24. Baw się dobrze.

Comincia dall'inizio
                                    

***

-Wychodzę. - krzyknęłam w głąb domu czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Poprawiałam w lustrze swoją granatową sukienkę i nie wiedziałam gdzie tak naprawdę spędzę ten wieczór.

Czekałam na rozjaśnienie dokąd mnie to wszystko zaprowadzi bo być może popełniałam w swoim życiu kolejny ogromny błąd, który na nim zaważy ale Alice na okrągło powtarzała mi, że mam prawo do szczęścia.

Rozmawiała ze mną dobre pół godziny kiedy w ogromnym stresie starałam się przygotować na ten wieczór. Ciągle wbijała mi do głowy, że mogę próbować odnaleźć się z kimś innym a jeśli to nawet nie będzie on przyda mi się odrobina rozrywki. Fakt, że Alex wariował krążąc ciagle wokoło mnie mi tego nie ułatwiał.

Za każdym razem kiedy pokazywał się w moim otoczeniu niemo pokazywał mi, że nie powinnam tego robić.

-Baw się dobrze. - powiedział bez żadnych większych emocji na twarzy - Rafael zasnął. Mam go obudzić? Bo później nie będzie mógł spać całą noc. - próbował zmienić temat na jakikolwiek inny sunąc wzrokiem po moim ciele.

-Niech śpi. Jeden raz mu się nic nie stanie. - uśmiechnęłam się kiedy w całym pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.

Miałam je na wyciągnięcie reki więc szybko przekręciłam zamek otwierając je na całą szerokość. Stał tam z wielkim uśmiechem na ustach, w idealnie skrojonej mocno granatowej marynarce i wlepiał we mnie swoje sporych rozmiarów brązowe oczy.

-Punktualność to Twoja kolejna mocna strona. - spojrzałam na zegarek i chociaż byłam trochę zdezorientowana tym, że nie zaczekał na zewnątrz cieszyłam się, że Alex mógł go w końcu zobaczyć. Pragnęłam, żeby usychał z zazdrości kiedy stąd wyjdę jak ja za każdym razem gdy widzę ich razem.

-A Ty jak zwykle wyglądasz cudownie. - oderwał odemnie wzrok przenosząc go na chłopka stojącego za moimi plecami.

-William, to Alex. Mój... - urwałam przenosząc wzrok z jednego na drugiego i dopiero zrozumiałam jak mocno niezręczna jest ta sytuacja. - Ojciec Rafael'a.

William wyciągnął dłoń w jego stronę jednak tamten nawet się nie ruszył. Mierzył go wzrokiem bez żadnego słowa aż ten cofnął swoją dłoń próbując cały czas zachowując stuprocentową klasę.

-Może już pójdziemy. - dałam mu znać, że powinnismy jak najszybciej się ewakuować i cieszyłam się, że zrozumiał to co chciałam mu przekazać.

-Miło było Cię poznać, Alex. - rzucił jeszcze w jego stronę na co tamten mruknął coś pod swoim nosem. Coś czego nie byłam nawet w stanie zrozumieć.

-Nie wracaj zbyt późno. Mam coś do załatwienia. - rzucił jedynie kiedy zamykałam za sobą drzwi. Tym razem usłyszałam to doskonale ale nie chciałam dać po sobie tego poznać.

Kierowałam się bez słowa w stronę auta, które stało na podjeździe. Dopiero kiedy oboje zajęliśmy swoje miejsca William pierwszy przerwał panująca w nim cisze.

-Przepraszam, że postawiłem Cię w takiej sytuacji. Powinienem był zaczekać na zewnątrz. Przepraszam. Nie pomyślałem.

-Spokojnie. Przecież nic takiego się nie wydarzyło. - uśmiechnęłam się do niego ciepło.

-Nie powinienem był sprawiać, że poczujesz się niezręcznie. - jego wzrok utkwiony był w moich oczach. - Totalnie zapomniałem. - sięgnął ręką na tylne siedzenie przenosząc na moje uda sporych rozmiarów bukiet herbacianych róż. - Tak mocno się stresuje, że nie jestem w stanie tego pojąć. - zaśmiał się nerwowo.

-Są piękne. - zanurzyłam w nich nos próbując uchwycić ich zapach - Dziękuje ale nie musiałeś.

Obdarował mnie najpiękniejszym uśmiechem jakie dane było mi zobaczyć przez ten tydzień odkąd go znam i bez słowa ruszył z podjazdu kierując się w stronę centrum miasta.

Straciłam CięDove le storie prendono vita. Scoprilo ora