Choćby na drugim krańcu świata

297 18 7
                                    

Czuła się, jakby była w tym samym momencie we śnie i w rzeczywistości. Wspomnienia przeplatały się w dość nieprzyjemny sposób, zaś ból był prawdziwy.
— Zrób coś, do cholery! — zawołał jeden z mężczyzn.
— Spokojnie, Harry... Zaraz wszystko powinno się ustabilizować, a może nawet polepszyć...
Znowu poczuła palący ból w żyłach. Wrzasnęła na całe gardło, kiedy uczucie przewyższyło jej wytrzymałość. Próbowała się wyrwać, szarpała się na wszystkie strony, a ogień, jaki znalazł się w jej ciele, wcale nie ustępował.

W końcu przestała się ruszać. Była wyczerpana do granic swoich możliwości. Czuła, jak mimo wszystko całe jej ciało pali, zaś każdy oddech potęgował okropny ból. Duchota pomieszczenia i zapach wilgoci zmieszanej z grzybami, wcale nie pomagał. Nie potrafiła wziąć oddechu do płuc, a kiedy to robiła, był on płytki i z ostateczności. Spróbowała otworzyć oczy. Szybko jednak zaślepiło ją koszmarne światło.
— Peter... — wyszeptała zaciskając zęby.
Drżące ręce próbowały w jakikolwiek sposób wyszarpać się z zaciśniętych pasów, które wręcz wżynały się w nadgarstki.
Serce łomotało jej w piersi z tak potężną siłą, że klatkę rozrywał niesamowity ból. Ostre kłucie uderzało w żebra, jakby lada chwila miały po prostu się rozłamać na części.

W pewnej chwili gdzieś między bodźcami męczącymi jej głowę, poczuła ukłucie igły. Zduszony krzyk rozszedł się po pomieszczeniu, a zaraz później nastała cisza. Jedynym hałasem było dyszenie przerażonej dziewczyny i westchnięcie jednego z dwóch stojących przy metalowym blacie mężczyzn.
— Zostało nam teraz tylko czekać... Za chwilę wszystko powinno pójść zgodnie z naszymi dokładnymi przewidywaniami... — oznajmił wujek Emily.

Peter natomiast walczył o życie na... Dachu ciężarówki. Nigdy nie przypuszczałby, że po zniszczonej drodze spory dostawczak może tak pędzić. Przez swoje rozkojarzenie nie potrafił nawet wyczaić momentu, w którym wpadali w dziury, bądź kierowca wymijał je ostrymi zakrętami.
Wciąż myślał o Emily. Nie miał pojęcia, jak się czuje, czy wszystko z nią w porządku... Czy w ogóle żyje. To ostatnie szybko wyrzucił z pierwszego planu. Musiał być pewny, że wszystko będzie dobrze.

Poczuł w pewnej chwili, jak jego pajęczy zmysł wariuje. Ominął pocisk, który z hukiem przemknął obok chłopaka.
— Mamy pasażera na gapę na dachu. Zaraz się go pozbędę — oznajmił mężczyzna do słuchawki. Przeładował następnie broń i wycelował w chłopaka. — Nie ruszaj się, pajączku...
— Francuzi gadają tak biegle po angielsku? Myślałem, że są zapatrzeni tylko w swój język — oznajmił wrednie unikając po raz kolejny pocisku. — A może to Japończycy...?
— Zaraz skończysz gadać, jak pożądnie oberwiesz!
Znów pajęczy zmysł zaczął świrować. Poczuł kopnięcie. Upadł na kolana, po czym został przyparty do dachu i mimo hałasu pędzącej ciężarówki, usłyszał przeraźliwy huk.
Adrenalina w jednej chwili podskoczyła, zaś Peter zerwał się przerażony uderzając napastnika, który zdołał go obezwładnić. Mężczyzna zatoczył się i spadł z dachu dostawczaka. Peter natomiast w ostatniej chwili wystrzelił sieć, która zamortyzowała upadek mężczyzny. Nie chciał mieć nikogo na sumieniu...

Poczuł następnie uderzenie w bok. Skulił się i cofnął kilka kroków.
— Nie jestem francuzem, dla twojej wiadomości — odparł przygotowując się do kolejnego ciosu. — Tak samo, jak Spider-Man siedzi na dupie w Nowym Jorku, a nie lata po Europie na wycieczki. Czego chcesz, pajęczaku?!
— Gdzie... — stęknął prostując się. Spod optyk rzucał wrogie spojrzenie, natomiast pięści mimowolnie się zaciskały. — Gdzie jest Emily?
— A co? To jakaś twoja dziewczyna? Spiderek poznał jakąś swoją fankę i ją przeleciał? — parsknął śmiechem mężczyzna. — Słuchaj, bohaterku... Wkurzasz mnie. Zawsze irytowałeś, odkąd tylko się pojawiłeś w Nowym Jorku. Dlatego uciekłem ze Stanów. Żebyś zniknął z mojego życia po tym, jak jeden z moich biznesów legnął w gruzach. Po tym, jak zniszczyłeś mi życie!

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz