Plan planu

628 37 3
                                    

Chłopak wszedł niepewnie do szkoły. Zacisnął rękę na pasku od plecaka i rozejrzał się wokoło.
— Peter? — usłyszał, na co spojrzał w kierunku szafek. Spośród dziewczyn, które stały tam oparte o co najmniej osiem drzwiczek, hamując przy nich ruch, wyszła Emily. — To ty?
Kiwnął niepewnie głową. Zacisnął mocniej rękę i znów potwierdził.
— T-tak... Tak — mruknął cicho stojąc tuż przed nią.
Poprawił chustę, która zasłaniała ranę na szyi. Nie zdążył nic dodać, kiedy dziewczyna po prostu przytuliła się wzdychając ciężko. Drgnął zaskoczony takim obrotem spraw.
— Martwiliśmy się o ciebie. Wszyscy — odparła spokojnie. — Masz trochę... Zaległości w nauce.
— Tak, wiem — uśmiechnął się cofając kawałek, by zrobić przestrzeń. — Będę musiał się trochę poduczyć...
— Jak chcesz, będę mogła pożyczyć swoje książki. Nie będzie żadnego problemu — oznajmiła.
— Naprawdę? Dziękuję bardzo – odparł cicho.
Zakaszlał, kiedy poczuł ból gardła. Przy gwałtownym ruchu głową, obsunęła się chusta. Emily chciała pomoc, kiedy zauważyła plaster.
— Coś ci się stało? — zapytała cicho nie chcąc tworzyć sensacji.
— Co? Nie, nie... Trochę mnie chyba przewiało i... Po prostu to jest plaster rozgrzewający — wymyślił na poczekaniu.
Wymówka słaba, ale miał nadzieję, że zadziała. Dziewczyna kiwnęła głową i uśmiechnęła się łagodnie.
— Witaj z powrotem — oznajmiła, po czym odeszła.
Spojrzał na oddalającą się dziewczynę.
— Peter! – zawołał z uśmiechem Ned, przytulając swojego przyjaciela.
— Cześć, Ned — odparł chłopak odwzajemniając uścisk.
— Co się stało? Jakiś... Obcy cię porwał i złożył jaja w twoich uszach? — spytał przejęty. — O! Albo eksperymentowali na tobie?
— Nie, nie... — pokręcił głową lekko zniesmaczony dziwnymi teoriami swojego towarzysza. — Wpakowałem się w porachunki jakiegoś gangu.
— Serio? Pobili cię?
— To nie byli ludzie, Ned... Byli nadludzko silni — wyjaśnił.
— To też przez nich? — zapytał szeptem. Chłopak kiwnął głową obserwując reakcję przyjaciela. — O ja cię... Prawie cię zabili?!
— Nie, nie! – syknął próbując nie zwracać na siebie uwagi. — To powierzchowna rana. Nic mi nie będzie. O wiele bardziej martwię się o Emily...
— O nią? — zdziwił się chłopak. W jednej chwili jednak rozszerzył oczy i z szokiem spojrzał w kierunku Petera. — Nie mów, że ona wie!
— Co? Nie, oczywiście, że nie... — uciszył go uspokajając chłopaka. — Pomogła mi, ale nie widziała mojej twarzy. Zresztą to... Długa historia. Naprawdę długa...
— Rozumiem — wyszeptał pojmując w miarę sytuację. — Czyli widziała ciebie, jako Spider-Mana?
— Tak... Pomogła mi i dała mi schronienie na te trzy tygodnie.
— O rany... Ale czad! — wyszeptał podekscytowany coraz bardziej całą tą sytuacją.
— Tylko teraz przeze mnie najpewniej ją ścigają — westchnął przejęty.
— Rozmawiałeś o tym z Iron Manem?
— Pan Stark zgodził się pomóc, ale... Obawiam się, ze sytuacja z FBI się powtórzy — przyznał niechętnie.
— No tak... Sęp przecież, co nie? A-ale tutaj sprawa jest poważniejsza, nie? W końcu cię skrzywdzili...
— Dlatego nie mogę się w to mieszać. Chociaż...
— ...zamierzasz zrobić wszystko na odwrót, tak? — jęknął Ned niezbyt pocieszony decyzją przyjaciela.
— Tak — przyznał pokazując przyjacielowi rysopis.
Chłopak spojrzał zaskoczony na szkice, po czym podniósł brwi.
— Ej, ale ty wiesz, że z tych twoich rysunków nic nie wynika, prawda?
Peter obejrzał jeszcze raz swoje dzieło. Rzeczywiście, zacznijmy od tego, że nie dało się nic rozwikłać za ich pomocą... Przypominały trochę rysunki małego dziecka, które zaczynało podstawy. Tyle, że jego były choć trochę dokładniejsze.
— Trzeba będzie szukać jednego z czerwoną czapką i jednego w skórzanej kurtce... Ich pamiętam. Był jeszcze jeden. Nie wyróżniał się dosłownie niczym... Miał lekki zarost, brązowe włosy, tylko był dość wysoki i mocno zbudowany.
— Czyli żadnych konkretów — mruknął wzdychając jego kumpel. — Musisz uważać na siebie... Peter?
— Zastanawiam się, czy pan Stark da jej jakąś ochronę — wymamrotał idąc dalej zamyśleniu. — Po co ja ją w to wplątywałem...?
— Ej, teraz nie możesz się nią przejmować. Sam musisz się jakoś z tego wykaraskać.
— Ale to ja jestem odpowiedzialny, jeśli coś jej się stanie. Muszę zadbać, żeby wyszła z tej sytuacji cało — odparł.
Jego myśli wciąż krążyły wokół Emily. Nawet nie chodziło o to, czy rzeczywiście grozi jej niebezpieczeństwo... Jej uśmiech, spojrzenie i sama obecność wręcz hipnotyzowały chłopaka. Starał się wstrzymać kąciki ust, które coś wręcz pchało do góry. Czyżby się zakochał? Nie, to nie było możliwe... W końcu znał Emily jako Peter Parker całkiem słabo. Trochę było mu głupio, że Spider-Man wie więcej na jej temat, niż jego... Wersja przeznaczona bardziej do kontaktów ze strony życia prywatnego.
— To co robimy? — zapytał Ned, na co chłopak się zdziwił.
No tak, liczył się plan...
— Będziemy musieli ją obserwować. W sensie sprawdzać, czy nic się nie dzieje... Raz będziesz przychodził ty, raz ja. No i nie codziennie. Raz na nie wiem... Tydzień? Chyba to powinno wystarczyć, nie? — mruknął rozkminiając, czy na pewno będzie to dobrym pomysłem. — A jeśli nie?
— Pete, żadne z nas nie zna jej zbyt dobrze. Mamy relacje na zasadzie część-na razie. Jak zaczniemy do niej przychodzić, będzie coś podejrzewała.
— No tak... Zapomniałem.
— Chyba, że będziesz ty chodził, jako Spider-Man. Go poznała doskonale. Powiesz jej o wszystkim i tak dalej... Chyba, że przez to zlokalizują ją, bo będziesz co chwila zaglądał do jej mieszkania i jeszcze bardziej wmieszasz ją w tą sytuację, porwą ją, albo zabiją, a ty pogrążysz się w wyrzutach sumienia... — zaczął wyliczać Ned. Peter skrzywił się słysząc wizję swojego przyjaciela. — No tak, już się zamykam... Faktycznie trochę mnie poniosło.
— Może zostańmy przy tej lepszej wersji... Będę do niej co pewien czas przychodził i sprawdzał, czy na pewno wszystko jest okej — oznajmił. — A nawet jeśli coś się stanie, nauczyłem ją jak używać wyrzutni sieci. Tylko ma mało naboi...
— Dałeś jej takie? Czemu ja też nie dostałem?
— Ned, to nie jest teraz istotne... Muszę się skupić na szkole, a jak będę miał trochę wolnego czasu, może jakieś ci uda mi się skombinować – oznajmił chcąc zakończyć z pewną ulgą temat.
— Jest! — wyszeptał cicho Ned. Chłopak zerknął niepewnie w jego kierunku. – To znaczy się... Dziękuję. Naprawdę.

Te lepsze dniTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon