Ale teraz za późno

943 50 5
                                    

"Kiedy pomyślę, - ciągnęła z jeszcze większym przejęciem, - że mogłam była temu zapobiec! Ja, która wiedziałam kim on jest w rzeczywistości. Gdybym tylko powtórzyła mojej rodzinie część - jedną część tego, czego się dowiedziałam. Nigdy by się to nie stało, gdyby wiedziano kto to taki. Ale teraz za późno."

Hermiona rozejrzała się po zagraconej sypialni, przyćmionej szarym światłem wczesnego poranka; dwa zabałaganione podwójne łóżka, maleńkie okna z grubymi szybami, sterty starych podręczników, wyblakłe plakaty quidditcha zwijające się ze ścian. Była z powrotem w Norze od trzech dni, biorąc wolne od pracy, by zostać z Ginny w tej ciasnej przestrzeni, która tak dobitnie przypominała jej przeszłość. Duch jej młodszego ja, śmiejącego się z Ronem i Harrym, gdy siedzieli na tej podłodze, wydawał się unosić w nieruchomym powietrzu.

Podchodząc do okna, dotknęła szkła opuszkami palców, niewidzącymi oczami wpatrzonymi w nieużywane pola.

Wszyscy mężczyźni wyjechali — Arthur, Charlie i Hamish do Hiszpanii; Harry do Londynu, aby skonsultować się z Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów; Bill do Gringotta, aby sprawdzić, czy ścieżka finansowa cokolwiek przyniesie; Fred i George udają się do sklepu, aby podtrzymywać biznes jak zwykle. Kobiety zostały pozostawione w oczekiwaniu na wieści, które nie nadchodziły. Hermiona wiedziała teraz tylko to, co wiedziała, kiedy przybyli po raz pierwszy – że Ron i Wickham zabiegali o fundusze na inwestycję w ziemię na południowo-wschodnim wybrzeżu Hiszpanii. Dość duża grupa zainwestowała, w tym Weasleyowie, którzy zastawili Norę. Harry zainwestował – dużo i bez wiedzy Ginny.

Ale ktoś nabrał podejrzeń po serii zignorowanych komunikatów i poszedł na poszukiwanie placu budowy. I okazało się, że nie było tam żadnej budowy, nie było działki na sprzedaż – właściwie nie było żadnego planu. Ron i Jack zniknęli, jedynymi śladami po nich były w okolicy długi hazardowe i zirytowani rodzice szesnastoletniej wiedźmy, która zniknęła razem z nimi.

Teraz byli poszukiwani przez magiczne organy ścigania co najmniej dwóch krajów.

To było obrzydliwe. Hermiona poczuła się fizycznie chora na ten pomysł. Zwłaszcza, gdy pomyślała o swoich połowicznych próbach ostrzeżenia Rona przed Wickhamem. Powinna być bardziej stanowcza, bardziej otwarta. I poczuła w tym zdaniu ironię. Ale powinna była zdemaskować Jacka, kim był – przed wszystkimi. Dlaczego tego nie zrobiła? Bo bała się tego, co powiedzą? Bała się ujawnić źródło jej informacji i co to by oznaczało...?

Draco.

Jej umysł wydawał się wzdychać jego imię, jej myśli biegły do ​​niego, jak to często bywało, odkąd wyszedł z hotelu trzy dni temu.

To naprawdę musiał być koniec, prawda? Jego twarz wyglądała na tak stężoną i zimną, kiedy przeczytała imię Jacka w liście. A potem po prostu wyszedł. Tak szybko. Najwyraźniej nie chciał w tym uczestniczyć. I chociaż Hermiona nie była Weasley'em z urodzenia czy małżeństwa, równie dobrze mogła nim być. Być tak blisko związanym ze zbrodniami Wickhama... narazić Astorię na tą historię. Nie mógł tego chcieć. O wiele łatwiej byłoby trzymać się z daleka. W końcu już wypchnęła go ze swojego życia.

Hermiona przeszła przez korytarz do pokoju Rona. Nie wydawał się tak opuszczony jak pokój Ginny, ponieważ mieszkał tu od niedawna, ale coś w mieszance oznaczeń dzieciństwa – mała miotła, stos starych kart kolekcjonerskich – razem z teczką i bardzo dużą ilością par butów wydawały się bardziej melancholijne.

Obróciła się powoli w kółko, ogarniało ją poczucie winy. Naprawdę zawiodła Rona, prawda? Tak łatwo się poddała... Ale szybko wybuchła też u niej złość. Próbowała go również ostrzec. Jak mógł być tak głupi? Tak nieostrożny? Czuła się dalej od swojego przyjaciela z dzieciństwa niż kiedykolwiek.

Universal TruthsOù les histoires vivent. Découvrez maintenant