Firma, która działa

262 14 7
                                    

— Coś długo schodzi im ta przesyłka... Zazwyczaj już są na miejscu —przyznał jeden z mężczyzn opierając się o maskę samochodu. W ręku natomiast trzymał w pół wypalonego papierosa. — Później to nam się oberwie w dupę.
Od dwóch godzin czekali w bocznej uliczce na przyjazd dostawy, która była już sporo opóźniona. Powoli zapadał mrok, co niezbyt sprzyjało ich cierpliwości. Dwa razy już zdołano napaść ich transporty. Wiedzieli, że za trzeci raz będą musieli sporo zapłacić...
— Możesz łaskawie zamknąć mordę? Nic, tylko non stop narzekasz... — wymamrotał jego towarzysz siedząc z otwartymi drzwiami od strony kierowcy.
— Żebyś ty zaraz nie... — nie dokończył, kiedy niespodziewanie jego twarz pokryła pajęczyna.

— Co to było?! — zawołał drugi zrywając się z miejsca.
— Czy ktoś tu zamiawiał przesyłkę specjalną? — odezwał się Spider-Man zeskakując wprost na mężczyznę.
Kopnął go w klatkę piersiową, odpychając na jedno z pobliskich drzew.
— Co do jasnej...?! — zawołał zdławionym głosem, kiedy sieć przyparła go do pnia drzewa. Spojrzał na postać, która przysiadła na dachu samochodu. — Kim ty do jasnej cholery jesteś?!
— Gdzie jest Emily? — zapytał Spider-Man spoglądając w jego kierunku.

Mężczyzna natomiast parsknął śmiechem i pokręcìł głową.
— Jeszcze dzieciaka w jakimś śmiesznym stroju mi brakowało...
— Co? Nie jestem dzieckiem! Jestem dorosłym chłopcem, w sensie mężczyzną, znaczy... Ugh, to nie jest teraz ważne! — zawołał zirytowany. Zeskoczył następnie i stanął twarzą w twarz z kierowcą. — Dokąd mieliście zawieźć tą przesyłkę? I co to jest?!
— Wiem, kim jesteś — mruknął zupełnie niewzruszony wrogim nastawieniem chłopaka. — Bohaterek Nowego Yorku... Spider-Man, tak na ciebie wołają? Żałosna ta ksywa... Założyłem się z kolegą, że przed Gwiazdką wykitujesz... A ty się trzymasz życia i przestępców, jak wrzód na dupie.

Peter spojrzał wrogo w jego stronę. Chciał coś powiedzieć, kiedy rozmowę zakłócił pajęczy zmysł.
Uniknął mężczyzny, który starał się uderzyć bohatera metalowym kijem.
— Wracaj tu, ty cholerny robalu!
Peter natomiast robiąc kolejny unik, uderzył mężczyznę z niesamowitą siłą. Spojrzał na swoją rękę sam nie mając do końca pojęcia, skąd miał taką moc. Nie miał jednak zbyt dużo czasu na myślenie. W ostatniej chwili odwrócił się i chwycił wymierzony w jego kierunku pistolet. Poczuł, jak adrenalina podskoczyła, kiedy tuż obok niego pomknęła kula. Wystarczyło w porę nie zareagować, aby dosięgła jego głowy.

Wyszarpał broń z ręki mężczyzny, po czym wystrzelił sieci w stronę jego nóg. Mężczyzna dostając w półkroku, upadł na ziemię. Probówał zerwać pajęczynę, kiedy chłopak okleił jego ręce.
— Gdzie mieliście zawieźć tą przesyłkę? I czym ona jest?! — spytał bardziej poirytowany. — I gdzie, do cholery, jest Emily?
— Chodzi ci o tego dzieciaka? Nie wiem, czy zdążysz. Zdychała, kiedy ostatni raz ją widziałem.
— Co? — wyszeptał przerażony stojąc nad mężczyzną. — Co masz na myśli?!
— No po prostu... — wzruszył ramionami. — Podali jej jakieś świństwo i tak to się skończyło.
— Gdzie ona jest?!
— Wiesz co, młody? Podoba mi się twoja determinacja... Serio. Mogę ci tyle powiedzieć, że w starej fabryce. Prócz nas, jest jeszcze jedna dostawa. Przywiozą to samo, co mieliśmy my. Jakieś dziwne substancje, czy coś takiego. Tamci wyjeżdżają od południowej strony za niedługo. Jak się sprężysz, może ich złapiesz.

Peter z lekką nieufnością trawił informacje, które właśnie podał mu mężczyzna.
— Dlaczego mi to mówisz?
— I tak mam ochotę walnąć tą pracę w cholerę...  — mruknął, jakby było to czymś oczywistym. — No już, uwolnij mnie i leć.
— Jasne... Dzięki! — zawołał zaczepiając się siecią najbliższej latarni.
— Ej, ale...! — zaczął krzyczeć za nim mężczyzna. — Miałeś mnie uwolnić...

Mężczyzna wszedł ze szklanką whisky do swojego ulubionego pomieszczenia, jakim był jego warsztat. Postawił swój napój na stole i ściągając w końcu irytującą go koszulę, włączył telewizor, w którym akurat leciały wiadomości.
— Jarvis, przeskanuj zbroję i pokaż sugestie ulepszenia — mruknął, po czym napił się ze szklanki.
Słysząc natomiast w telewizji wzmiankę o Spider-Manie, zerknął w kierunku olbrzymiej plazmy. Odstawił alkohol widząc nagranie przedstawiające chłopaka na tle wieży Eiffla.
Jak podają świadkowie, Spider-Man pojawił się w Paryżu już koło godziny dziesiątej. Czyżby nasz lokalny bohater postanowił zrobić sobie wakacje w Europie? — kontynuował głos prezentera wieczornego wydania wiadomości.

Tony natomiast zmarszczył brwi obserwując z lekkim niedowierzaniem nagrania randomowych ludzi krzyczących po francusku.
— A to heca... — odezwał się w końcu, po czym oparł się o blat jednego ze stołów. — Jarvis, poinformuj ekipkę, żeby się zbierali... Pajączka nam na inny kontynent wyrzuciło.

Te lepsze dniOnde as histórias ganham vida. Descobre agora