Metamorfoza

688 38 1
                                    

Siedziała na kanapie przed włączonym telewizorem. Spider-Man natomiast brał prysznic, do którego dziewczyna go wręcz zmusiła.
Akurat przełączyła na wiadomości, gdzie wypowiadał się niejaki Jameson na temat... Prawdopodobnego lenistwa Spider-Mana.
— Tak, drodzy obywatele! Spider-Man zaniedbuje swoje obowiązki... Po raz kolejny próżnuje, kiedy Nowy Jork go potrzebuje! — wypowiadał się redaktor naczelny gazety Daily Bugle.
Usłyszała stuknięcie w drzwiach.
— Nie słuchaj go... On... — nie dokończyła.
W progu drzwi nikogo nie było. Wyszła z salonu i spojrzała do przedpokoju. Zamarła, kiedy przywitały ją otwarte na oścież drzwi.
— Jest tu ktoś? — zawołała zamykając tym razem na klucz.
Weszła do sąsiednich pokoi, gdzie nikogo jednak nie zastała. Podniosła niepewnie jedną brew, po czym wróciła do salonu.
W międzyczasie wyszedł Spider-Man. Był przebrany w stare ubrania wujka dziewczyny, chociaż wciąż na głowie miał maskę, która odsłaniała jedynie jego usta. Nos i oczy kryły się za materiałem, który... Także nadawał się jedynie do prania, albo wyrzucenia.
— Trzeba ci skombinować coś na twarz... Takiego wiesz, żebyś nie czuł się niekomfortowo — przyznała.
Wstała następnie i podeszła do wbudowanej szafy, jaka stała w salonie. Otworzyła ją i wdrapała się na podstawione krzesło. Niefortunnie jednak zachwiała się ściągając ciężki karton i poleciała do tyłu.
Gdyby nie szybka reakcja Spider-Mana, najpewniej uderzyłaby mocno w szklany stół. Znalazła się między jego ramionami, które skutecznie ochroniły ją przed upadkiem. Niepewnie zaparła się na nogach łapiąc stabilny grunt i spojrzała na bohatera. Uśmiechnęła się niezręcznie, po czym puszczona odeszła kawałek. On zaś znów dostał ataku kaszlu.
— Przepraszam, nie chciałam — odparła spanikowana.
Machnął ręką zapewniając, że nie jest to jej wina. Po chwili w końcu doszedł do siebie rozcierając delikatnie okolice rany.
Emily zaś posprzątała wszystkie akcesoria, które wypadły z kartonu, po czym położyła zakurzone pudło na stole.
— Więc... Może tu być dużo ciekawych rzeczy i paści. Takie wiesz... Masło maślane. Jak znajdziesz jakiś zamiennik swojej maski, weź — mruknęła przerzucając rzeczy to na jedną, a to na drugą stronę.
W taki sposób szukała nakrycia twarzy. Szybko jednak zdała sobie sprawę, jak bezsensowne to było. Dopuściła Spider-Mana do pudełka, zaś sama wróciła do drzwi frontowych. Niepewnie je otworzyła i sprawdziła zamek. Był jednak w nienaruszonym stanie... Zdziwiona zamknęła je i dla pewności przekręciła klucz. Odeszła kawałek i rozejrzała się po pokojach, czy nic nie zniknęło. Wszystko jednak było na swoim miejscu.
W progu natomiast znów usłyszała szmer. Spanikowana odwróciła się gwałtownie w miejsce, gdzie stał Spider-Man w masce... Kota. Napisał szybko na kartce, że nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Emily zaśmiała się jedynie widząc komiczny wygląd bohatera.
— Udusisz się w tym — stwierdziła wracając do salonu. Wyciągnęła następnie jedną z masek karnawałowych. Była mała, plastikowo-materiałowa i osłabiała całą górną część twarzy. Od nosa, po same czoło. Kiwnęła do siebie głową, po czym wyminęła zdezorientowanego bohatera kierując się co sypialni wujka. Tam zaś w półce znajdowało się mnóstwo sprayów o różnych kolorach. Szybko zmieniła barwę maski na czerwony i nakreśliła biały szlaczki. Były nierówne, jednakże mało się tym przejęła.
— Jak wyschnie, będziesz mógł ją ubrać... — stwierdziła kładąc maskę na stoliku okrytym grubą szmatką.
Ruszyła następnie do kuchni wymijając ponownie swojego gościa. Zagotowała wodę, kiedy przypomniała sobie jedną istotną sprawę...
— Ty chyba umierasz z głodu, nie? Jestem głupia — syknęła uderzając siebie w głowę.
Spider-Man jednak napisał szybką wiadomość. Emily ją odczytała i pokręciła głową.
— Wciąż masz podrażnione gardło, więc pizza nie wchodzi w grę — mruknęła do samej siebie sortując jedzenie na jadalne i nie jadalne dla bohatera w jego obecnej sytuacji. — Pająki jedzą zupki chińskie?
On natomiast z przymrużonymi z irytacji optykami stroju napisał kolejną wiadomość i pokazał ją dziewczynie.
Jestem też człowiekiem — pisało.
— No tak — zaśmiała się nerwowo. Wyciągnęła z szafki pieniądze, które w końcu znalazła i włożyła banknot do kieszeni.
— Ja zaraz wrócę, dobra? — mruknęła wychodząc.
Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła klatką schodową w kierunku wyjścia.

Te lepsze dniWo Geschichten leben. Entdecke jetzt