6. Bitwa białą farbą

Start from the beginning
                                    

– Hailey... – zaczęłam, ale Jessie przerwała mi po pierwszym słowie.

– A czemu nie? – organizatorka imprezy zmarszczyła brwi.

Nie wiem jaka była jej odpowiedź,
bo zdążyłam niezauważalnie uciec na piętro. Odszukałam łazienki, nie spodziewając się że Jessie ma w domu specjalną toaletę dla gości. Ukryłam się w niej, siadając na zimnych kafelkach.

Po co uciekłam? Po co ja w ogóle tu przyszłam?

Mój strach przed alkoholem mnie przerósł. Ostatecznie przyznaję się do tego bez bicia, i z wielkimi wyrzutami sumienia.

Ciszę zakłóciło głośne stukanie do drzwi.

– Zajęte – rzuciłam szybko.

– Harper? Jesteś tam?

– Tak.

– A co robisz? Mogę wejść? – dziwne pytania rzucane zza drzwi niepokoiły mnie od początku.

– Wybacz, ale chcę być sama – odpowiedziałam.

– Jakby mnie to obchodziło – prychnął za drzwiami znajomy, niski głos.

– Powinno, jeśli mam być szczera – odrzuciłam gorzko, opierając głowę o ścianę.

– Uwaga, wyważam drzwi! – krzyknął. Sekundę później stał w progu wyłamanych drzwi, z lampką wina w dłoni.

–Mówiłam, że chcę być sama! – wrzasnęłam. Huki dochodzące z parteru złagodziły mój krzyk, i nie wyszedł on tak spektakularnie jak się spodziewałam.

– Ups… – zasłonił usta dłonią. Spojrzał na szkody, jakie wyrządził w tak krótkim czasie. Wydawał się niezbyt przejęty.

Z obojętnością patrzyłam jak Aster próbował zamknąć zepsute drzwi, ale te zbuntowały się, i wyrwały się z zawiasów. Zostały mu w rękach, co bardzo go zdenerwowało. Ułożył je prowizorycznie przy framudze, by emitowały normalne i działające drzwi. Usiadł tak samo jak ja, tylko że po drugiej stronie łazienki. Pomieszczenie nie było duże, więc odległość dzieląca nasze buty była niewielka. Oboje nosimy czarne trampki z białym czubkiem.

– Jesteś pijany? – zapytałam. Popatrzyłam na połowicznie pustą lampkę czerwonego, wytrawnego wina.

– Owszem, i jestem z tego dumny – dostojnie wypiął pierś. Spojrzałam na jego ubiór. Nie był ubrany jak na imprezę, o czym świadczyły czarne dresy i biała koszulka – Ty pewnie jesteś trzeźwa.

– Owszem. Powinieneś stąd wyjść, zanim ktoś nas zobaczy i uzna, że jesteśmy przyjaciółmi.

– Tak bardzo by ci to przeszkadzało? – uniósł prawą brew.

– Tak, bardzo. Tobie pewnie też, gdybyś był trzeźwy.

– W życiu – przyłożył rękę do piersi, lekko się przy tym uśmiechając. – Nigdy bym nie żałował przyjaźni z tobą, Harper.

Poczułam dziwny ucisk w brzuchu. Ta butelka wina wyglądała bardziej kusząco niż przed chwilą. W jakimś stopniu zabolało mnie to, co mówił.

– Widziałem, jak uciekasz przed Jessie – dołożył.

– I co z tego? -wzruszyłam ramionami.

– Trzeba mieć odwagę, by odmówić alkoholu. Ja niestety jej nie mam, i widzisz jak wylądowałem – jego wzrok zjechał na lampkę wina. – Ale trzeba też być drętwym, żeby nie napić się chociaż trochę.

– Wcale nie jestem drętwa.

– Problem w tym, że jesteś. Nudna, markotna, otępiała… – wymieniał na palcach, wyginając je pod dziwnym kątem. – Nikt nawet nie widział jak się uśmiechasz, co dopiero śmiejesz.

Before UsWhere stories live. Discover now