczki i kozaki. Dziewczyny były już ubrane i po chwili już wolnym krokiem szłyśmy przez korytarze prowadzące do wyjścia.

Nagle jakby z nikąd wynóżyła się zza zakrętu profesor McGonagall.

-Dzień dobry pani profesor!- zawołałyśmy wszystkie

-Dzień dobry, dziewczęta. Panno White mogę prosić do mojego gabinetu?- zdziwiłam się na jej pytanie

-Tak, oczywiście. Nie czekajcie za mną, później was dogonię- zwróciłam się do przyjaciółek i poszłam za profesor McGonagall. Po chwili byłyśmy w gabinecie opiekunki domu lwa.

Pani profesor usiadła za biurkiem, a ja przed.

-Ta informacja może tobą wstrząsnąć Sophie- wyczułam w jej głosie współczucie i smutek, a dodatkowo nigdy nauczyciele nie zwracali się do uczniów po imieniu- pańscy rodzice niestety zmarli w nocy.

-Co?! A-ale dlaczego?- moje oczy zaczęły wypuszczać pełno łez. Wyciągnęłam materiałową chusteczkę z wyszytymi moimi inicjałami, którą mi uszyła mama- z jakiego powodu zmarli?

-Właśnie to nie jest wiadome. Czasami nie znamy powodów niektórych wydarzeń- odpowiedziała- ich pogrzeb jeszcze nie wiadomo kiedy się odbędzie, ale jak czegoś się dowiem to panience przekaże.

-Dziękuję, że pani mi powiedziała- mimo moich uczuć wysiliłam się na delikatny uśmiech.

-W banku Gringota pańscy rodzice spisali testament. Dlatego przypada tobie, panno White wszystkie pieniądze ze skrypty 487, a oto klucz i dodatkowo dla pannienki napisali list, proszę- położyła na biurku klucz i kopertę.

-Dziękuję, ja już pójdę. Do widzenia pani profesor- wzięłam list i klucz po czym skierowałam się do wyjścia.

-Do widzenia

Wyszłam z gabinetu profesor McGonagall i udałam się do dormitorium. Już nie chciałam iść do Hogsmeade, później przeproszę dziewczyny. Po drodze zaczęłam znowu płakać.

Wbiegłam do dormitorium, rozebrałam się i przebrałam w piżamę, nigdzie się już nie wybieram, tak mi było okropnie pusto w sercu. Leżałam i wypłakiwałam się w poduszkę. Nagle ktoś zapukał, wstałam i otworzyłam drzwi. Stał w nich... Reg?

-Hej Soph... co się stało?- spytał, gdy zobaczył moje łzy.

-Moi rodzice zmarli w nocy- z moich oczu wydobywało się jeszcze więcej łez. Reg mnie przytulił.

-Tak mi przykro Sop- powiedział wchodząc, bo ja nie mogłam wydusić z siebie słowa. Usiedliśmy na moim łóżku i otuliły mnie ramiona Regulus'a i zapach jego pięknych, miętowych perfum- już dobrze, cissssss. Jestem przy tobie.

Reg jakimś sposobem mnie uspokoił i czułam się trochę lepiej.

-Dziękuję Reg- odwzajemniłam jego uścisk.

-Od tego są przyjaciele- uśmiechnęłam się delikatnie za co Reg mnie zaatakował łaskotkami, wybuchłam śmiechem.

-Ej-haha-za-ha-co-hahaha-to?- spytałam śmiejąc się

-Próbuję utrzymać twój piękny uśmiech. Tak wyglądasz sto razy ładniej, Sophie Courtney White- też się zaczął śmiać i po chwili przestał mnie łaskotać.

-Jak możesz, wiesz, że nie lubię swojego drugiego imienia- spojrzałam w jego pełne oczy.

-Wiem, ale lubię cię denerwować. Słodko się gniewasz- po tych słowach Reg dostał poduszką w twarz. Zaśmiałam się z jego miny- czyli tak się bawimy- zaczęła się wojna na poduszki. Regulus potrafi poprawić mi humor. Po paru minutach zakończyliśmy remisem.

-Chcesz może pierniki?- spytałam grzebiąc w szufladzie szafki nocnej.

-Pewnie- moje zapasy słodyczy były tak wielkie, że musiałam wszystko powyciągać- Sop jak ty to wszystko zmieściłaś w tej szafce nocnej?

-To jest bardzo dokładnie poukładane, czyli powrzucane jak leci- uśmiechnęłam się do Reg'a, a on odwzajemnił. Wyciągnęłam pierniki w czekoladzie na talerz i zapażyłam herbatę zaklęciem- a tak właściwie to jak ty przeszedłeś przez obraz?

-To zostanie moim sekretem. A tak na serio to powiedziałem profesor McGonagall, że chcę pójść do ciebie by cię zabrać do Hogsmeade- oznajmił.

-Czyli zniszczyłam cały dzień, który chciałeś ze mną spędzić- spuściłam głowę.

-Nie Sophie, spędzamy przecież razem czas. Nie mógłbym sobie lepszego dnia wymarzyć niż spędzanie z tobą czasu- mówił podnosząc ostrożnie moją brodę, bym na niego spojrzała. Po chwili go przytuliłam.

-Jesteś cudowny!- po chwili się odsunęłam. Przez resztę dnia siedzieliśmy na moim łóżku, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, jedliśmy i czułam jak Reg specjalnie stara się odciągnąć moje myśli od rodziców.

Około 18³⁰ gdy już było ciemno przyszły dziewczyny.

-Hej Sofiś, o hej Regulusie!- przywitały nas.

-Hej- odpowiedzieliśmy.

-Czyli dlatego postanowiłaś zostać nic nam nie mówiąc? Regulus'a spotkałaś po drodze, kiedy zamierzacie być wreszcie parą?- dopytywała Dorcas.

-Nie to nie dlatego. Po prostu odechciało mi się iść do Hogsmeade, a przyszedł Reg i rozmawiamy. Powtarzam ci to Dorcas już kolejny raz my jesteśmy przyjaciółmi- oznajmiłam.

-Okej, a idziecie może na kolację?- spytała Lily.

-Tak- ubrałam na piżamę długą bluzę i założyłam buty. Wyszliśmy z naszego dormitorium. W połowie drogi dziewczyny gdzieś zniknęły. Rozmawiałam z Reg'iem i się pożegnaliśmy przy wejściu do Wielkiej Sali.

Usiadłam obok Syriusza i James'a. Wzięłam tosta do ręki i zastanawiałam się jak mogli umrzeć moi rodzice. Byli zdrowi i jeszcze w miarę młodzi, to musiał być jakiś zbieg okoliczności.

-Sof dlaczego płaczesz?- z zamyślenia wybudził mnie głos James'a i dopiero teraz zauważyłam, że podczas myślenia o nich zaczęły mi same lecieć łzy.

-Hej skarbie, co się dzieje?- przytulił mnie Łapa.

-Nic, tylko... tylko się zamyśliłam.

-Nie chcesz o tym mówić?- spytał Syriusz patrząc mi prosto w oczy, a mi spowrotem zaczęły płynąć łzy, ale kiwnełam głową twierdząco. Łapa mnie mocniej przytulił i wytarł kciukami moje policzki- nie musisz jak nie chcesz- uśmiechnął się do mnie lekko.

To nie jest tak, że nie chciałam im powiedzieć. Po prostu musiałam się nastawić na tą rozmowę i na pewno nie chciałam o tym mówić przy wszystkich w Wielkiej Sali.

Zjedliśmy kolację i wróciliśmy wszyscy do Pokoju Wspólnego. Tam usiedliśmy wszyscy przy kominku. Stwierdziłam, że to jest idealny moment, byliśmy tylko my w pokoju więc nikt niepożądany się nie dowiedział.

-M-musze wam coś powiedzieć- zaczęłam, a wszyscy na mnie spojrzeli- nie chce byście przez to co wam powiem się zaczęli mną bardziej przejmować. Po prostu wolę żebyście się dowiedzieli ode mnie... Moi rodzice nie żyją, zmarli dzisiaj nad ranem- moje oczy wypuściły parę łez, a po chwili byłam w mega ciasnym uścisku zrobionym przez (od najbliżej mnie): Lily, Syriusz'a, Remus'a, James'a, Ann, Dorcas i Petera.

-Tak mi przykro Sofiś!- Lily prawie by mnie udusiła

-Jakbyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała to mów śmiało- oznajmił James, a reszta potwierdziła jego słowa.

-Dziękuję- powiedziałam, po chwili wszyscy mnie póścili i zmieniliśmy temat.

Podbite serca braci Black [niezakończone+poprawki]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz