Z tobą, przy tobie, za ciebie

356 20 3
                                    

Ściągnął maskę osuwając się po ścianie komina na jednym z budynków. Poczuł okropny ból, że w tamtej chwili nie był w stanie nic zrobić... Zaś mimo tego, że chciała zabić Emily, sama pożegnała się z życiem. Westchnął cicho spoglądając w dal. Nienawidził takich momentów. Kiedy był bezradny wobec losowi.
— Peter? — usłyszał.
Spojrzał w bok, gdzie po schodach na sam dach wspiął się Ned. Uśmiechnął się niemrawo w kierunku przyjaciela, po czym odsapnął po chwili długiej wspinaczki po schodach.
— Jak mnie tutaj znalazłeś? — zdziwił się Peter spoglądając w jego stronę.
— Czasem tutaj przychodziliśmy. Pokazywałeś mi sztuczki i tak dalej, więc... Jak Emily zadzwoniła, że nie odbierasz telefonu, postanowiłem tutaj przyjść — przyznał. Zaśmiał się następnie krótko. — W końcu tylko najlepszy przyjaciel będzie wiedział, gdzie szukać kumpla w potrzebie, co nie?

Parker uśmiechnął się wciąż do końca nie rozumiejąc sytuacji. Był jednak niesamowicie wdzięczny, że chłopak pofatygował się właśnie dla niego.
— Ja przepraszam, że ostatnio spędzaliśmy mniej czasu... — oznajmił czując wyrzuty sumienia.
— Oj, tam! Miałeś na głowie chronienie Emily, co nie? — odparł siadając obok. Uśmiechnął się w jego stronę, po czym podał przyjacielowi picie. — Swoją drogą... Słyszałem o twoim małym pościgu za motorem. Ten manewr z zasadzeniem pułapki i wpakowaniem w nią tamtej kobiety, był genialny! Wpakowałeś ją prosto w łapska policji. Była jakąś poszukiwaną zabójczynią trzech osób. Trafi za kratki, dzięki tobie.
— Ona nie żyje, Ned — powiedział spoglądając w jego stronę. – Została postrzelna na moich oczach... Nim zdążyłem zareagować, nie żyła już...
— Ajć... To niezbyt fajnie — przyznał cicho spuszczając wzrok. —  Ale to nie była twoja wina.
— Nie, ale nie wiem... Może mogłem coś zrobić... Nigdy nie chciałem pakować się w akcje, gdzie ktoś musi zginąć! — zawołał wstając. — Takie coś to... To nie moja bajka! Nie wiem, jak znoszą to inni superbohaterowie, ale dla mnie to jest jakiś... Koszmar.

Westchnął ciężko starając się ochłonąć. Złapał się za biodra, po czym spojrzał w stronę Neda.
— Może ja się po prostu do tego nie nadaję? — wymruczał cicho.
— Bez przesady... Ej! — zawołał chłopak wstając. Podszedł do przyjaciela i spojrzał w jego stronę. — Pamiętasz wydarzenia z ojcem Liz? Przeszedłeś przez to!
— I wpakowałem przy okazji jej tatę do więzienia... — dodał. — Ned, ja wiem, że próbujesz mnie pocieszyć, ale... Nie wiem.
Podszedł do krawędzi dachu i spojrzał na miasto.
— Peter, nieraz byłeś... Byliśmy w pogrzebanej sytuacji. Często pakowaliśmy się w gówno, wychodziliśmy z niego i wpadaliśmy w kolejne.
— Nie chcę was po raz kolejny w coś wpakować — odparł. — Zawsze, jak kogoś w to wciągam, źle się to kończy.
— Póki co nic mi się nie stało... No prawie — mruknął Ned. — Ale to nie powód do załamki, Parker! Damy radę... Ty dasz sobie radę.
— Może masz rację? — westchnął w końcu spoglądając w kierunku kumpla.
— Tu akurat mam rację — oznajmił z uśmiechem. — Poza tym... Masz po swojej stronie pana Starka, nie? Więc nic się złego nie powinno stać...

Peter uśmiechnął się lekko w jego stronę. Podszedł następnie i przytulił przyjaciela.
— Dzięki Ned... — szepnął cicho.
Chłopak odwzajemnił uścisk. Następnie odsunął się odrobinę, kiedy kątem oka zauważył kogoś, kto właśnie wchodził na dach. Uśmiechnął się jeszcze mocniej starając się wręcz zahamować śmiech.
— Ty postradałeś wszystkie zmysły! Porąbało cię! — wrzasnęła Emily uderzając zdezorientowanego chłopaka w twarz. Nim jednak zdołał coś jej odpowiedzieć, rzuciła się na jego szyję próbując zapanować nad drżącym głosem i cisnącymi się do oczu łzami. Wypuściła cicho powietrze. — Mogłeś zginąć...
— Emily, ja... Ja przepraszam, że musiałaś się martwić — odparł wciąż nie wiedząc, jak zareagować.
Przytulił następnie dziewczynę, która zmieszana miliardem emocji, nie powiedziała nic więcej. Stali tak przez chwilę wtuleni w siebie nawzajem. Emily następnie odsunęła się kawałek, po czym pokręciła głową zaszklonymi oczami spoglądając w jego stronę. Zerknęła następnie na zaczerwienienie.
— Ja... Ja cię aż tak mocno uderzyłam...? Rety, przepraszam! Ja nie chciałam! — zawołała przerażona własną siłą. — Nie chciałam, naprawdę...
— Spokojnie — starał się ją ostudzić chłopak. — Nie boli aż tak... Fakt, trochę piecze, ale na serio! Nic mi nie jest.
— Ale mimo wszystko... Mogłam trochę stonować. Totalnie przesadziłam! — ukryła zawstydzona twarz w dłoniach.
— Nic się nie stało — oznajmił Peter podnosząc jej podbródek, żeby na niego spojrzała. — Poza tym... Zasłużyłem sobie, nie?

Stali tak chwilę. Chłopak zaczerwienił się rozumiejąc dopiero po chwili, co właśnie zrobił. Powoli odsunął swoją rękę, po czym podrapał się z niezręczności po karku. Nie miał żadnego pojęcia, co powiedzieć.
— Uwierz, że nawet przejechanie przez pociąg go nie zabije! — zaśmiał się Ned podchodząc do nich. — Ale moc ma czaderską, nie?
— To akurat prawda — przyznała starając się usunąć durnowatą atmosferę z powietrza. — Fajne... Sieci.
— Cieszę się, że ci się spodobały — oznajmił z uśmiechem. — Znaczy... Nie! Nie startuję do ciebie! Nie o to mi chodziło, po prostu... Ja się mega cieszę, że moja umiejętność ci odpowiada... Nie, w sensie nie, że jako tobie, bo mi, tylko...

Zaśmiała się kręcąc głową.
— Pogrążasz się stary — rzucił Ned opierając się o ścianę na uboczu.
— No bo... Mi nie chodzi o to, tylko...
— Rozumiem. Przyjaciele — odparła rozbawiona całą sytuacją.
Spojrzał w jej stronę, po czym niechętnie kiwnął głową.
— Dokładnie... Przyjaciele — oznajmił wysilając się na uśmiech.
— Jakby co, będę się już zmywał. Do zobaczenia w szkole! — zawołał Ned czując, jak sytuacja robi się coraz bardziej beznadziejna.
Odprowadzili go wzrokiem, po czym spojrzeli na siebie. Emily westchnęła cicho, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
— Ale na pewno wszystko okej? — zapytała chcąc jakoś nawiązać rozmowę.
— Co? Tak, tak... Naprawdę, wszystko jest w porządku — oznajmił kiwając lekko głową.
— Cieszę się — odparła cicho.

Znów między nimi zapadła niezręczna cisza. Żadne nie miało pojęcia, od czego zacząć rozmowę, jak ją potoczyć, co zrobić...
— Emily, ja... Myślałem nad tym. Nad tym wszystkim — powiedział w końcu przerywając ciągnące się nieskończoność minuty milczenia. Westchnął ciężko, po czym spojrzał z powagą w jej stronę. — Nie powinnaś się ze mną przyjaźnić. Ściągam na ciebie same zagrożenia, non stop ktoś może cię zaatakować...
— Przestań — przerwała. — Po prostu przestań.
Spojrzał w jej kierunku niezrozumiale. Mówił coś, co nie było prawdą? Wydawało mu się, że od kiedy spotkał dziewczynę, jest on dla niej jednym wielkim łańcuchem ciągnących się kłopotów.

— Słuchaj, ja... Też myślałam nad tym wszystkim. Przemyślałam chwilę, kiedy spotkałam cię pod moim blokiem, jak mnie atakowali ci dresiarze, jak prawie mi zszedłeś w tamtej uliczce... I nie zamierzam teraz gdzieś z ubocza patrzeć, jak cały świat próbujesz udźwignąć na rękach. To niemożliwe, Pete... Niemożliwe.
— Co masz na myśli?
— Na pewno, póki nie rozwiążemy tego całego bajzlu, przejdę przez to z tobą, zostanę przy tobie i jeżeli będzie taka potrzeba, przed moim wujkiem i całą resztą odpowiem za ciebie. Nie zostaniesz w tym sam, jasne?
— Zrozumiałem — szepnął cicho zaskoczony jej słowami. Uśmiechnął się następnie lekko. Poczuł... Ulgę. Prawdziwą ulgę. — Dziękuję.

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz