Nie ma go.

48 7 0
                                    

Becky Pov.

Zapach lotniska był mi bardzo dobrze znany, byłam na nim trzy razy. Uśmiechnęłam się w stronę mojego przyjaciela, który przyleciał ze mną, Kai również się uśmiechał bo był tu parę razy w więziennym świecie ale nigdy nie widział tylu ludzi, uwielbiałam to miejsce bardziej niż moje rodzinne miasto.
Zamówiłam taksówkę by zawiozła mnie pod bar, gdzie miałam największe szanse na znalezienie Niklausa. Miałam dwie walizki, bo tylko tyle miałam, Kai miał jedną torbę, przez parę dni nie kupiłby sobie ubrań więc postanowił kupić je tutaj. Czekaliśmy na ławce, siedziałam już na niej kiedyś z Caroline, mówiłam na Stefana że wyjechał ale ja zrobiłam to samo, przysięgłam sobie że będę wracać do nich w wolnej chwili.
Taxi podjechało, Kai i kierowca pomogli mi wsadzić walizki do bagażnika, wszystko idealnie się zmieściło. Wsiedliśmy do auta i mieliśmy szczęście bo trafiliśmy na bardzo miłego kierowcę. Miał na imię Clark Mary, uśmiechał się prawie cały czas i nie zanudzał, opowiadał śmieszne sytuacje z jego życia taksówkarza, gdy zapytał gdzie ma mnie podwieźć odpowiedziałam, zdziwił się na moją odpowiedź bo niedawno pewien mężczyzna poprosił o to samo.

— Jak miał na imię? — Zapytałam.

Clark powiedział że nie może zdradzić takiej informacji co zrozumiałam, wysiedliśmy uśmiechnięci i daliśmy mu spory napiwek, należało mu się. Gdy weszłam do baru to zauważyłam że nic się nie zmieniło, spojrzałam na stolik, siedziałam przy nim zazwyczaj z Klausem gdy chcieliśmy pogadać,moja wyobraźnia była dość rozbudowana, potrafiłam sobie go wyobrazić, machał do mnie a gdy otworzyłam oczy już go nie było, posmutniałam.

— Wszystko w porządku? — Zapytał mój przyjaciel, przytaknęłam i usiadłam przy tym stoliku wraz z nim.

Zauważając podchodzącego do nas Marcela uśmiechnęłam się a on zdziwił, zapytał najpierw co podać a gdy odpowiedziałam że nic zaczął wypytywać o to czy już zdecydowałam.

— Uważam że to dobra decyzja — Stwierdziłam poważnie prostując się na krześle.

Marcel przytaknął i udał się na zaplecze, przypomniałam sobie je i uśmiechnęłam, przy barze pierwszy raz zobaczyłam Damona.
Zauważyłam przyjaciela idącego w moją stronę z jakąś karteczką, powiedział że to adres Klausa, powiedziałam że muszę się tam udać ale sama, Kai to zrozumiał.

— Mogę cię podwieźć — Zaproponował, natychmiastowo się zgodziłam i wyszłam razem z nim z baru — Czyli jest szansa że będziecie razem?

— Nie mam pojęcia, mogło się coś zmienić u niego, wiesz że ja nie lubię się wtrącać — Rzekłam , on się zaśmiał uderzając mnie lekko w plecy — Co?

Chłopak dalej się śmiał a ja wywróciłam oczami, otworzył mi drzwi do jego samochodu,  a potem sam wsiadł odpalając go.
Droga była dość krótka, to nie było daleko lecz trochę na przed mieściach. Marcel powiedział mi że to był dom Mikaelson'ów gdy jeszcze nie zaczęli uciekać i podróżować, teraz mieszka tam sam Klaus.
Poprosiłam Marcela by zaczekał w samochodzie, weszłam do dużego domu, wystrój był piękny. Usłyszałam śmiech małego dziecka i schowałam się w jednym z pokoi.

— Katherine? — To był głos Hayley, ponownie usłyszałam śmiech małego dziecka.

— Boże, nie — Ten akcent mogłabym rozpoznać wszędzie, Klaus zaśmiał się lekko a dziewczyna wzdychnęła — Hope.

— Nadzieja? — Zapytała Hayley a ja wychyliłam się lekko zza framugi drzwi, zauważyłam jak Klaus przytakuje a następnie mówi że musi coś załatwić na mieście.

Słyszę że idzie po schodach więc szybko próbuje wyjść z jego domu, nie chciałam niszczyć mu szczęścia więc chciałam się usunąć.

— Zaczekaj — Powiedziała dziewczyna idąca za mną — Mnie i Klausa nic nie łączy a nawet jeśli to ona.

Zauważyłam na jej rękach małe dziecko, była tak podobna do Niklausa, miałam ochotę podejść i poprzyglądać się małej lecz chciałam wyjść, Hayley podeszła coraz bliżej uśmiechając się.

— Nie chce by ona miała oddzielne rodziców, to jest do dupy — Stwierdziłam patrząc na schody, miałam nadzieję że Klaus nie zejdzie tak szybko.

— Jeśli rodzice się nie kochają to co to za rodzice? — Zapytała a ja przytaknęłam, to samo mówiła mi Katherine — Poczekaj tu na niego.

Zauważyłam w jej oczach szczęście, ale byłam uparta, odwróciłam się i wyszłam z ich domu. Szybko weszłam do samochodu gdzie siedział Marcel.

— Nie ma go — Powiedziałam i poprosiłam by wrócił do baru.

Miałam ochotę się rozpłakać ale słyszałam że w Nowym Orleanie nie mają prawa być wilki, więc gdyby Marcel się dowiedział napewno zabiłby Hayley a nie chciałbym tego, po raz drugi zniszczyłabym temu dziecku życie.
Gdy wysiadłam to pobiegłam bez słowa do baru, uśmiechnęłam się sztucznie do Kaia co zauważył bo ponowił pytanie, która zadał gdy tu przyszliśmy.

— Nie było go — Spanikowałam, okłamałam własnego przyjaciela lecz nie miałam wyjścia — Chodźmy do hotelu, musimy potwierdzić rezerwacje i jest już późno.

Chłopak wstał szybko z krzesła i udaliśmy się razem do drzwi, pożegnałam się z Marcelem gdy wchodził z powrotem do baru.  Hotel był niedaleko, więc poszliśmy na piechotę.

— Posiedzę tu chwilę — Powiedziałam do Kaia a on przytaknął, poszedł do hotelu a ja siedziałam na schodach.

Tu poznałam Niklausa Mikaelsona, człowieka, który zmienił moje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni, powinien być teraz przy mnie ale go nie ma.
Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, lecz szybko je przetarłam słysząc że ktoś idzie.

Ostatnia prosta| The Vampire DiaresWhere stories live. Discover now