Nowy nabytek

543 31 4
                                    

Emily wbiegła do mieszkania. Zdyszana stała chwilę przy drzwiach i po zamknięciu ich na klucz, wbiegła do swojego pokoju. Rzuciła plecak, który cudem utrzymał się na jej ramionach cały maraton zdarzeń. Z niesamowitą jak dla niej prędkością, zaczęła przeszukiwać swoje szafki. Otwierała na całą szerokość szuflady, wyrzucała wszysciutko, co mieściło się wewnątrz. W końcu znalazła jedną z charakterystycznych gumek. Odetchnęła czując małą ulgę, po czym założyła rozciągliwą obręcz na rękę. Zaczęła szukać drugiej, kiedy rozległo się pukanie do szyby.
Zamarła cicho nasłuchując. Spojrzała w kierunku okna w swoim pokoju. Od pewnego czasu było non stop dwadzieścia cztery na dobę zasłaniane roletą. Ostrożnie odłożyła kartki, które trzymała wcześniej w dłoniach, po czym niepewnym krokiem skierowała się do szyby.
Chwyciła za sznurek od rolety i westchnęła wahając się. W końcu jednak celując w okno podwinęła jednym machnięciem roletę i równie szybko otworzyła je podnosząc dolną część do góry. Peter natomiast widząc jej sprzęt, podniósł jedynie ręce do góry i odsunął się kilka kroków stojąc na schodach przeciwpożarowych.
— Co ty tu robisz? — zapytała zdziwiona opuszczając luźno rękę.
— Cóż... Prosiłaś mnie, żebym przyszedł po notatki, więc... — mruknął cicho niepewnie wchodząc do środka, kiedy dziewczyna na to pozwoliła.
— Ale czemu nie wszedłeś drzwiami... Chciało ci się iść po tych stromych schodach...? — zapytała Emily wskazując na zejście ewakuacyjne.
— Cóż... Jakoś tak wolałem się przejść po prostu — przyznał uśmiechając się delikatnie.
Odwzajemniła to lekko zawstydzona opuszczając głowę.
— Przyniosę ci książki — oznajmiła.
Podeszła do plecaka, po czym zajrzała do środka. Zamarła widząc zniszczone książki. Z reguły była osobą, która dba o swoje rzeczy... Zacisnęła zęby i uniosła głowę spoglądając ku górze. Wyjęła następnie wszystko, czego potrzebowała, po czym podała chłopakowi.
– D-dziękuję — odparł biorąc podręczniki. — To ja może już pójdę. Oddam je jutro w szkole.
— Okej, spokojnie — powiedziała kiwając dodatkowo głową. — Może... Skorzystasz z drzwi?
— Co? Tak, tak... — przyznał i skierował się w stronę, którą wskazywała dziewczyna.
Przystanął widząc delikatnie przychylone drzwi od swojego pokoju. Zmarszczył brwi widząc dziwną technologię. Emily zauważając jego zainteresowanie, zamknęła pospiesznie drzwi.
— Tutaj nie wolno... Nie wiem dlaczego, ale ja także nie mogę wchodzić — mruknęła niepewnie.
— Rozumiem — kiwnął głową.
Założył następnie czapkę, po czym uśmiechnął się wyszedł. Spojrzał jeszcze w jej kierunku, kiedy zamykała drzwi. Popędził następnie schodami w dół.
Wybiegł z budynku, po czym biegnąc ulicą wybrał numer do swojego przyjaciela.
— Co się stało, Peter? – zapytał Ned.
— Chyba jej nie znaleźli... A przynajmniej tak to wygląda — przyznał wymijając ludzi idących spokojnie chodnikiem. Niektórzy zatrzymywali się i spoglądali w kierunku Parkera, który pędził na złamanie karku. — Ale odkryłem coś jeszcze... Pamiętasz technologię Sępa? Te śmieszne karabiny i tak dalej, o których ci mówiłem?
— Tak... Ale jego laboratorium się zawaliło, a pozostałości zostały zebrane, co nie? — dodał chłopak.
— Wygląda na to, że nie — oznajmił w pewnej chwili spowalniając chód. Przetarł nos i pospiesznym krokiem idąc wzdłuż ulicy, co chwila rozglądał się czujnie wokoło. — Muszę powiadomić pana Starka...
— Przecież Sęp jest w areszcie...
— Ale ktoś ma jego technologię. Pamiętasz, jak niebezpieczna była?
— W sumie racja — przyznał niepewnie.
— Muszę kończyć — dodał żegnając się.
Następnie zerknął w boczną uliczkę, to której skręcił. Zaczął się rozbierać szybko, kiedy zauważył bezdomnego. Zamarł czujnie spoglądając w kierunku śpiącego mężczyzny. Przebrał się nie robiąc większego hałasu, po czym skoczył ku górze przyczepiając swoje rzeczy do dachu. Biegnąc górą przeskakiwał jedynie przez szpary między kamienicami i blokami, kiedy nagle skoczył i zaczepiając się siecią, przemknął nad ulicą.

— Pan Stark obecnie jest... — nie dokończyła.
— Ja wiem, wiem, że jest zajęty, ale to naprawdę ważne — przerwał jej chłopak.
— Co się dzieje? — odezwała się Natasha przechodząc akurat nieopodal.
— C-Czarna Wdowa?! Ale ekstra... Jestem wielkim fanem, naprawdę cię uwielbiam — zaczął rozkręcając siebie i swoją fanowską stronę. — Nie wiem czy mnie pamiętasz... Walczyliśmy razem... W sensie nie przeciw sobie, tylko w Berlinie, kiedy Kapitan Ameryka trochę się zbuntował... Nie, że go lekceważę, tylko naprawdę wydawało mi się to dziwne, że wystąpił przeciw Avengersom.
— Po co szukasz Tony'ego? — zapytała nie starając się nawet wrócić do wspomnianych przez chłopaka zdarzeń.
— No tak, konkrety — przyznał. — Otóż natknąłem się na technologię, która jest stworzona z pozostałości po maszynach obcych. Tych, co najechali Nowy Jork w dwunastym.
— Ktoś jest w posiadaniu broni obcego pochodzenia? — upewniła się kobieta marszcząc brwi.
— Dokładnie! — zawołał. — Myślałem, że kiedy pozbędę się Sępa, zniknie cały problem z nią związany. Ale teraz znalazłem podobne działka w domu mojej przyjaciółki.
— Ej, młody! Nie truj historiami moich przyjaciół, co? — zawołał mężczyzna kierując się w jego stronę.
— Uważaj, zażył coś ostrego — odparła Natasha, po czym odeszła z uśmiechem zerkając w kierunku chłopaka.
— To miała być podpucha? — zapytał lekko zawieszony w wydarzeniach. — W każdym razie... Mam problem.
— Parker. Mówiłem ci, żebyś się w to nie wtrącał. Prawie zginąłeś, a teraz próbujesz na siłę się wcisnąć w kolejny problem? — westchnął Tony zdejmując okulary. — Słuchaj, mówiłem ci, że się zajmę problemem, więc właśnie to zrobię. A teraz idź i rób znowu za wesołego dzieciaka w niebiesko-czerwonych rajtuzach i zostaw tą sprawę mi.
— Problem jest taki, że to nie może zwlekać — odparł stanowczo Peter. Był wściekły, że nikt nawet nie próbuje wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. — Mniej więcej godzinę temu walczyłem o życie moje i mojej przyjaciółki, ponieważ ścigali nas snajperzy. Teraz znalazłem broń, która nie powinna leżeć w niepowołanych rękach, a pan mi mówi, żebym się uspokoił i udawał, że nic się nie stało?! Emily uratowała mi życie. Nie mogę jej zawieść i zostawić na pastwę losu.
Nastała chwila ciszy. Tony patrzył w jego stronę, przez co Peter zdecydował się opuścić wzrok. Chciał przeprosić, jednakże przez grobową ciszę kompletnie nic nie potrafiło się przedostać przez jego usta. Stark natomiast westchnął jedynie przecierając zmęczoną twarz.
— Chodź ze mną — powiedział w końcu kierując się do jednego z pomieszczeń.

— Friday, światło — rzucił, na co sztuczna inteligencja rozświetliła całe pomieszczenie.
Był to warsztat należący do Iron Mana. Liczne zbroje ustawione w szeregu. A przynajmniej te, które pozostały po zniszczonych, bądź uszkodzonych prototypach.
— Ale odjazd — wyszeptał Peter rozglądając się wokoło.
— Wysuń model siódmy i pokaż konstrukcję skanerową — rozkazał Tony otwierając pliki na holograficznym ekranie. Pojawił się model stroju, po czym wysunęła się płyta pokazując jego pełny wizerunek. Uśmiechnął się następnie w kierunku chłopaka, który z szokiem wpatrzony był w znajomy kostium. — I co powiesz? Od twojego odrzucenia mojej decyzji, trochę mi się nudziło, więc... Popracowałem nad kilkoma systemami i zamontowałem bardziej wydajne źródła energii. Cóż... Stare majtki chyba na dobre pójdą w kąt szafy.
— P-panie Stark, ja... — wyszeptał Peter z oczarowaniem wpatrzony w strój.
— Dobra, dobra — machnął ręką. – Tylko proszę cię o jedno. Jeśli sytuacja zacznie się komplikować, odpuść. Wyślij sygnał, wiadomość, cokolwiek. Pewnie któreś z nas się zjawi i sprawdzi, czy znowu stroisz sobie jaja.
— Wtedy po prostu się sprzęt zepsuł... Nie potrzebowałem pomocy — przyznał niepewnie chłopak.
— Jak uważasz... Bierz strój do walizy i nie nawal, młody – odparł Tony.
— Ja... Jeszcze raz dziękuję! — dodał niekontrolowanie przytulając mężczyznę.
— To jeszcze nie ten etap znajomości, dzieciaku — odparł czując ścisk i brak powietrza.
— No tak, przepraszam — chłopak w jednej chwili poprawił swoje zachowanie. — Po prostu... Dziękuję.
Stark kiwnął głową. Patrzył następnie, jak chłopak odchodzi w stronę wyjścia ściskając metalową walizkę.
— Happy — zaczął zwracając się do mężczyzny. — Kapitanek jest może jeszcze w swoim mieszkaniu?

Te lepsze dniWhere stories live. Discover now